– Byłem przed mundialem w Brazylii i nic takiego nie widziałem. Korki? W Sao Paulo mieszka 20 milionów ludzi, to jak ma nie być korków? Prezes Boniek narzeka na korki… To trzeba było pojechać do wioski. Tam nie ma korków. W każdym dużym mieście jest ten sam problem. Tokio, Nowy Jork… Ludzie narzekają na drogie stadiony… No dobra, drogie były, ale nie musimy z tego zrobić skandalu. Zawsze będą narzekania. To nie jest tak, że sto procent Brazylijczyków kocha piłkę. 90 procent kocha, a 10 zawsze będzie anty – mówi Edi Andradina. Z byłym piłkarzem Pogoni i Korony rozmawiamy o szansach jego rodaków i pytamy, czy to prawda, że brazylijski piłkarz umiera dwa razy.
W Brazylii też mówią, że to najlepsze mistrzostwa od lat?
– Jest ciekawie. Wydaje mi się, że to ze względu na naszą pogodę. Drużyny czują te temperatury i w drugiej połowie zazwyczaj robi się na boisku dużo miejsca. Dlatego jest tyle emocji.
Ale Brazylia na razie nie powala. Najpierw błąd sędziego z Chorwacją, potem remis z Meksykiem. Jest trochę narzekań.
– Ale czy sędzia coś zmienił? I tak byśmy wygrali. Wszyscy mówią o sędzim, a nie mówią, że w drugiej połowie to my prowadziliśmy grę. Ludzie zapominają, że to jest Brazylia. Reprezentacja przyzwyczajona do wygrywania. Chcemy grać pięknie, ale przede wszystkim mamy wygrywać. Zremisowaliśmy z Meksykiem, ale historycznie on zawsze stwarzał nam problemy. Ich bramkarz rozegrał mecz życia. Naprawdę, nie wiem skąd te narzekanie na Brazylię. Może Neymar gra trochę za indywidualnie, ale cały zespół nie boi się grać ofensywnie.
Dla mnie Neymar jest przereklamowany.
– Nie jest przereklamowany. To dobry piłkarz. Brazylia go kocha, bo jest otwarty do ludzi. Nie odmawia autografów. Jest wielką gwiazdą, ale ma pokorę. Czasem nawet większą niż reszta. Myślę, że Scolari wie, jak go wykorzystać.
Czym różni się Scolari od poprzednich trenerów?
– Poprzedni byli dobrze, ale nie do reprezentacji. Scolari ma coś takiego, czego inni nie mieli. Wybiera dobrych piłkarzy. Tworzy rodzinę. Oni naprawdę się kochają, szanują nawzajem. Właśnie takiego trenera potrzebowaliśmy. Trenera, który spotyka się z piłkarzami na kilka dni, ale potrafi zrobić tak, żeby wszyscy się lepiej poznali. On buduje rodzinę. A potem z tej rodziny rodzi się zespół.
Byłeś kilka tygodni temu w Brazylii. Obraz przedstawiony w prasie jest taki sam, który zobaczyłeś na własne oczy?
– Denerwuje mnie te gadanie o strajkach. Ludzie zawsze chcą przeszkadzać. Media pokazują kawałki. Byłem przed mundialem w Brazylii i nic takiego nie widziałem. Korki? W Sao Paulo mieszka 20 milionów ludzi, to jak ma nie być korków? Prezes Boniek narzeka na korki… To trzeba było na wioskę jechać. Tam nie ma korków. W każdym dużym mieście jest ten sam problem. Tokio, Nowy Jork… Ludzie narzekają na drogie stadiony… No dobra, drogie były, ale nie musimy z tego zrobić skandalu. Zawsze będą narzekania. To nie jest tak, że sto procent Brazylijczyków kocha piłkę. 90 procent kocha, a 10 zawsze będzie anty.
Podobno brazylijski piłkarz umiera dwa razy. Pierwszy raz, gdy kończy karierę. Jak jest po tej drugiej stronie?
– Ta druga strona jest bardzo dobra. Na razie jestem zadowolony, zobaczymy co dalej.
Trochę po cichu zakończyłeś karierę. Pamiętam scenę w Poznaniu, jak witasz się z Arboledą, a on nawet nie wie, że już nie grasz.
