Reklama

Pragmatyzm i prymitywność – gorzka pomyłka Garitano w Realu Sociedad

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

01 października 2018, 17:47 • 6 min czytania 3 komentarze

To ciekawe jak mało mówi się obecnie w Hiszpanii o rozgrzanych stołkach poszczególnych szkoleniowców. Jasne, sezon trwa dość krótko, aczkolwiek wielokrotnie nawet taki okres wystarczał, żeby szukać drastycznych rozwiązań. Tymczasem praktycznie tylko w kontekście Hueski mówi się o zmianie menedżera. I nie żebym nawoływał do radykalnych zmian, aczkolwiek szczególnie jeden przypadek mnie dziwi – Realu Sociedad i Asiera Garitano.

Pragmatyzm i prymitywność – gorzka pomyłka Garitano w Realu Sociedad

Szczerze mówiąc w małą, prywatną żałobę popadłem, kiedy jego zatrudnienie ogłosili Txuri Urdin, wszak liczyłem mocno, iż to jemu zostanie powierzona renowacja Athleticu. Podobało mi się bowiem to, jaką robotę wykonywał w Leganes. Dla jasności – nie uważam, że wykręcał tam wyniki ponad stan, bo po awansie Ogórki dwa razy z rzędu zajęły 17. lokatę. Aczkolwiek jak na zespół z potencjałem kadrowym godnym Segunda Division utrzymanie się na powierzchni wyższej klasy rozgrywkowej kazało doceniać pracę wykonaną na Estadio Butarque przez byłego już szkoleniowca tej ekipy.

Głównie dlatego, iż nie mówimy tu o utrzymaniu w stylu typowo survivalowym, jak na przykład przed laty Rayo, Granada i tym podobne ekstremalne przypadki. Wyników drużyny z przedmieść Madrytu nie rozpatruję więc w kategoriach udzielanego jej ratunku, lecz właściwie wykonanego planu. Minimum, owszem, ale i tu mógłbym odbić piłeczkę – w Leganes po prostu zmierzono sił na zamiary.

Cele same w sobie natomiast Garitano realizował w sposób wysoce pragmatyczny. Część z was powie, że tu chodzi o ograniczony warsztat szkoleniowca, którego podejście obnażało brak taktycznego polotu w kwestiach ofensywnych. Z drugiej strony ja mu się wcale nie dziwię, iż budował ten zespół od tyłu, wszak nie dysponował praktycznie żadnymi wirtuozami, nawet w skali ekip walczących o utrzymanie. Taktykę natomiast dopasowywał do możliwości swoich podopiecznych, co według mnie dowodziło raczej iż, ten facet po prostu twardo stąpa po ziemi i nie robi z siebie ideologicznego pajaca w stylu Paco Jemeza czy – za przeproszeniem, bo jego szanuję bardziej – nawet Quique Setiena.

Ale właśnie, w tej historii skaza pojawia się w momencie przejęcia przez Asiera nie tego baskijskiego klubu co trzeba. No, przynajmniej w teorii. Bo jednocześnie chciałbym zaznaczyć, iż z perspektywy czasu nie żałuję, że to Eduardo Berizzo został wybrany na szkoleniowca Athleticu, kosztem byłego trenera Leganes. Paradoksalnie jednak, gdy zerkamy teraz w tabelę Primera Division, Lwy znajdują się jeszcze niżej od Txuri Urdin. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że jeśli po którejś z tych ekip można spodziewać się więcej w przyszłości, jeśli któraś rokuje lepiej, jeśli któraś wykazuje większy potencjał co do przyjemniejszego dla oka stylu – to zdecydowanie drużyna z Bilbao.

Reklama

Nie zrozumcie mnie jednak źle. Ostatnie z wymienionych kryteriów rozpatruję bowiem nie tyle w kwestii możliwości samych zawodników, co mam na myśli podejście obu szkoleniowców. Herezją bowiem byłoby określanie La Realu zgrają drewniaków bez jakichkolwiek przesłanek do ładnej gry. Ewentualnie trzeba by mieć sklerozę w niezwykle zaawansowanym stadium, wymazawszy uprzednio całą kadencję Eusebio Sacristana na Estadio Anoeta. Nie ma takiego mocnego, który wmówi mi, że zespół złożony z zawodników takich jak Willian Jose, Sandro, Juanmi, Januzaj, Oyarzabal, Pardo, Zurutuza, Merino, Illarramendi, Theo Hernandez czy Hector Moreno nie jest w stanie grać atrakcyjnej dla oka piłki.

