Stare porzekadło mówi, że dla sportowca najgorsze jest czwarte miejsce. Cóż, my zawsze uważaliśmy, że gorsze jest na przykład jakieś 120. (czyli coś na poziomie polskich klubów w Europie), ewentualnie – nasza polska specjalność, czyli – czwarte… w grupie. Ale gdy dziś patrzyliśmy na Michała Kwiatkowskiego, który otarł się o podium mistrzostw świata, musieliśmy przyznać, że czwarta pozycja jednak jest wyjątkowo parszywa.
Michał Kwiatkowski mistrzem świata już był – w Ponferradzie cztery lata temu triumfował w wyścigu ze startu wspólnego. Regularnie zdobywa też medale w jeździe drużynowej na czas (złoto, srebro i dwa brązy). W tym roku indywidualnie wygrał między innymi klasyk Tirreno-Adriatico oraz Tour de Pologne. Słowem: utytułowany gość. Na mistrzostwach świata w Innsbrucku nie zamierzał jednak spuścić z tonu i już w dzisiejszej konkurencji zawodów chciał pokazać, że jest świetnie przygotowany.
Dziś walka w jeździe indywidualnej na czas toczyła się na 52-kilometrowej trasie z solidnym podjazdem. Kwiatkowski już na miejscu uspokajał dziennikarzy i kibiców, że to tylko rozgrzewka, bo jego koronną konkurencją będzie wyścig ze startu wspólnego i to w niedzielę chce celować w medal. Jednak słowa słowami, a kiedy kolarze jeden po drugim wyruszyli na szosę, „Kwiato” solidnie depnął. Trudno się zresztą dziwić, bo to gość, który zawsze jedzie na maksimum możliwości.
Dziś te możliwości dały mu parszywe czwarte miejsce. I tak, jak przed startem Kwiatkowski prawdopodobnie wziąłby je w ciemno, tak na mecie wyglądał na trochę zawiedzionego.
So close… One of my best long time-trials ever. No medal, but surely a boost of confidence ahead of Sunday 🇵🇱😉@ibk_tirol2018
📷 @GettySport pic.twitter.com/pLhM3uF2sb— Michał Kwiatkowski (@kwiato) September 26, 2018
Do medalu zabrakło mu nieco ponad 40 sekund, ale też trzeba przyznać, że Polak przegrał tylko z prawdziwymi kozakami. Na Rohana Dennisa od pewnego czasu po prostu nie ma mocnych. Australijczyk odpalił dziś prawdziwą torpedę. Drugiego na mecie obrońcę tytułu Toma Dumoulina wyprzedził o minutę i 21 sekund! W konkurencji, w której często decydują pojedyncze sekundy, a nawet ich ułamki, to prawie 7:1 Niemców z Brazylią w półfinale poprzedniego mundialu: nokaut. Dla Holendra drugie miejsce to zawsze porażka. Drugie miejsce ze stratą blisko półtorej minuty to tragedia, masakra i żenada.
Trzeci był Viktor Campenaerts, wolniejszy od Dumoulina właśnie o niespełna sekundę. 43 sekundy wolniej od Belga 52 kilometry przejechał Kwiatkowski. Teraz sportową złość po parszywym czwartym miejscu trzeba przekuć w coś pozytywnego przed najważniejszym startem w niedzielę. Nie mamy cienia wątpliwości, że „Kwiato” jest w stanie to zrobić.
Niezadowolony z siebie może być Maciej Bodnar, który dziś występował w zupełnie innej roli niż Kwiatkowski. Dla czwartego zawodnika mistrzostw świata z 2016 roku i szóstego igrzysk w Rio de Janeiro to właśnie jazda indywidualna na czas jest koronną konkurencją i największą szansą na medal. W środę wypadł słabiutko, zajął 17. miejsce ze stratą ponad 4 minut do zwycięzcy i 3 minut do podium…
foto: newspix.pl