– No tak, myślał, że dalej gram w piłkę. Chyba gazet nie czyta albo piłki nie ogląda. Pogadaliśmy trochę, pożartowaliśmy. Powiedziałem, że zrezygnowałem, bo byłem już zmęczony. Obudziłem się pewnego dnia i zobaczyłem, że nie sprawia mi to przyjemności. Nic na siłę. Porozmawiałem z żoną. Powiedziała: jak nie chcesz, to zostaw. Najważniejsze, żebyś był szczęśliwy. Poszedłem do prezesa, on mówi: spokojnie, poczekaj 2-3 tygodnie. Poczekałem i dalej nic. Zakończyłem karierę, podziękowałem Pogoni za wszystko. Szacunek za to, jak mnie traktowali. W ogóle wdzięczny jestem całej Polsce, bo zawsze byłem wszędzie mile przyjmowany.
Zostajesz w Polsce?
– Żonę mam tutaj. W Brazylii raczej by nie chciała mieszkać. Na razie pracuję, więc mieszkam. Wiadomo, że różnie życie się układa. Jak będzie praca, to będę mieszkał w Polsce. Jak nie będzie, to może trzeba będzie pojechać gdzieś indziej. Na razie chcę zrobić kurs trenera. Mam zacząć po wakacjach. Czekam na sygnał z PZPN-u.
Jako młody chłopak myślałeś w ogóle o Europie?
Nigdy. Porozmawiaj z chłopakami w Brazylii. Nikt nie mówi o Europie. Oni myślą o Santosie, Palmeiras. Dopiero później pojawia się w głowie: a może Europa, bo pieniądze. Polska, jak przyjechałem, to był zupełnie inny świat niż Brazylia. Ale czułem się dobrze, bo wcześniej grałem w Rosji. Japonia, Rosja. Dopiero Ptak namówił mnie na Polskę.
Jak wspominasz eksperyment Ptaka?
– Tragedia. Nie lubię nawet o tym rozmawiać. Krzywda dla piłkarzy i dla Pogoni. Ale to nie było tak, jak niektóre gazety pisały, że przyjechali sprzedawcy garniturów i ludzie z plaży. Wszyscy zawodnicy byli piłkarzami, mogę cię zapewnić. Przecież Ptak nie byłby taki głupi, żeby ściągać ludzi z ulicy. Kupił Amarala, który był reprezentantem Brazylii. To jak on potem mógłby ściągnąć do tego sprzedawców lodów? Niektórzy zawodnicy w Pogoni nie zaistnieli, ale potem grali świetnie, trafiali nawet do Spartaka Moskwa. Czasem Brazylijczyk potrzebuje aklimatyzacji. Nie ma tak, że przyjeżdża i od razu gra. A oni mieszkali w hotelu cały czas. Nie mieli życia. 15 kilometrów do miasta. Ile tak można żyć? Tylko ja, Radek Majdan, Boris Pesković i Artur Bugaj mieliśmy swoje mieszkania. Reszta skoszarowana. I nie wypaliło. To jest Polska. Nie możesz zrobić całej drużyny brazylijskiej.
Jako jedyny z nich przetrwałeś. Dziesięć lat w Polsce. Zawsze uśmiechnięty, otwarty do ludzi. Miałeś tu w ogóle jakiś konflikt?
– Staram się unikać konfliktów, ale raz się zdarzyło. Trener Gąsior w Koronie powiedział, że symuluję kontuzję. Nie lubię takich głosów, zwłaszcza od osoby, z którą dotąd bardzo dobrze żyłem. Ale było, minęło. Już tego nie pamiętam. Z Hernanim się czasem kłóciliśmy na meczach. Ale to normalne. My, Brazylijczycy ciągle krzyczymy, wyzywamy się. Polacy nie wiedzą, o co chodzi. A my chcemy wygrywać. Musimy się stymulować. Po meczu się przytulimy i życie się toczy dalej. Jak chcesz wygrywać, to musisz czasem pokrzyczeć.
Najgorsza krytyka, z jaką się spotkałeś? Masz coś takiego w głowie?
– Czasami, że gruby… Że stary… Ale zaraz strzelałem gola i mówili: jak wino: im starszy, tym lepszy! Przyzwyczaiłem się. 99 procent rzeczy, które spotkały mnie w Polsce to pozytywne rzeczy. Mecz z Górnikiem Łęczna (4:0), gdy szliśmy po awans albo wygrana z Legią, gdzie miałem asystę dla Grześka Bonina. Dużo takich rzeczy przychodzi mi do głowy.