A jednak, wystarczy zerknąć w bardzo prostą statystykę, która najlepiej obrazuje stylowy regres Txuri Urdin:

Lagowanko LL

Źródło: Twitter @FutbolAvanzado 

Krótko mówiąc – Real Sociedad jest drużyną, w której wyprowadza się piłkę z gracją i subtelnością godną Stevena Seagala. 50% to lagi na pałę. Naprawdę, aż trudno uwierzyć, że mówimy o tej samej drużynie, która w ostatnich dwóch sezonach miała zupełnie inne oblicze – jeśli już czymś wkurzała, to raczej męczeniem buły za pomocą niezliczonych krótkich podań. Ale żeby dodać omawianej sprawie jeszcze więcej dramatyzmu, zaznaczmy, iż podopieczni Garitano posłali zaledwie 175 celnych dograń tego typu, mniej mają zaledwie Rayo, Celta i Athletic. Niestety jednak dla klubu z San Sebastian, te trzy zespoły ogólnie podjęły około 100 prób mniej jeśli chodzi o taki rodzaj dostarczania futbolówki do napastnika. Pod względem celności La Real osiągnął zatem oszałamiający średnią na poziomie 40% – co stanowi najgorszy wynik w całej Primera Division.

Zaryzykuję tezę, iż Asier Garitano popełnia największe faux pas w swojej karierze szkoleniowej, ponieważ nie potrafił dostosować się do realiów, oczekiwań i możliwości klubu dużo większego niż Leganes. Pod względem stricte piłkarskim bowiem jego świadomość przekształciła się w asekuranctwo. Taktyczny pragmatyzm w bojaźń przed przeciwnikiem. Wierność prostym metodom w… Prymitywność? No właśnie, zastanawiam się. Czy chodzi o ograniczony warsztat trenera La Realu? Nie chce mi się wierzyć, iż tak nisko wisi jego sufit.

Reklama

Ale o ile na jego obronę można przyznać, że większość indywidualnych błędów jego zawodników w obronie nie wynika z wadliwości przyjętego systemu, o tyle nieumiejętność odpowiedzenia na niego w ofensywie wynika już tylko i wyłącznie z podejścia samego bohatera tego tekstu. Równie niewielką wymówkę stanowią tutaj dość liczne kontuzje, jakie nawiedziły Estadio Anoeta. W ostatnim czasie wypadali Januzaj, Sandro, Llorente, Merino czy Zaldua co oczywiście musiało utrudnić pracę Asiera, lecz z drugiej strony mi w tym wszystkim nie chodzi nawet o wykonanie pewnego dobrego planu. Tego planu przecież póki co po prostu nie było i w tym sęk, więc w dobie tego skupianie się na personaliach nie jest właściwym kierunkiem rozważań.

Mam raczej nadzieję, że to wszystko błędy, które będą stanowiły doskonały punkt wyjścia do dalszej ewolucji. I że będzie to ewolucja wyjątkowo ciekawa, ponieważ staniemy się świadkami nie tyle przemiany samej drużyny, co samego Garitano. Właśnie przez jego pryzmat warto patrzeć na obecny Real Sociedad, choć w takich okolicznościach mamy do czynienia z toporem obosiecznym. Bo jeśli szkoleniowiec zareaguje właściwie, postronny kibic zaobserwuje po prostu ciekawy proces rozwoju tegoż menedżera. W przeciwnym razie nasz bohater sam podłoży głowę pod topór, ponieważ w ogóle nie korzysta z tego, co w ekipie z San Sebastian wypracował niegdyś Eusebio. Implementuje całkowicie odmienną filozofię futbolową niż ta, do której Txuri Urdin przyzwyczajono przez ostatnie 3 sezony.

Jednocześnie to jak poradzi sobie Asier Garitano na Estadio Anoeta będzie stanowiło również miarodajny argument dla oceny działań zarządu klubu z Jokinem Aperribayem na czele. Ale akurat do tej kwestii będzie można wrócić za kilka tygodni/miesięcy.

W pewnym sensie podtrzymuję więc moje zdanie – biorąc pod uwagę to, jaki futbol preferuje Garitano, na co kładzie nacisk i jakiego rodzaju zawodnicy są mu potrzebni do realizacji swojej wizji – Los Leones powinni pasować mu znacznie bardziej niż La Real. Tylko nie wiem czy kibicom serca by nie pękły, bo patrząc z dzisiejszej perspektywy, mogłoby to oznaczać tyle co wyznanie wierności antyfutbolowi, jaki w Baskach rok temu zaszczepił Cuco Ziganda.

Cholera, ależ ja się myliłem!

W aktualnym, już znacznie bardziej kibicowskim rozrachunku, nie ukrywam zatem – cieszę się, że latem na rynku trenerskim doszło do takich, a nie innych roszad w baskijskich drużynach. Że Josu Urrutia okazał się mądrzejszy ode mnie oraz – kto wie, może także Jokina Aperribaya. Biało-niebieskiej stronie barykady natomiast, pomimo klubowych animozji, mogę tylko współczuć, iż muszą płacić i oglądać póki co taką (hehe) kopaninę. Bo zarówno możliwości jak i ambicje Real Sociedad ma teoretycznie znacznie większe.

Mariusz Bielski

Najnowsze

Felietony i blogi

Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
15
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Komentarze

3 komentarze

Loading...