Najtrudniejszy obrońca przeciwko, któremu grałeś to…
– Jodłowiec. Nawet nie muszę się zastanawiać. Mega trudny. Ciężko było sobie z gościem poradzić. Ale jest w porządku. Silny, ale gra fair. Bardzo inteligentny do tego. Przez te dziesięć lat trudniejszego obrońcy chyba nie spotkałem.
W Brazylii i innych krajach też nie? Jak każdy brazylijski piłkarz musiałeś grać z kimś znanym.
– Nie mam takich nazwisk. Jak grałem w Santosie, to zapamiętałem młodego Robinho. Obserwowałem go od małego. Miał 12 albo 13 lat. Taki malutki, taki chudziutki, a kiwał wszystkich. No, ale nie grałem z nim. Z tej dzisiejszej kadry Brazylii znam tylko Paulinho, bo parę razy rozmawialiśmy, jak mieszkał w Łodzi. Śmieszyło mnie, jak ktoś w ŁKS-ie powiedział: człowiek bez charakteru. Kurczę, bez charakteru? Reprezentant Brazylii? 20 milionów kosztował. To może cały świat nie zna się na piłce, a ten człowiek z ŁKS-u zna? Czy Anglicy są głupi? To właśnie czasem boli, że nie potrafimy dostrzec w kimś potencjału. Nie każdemu od razu wychodzi. A on jeszcze grał na prawej obronie…
Jak przychodziłeś do Polski to też byłeś rzucany na różne pozycje.
Na początku, trener Panik wystawił mnie na skrzydle. W życiu nie grałem na boku. Nie mówiłem wtedy po polsku. Zawołałem kolegę, on tłumaczył i przekazałem, że na tej pozycji grać nie będę. On mówi: grałeś na treningu jako napastnik i nic takiego nie widziałem. Ja na to: OK, jak nic takiego nie mam, to rozwiązujemy umowę. Bo to wy mnie zaprosiliście. Ja sam się tutaj nie wprosiłem. Przekonałem go. Inaczej pewnie by już mnie tu nie było.
Bohumil Panik… Strasznie stare czasy odgrzebałeś. Który trener w Polsce zrobił na tobie największe wrażenie?
– Jest kilku fajnych. Uważam, że Tarasiewicz jest mega dobry. Naprawdę, mega, mega dobry. To trener, który wykłada prostym językiem. Nie kombinuje. Trafia do piłkarzy. Czasem jest trener, który jest inteligentny, ale na drużynę to się nie przekłada. Wygląda to fajnie na komputerze i tyle. A Taraś – nie. Po piłkarsku wszystko ci powie. Nie wiem, ile ma lat, ale takie rzeczy robi na boisku, że szok. Jak coś nie idzie, to mówi: “dajcie, pokażę wam”. Nie chcę mówić, że akurat on jest najlepszy, ale przyszedł mi teraz do głowy. Bardzo mądry człowiek, który potrafi maksymalnie wykorzystać umiejętności piłkarzy.
A Skowronek? Jak przychodził do Pogoni, to byłeś od niego o osiem lat starszy…
Młody, ale w ogóle tego nie czujesz. Bardzo pewny siebie. Drugi, o którym mogę powiedzieć same dobre słowa. Gwarantuje ci, że to będzie jeden z najlepszych trenerów w ekstraklasie za jakiś czas. Nie ma go już w Pogoni, ale takie jest życie. Duże zmiany zaszły. Przyszedł Wdowczyk, Robak, Murawski, Małecki.
Robak to najlepszy napastnik, z jakim grałeś w Polsce?
– Tak, długo się zastanawiałem, ale na pewno będzie to Robak. Chociaż czekaj, najlepszy to byłem ja! Zawsze tak mówię do Robaka. Graliśmy tyle meczów, a on mi dał tylko jedną asystę! Ja mu pięć albo siedem. I on mi do dziś wypomina, że jeden raz podał… Ale dobry jest, naprawdę. Profesjonalista. Strasznie pracowity. Przykład dla innych. Dzieciaki patrzą na takich piłkarzy i wiedzą, że pracą można dużo osiągnąć.
W Pogoni kto jest teraz największym talentem?
– Jest kilku fajnych chłopaków. Mnie się najbardziej podoba Okuszko. Bardzo techniczny, ma finezję. Jeżeli będzie ciężko pracować, to może coś osiągnąć. W ogóle widzę zmianę w głowach młodych piłkarzy. W końcu doszło do nas te dobre, zachodnie myślenie. Nie tylko w Pogoni. Nowe, polskie pokolenie naprawdę będzie dużo lepsze niż te obecne.
Rozmawiał PAWEŁ GRABOWSKI