Reklama

Sam jestem ciekaw, gdzie będzie mój szczyt. Dinamo nim nie jest

redakcja

Autor:redakcja

11 września 2018, 10:51 • 18 min czytania 16 komentarzy

Damian Kądzior ze zgrupowaniami reprezentacji Polski jest już mniej więcej oswojony, ale nadal czeka na pierwsze minuty na boisku. Z 26-letnim skrzydłowym rozmawiamy jednak przede wszystkim o ostatnich wydarzeniach w karierze klubowej. W Dinamie Zagrzeb Nenada Bjelicy już nieźle sobie radzi, a są widoki, by za jakiś czas było jeszcze lepiej. Przy okazji dostajemy przykład, jak przygotowany i z jakim nastawieniem polski piłkarz powinien wyjeżdżać za granicę. Wtedy rozmowy o aklimatyzacji w dużej mierze będą teorią. 

Sam jestem ciekaw, gdzie będzie mój szczyt. Dinamo nim nie jest

Do ilu razy sztuka z reprezentacją?

Oby do czterech, bo to już moje czwarte zgrupowanie. Do tej pory jeszcze nie zadebiutowałem, a na jednym w zasadzie przyjechałem i wyjechałem. Miałem kontuzję, która co prawda nie była poważna, bo już w następnej kolejce ligowej zagrałem, ale w tygodniu z kadrą nie mogłem trenować. Teraz znów jestem i zobaczymy.

Dla ciebie i paru innych zawodników to bardzo ważny czas, bo wydaje się, że mamy przesilenie na reprezentacyjnych skrzydłach i można wyjątkowo dużo ugrać w kontekście kolejnych miesięcy. 

Wiadomo, że nie ma Kamila Grosickiego, a przedwcześnie wyjechał Maciek Makuszewski. Chętnych na te pozycje nadal jest jednak wielu. Ostatnio zagrali Kuba Błaszczykowski – od lat filar reprezentacji i wzór kariery, którą sam chciałbym mieć –  i mój kolega z Zabrza Rafał Kurzawa. Jest siedem dni, kilka treningów i trzeba się zaprezentować jak najlepiej, żeby zostać zapamiętanym przez selekcjonera. Ale równie ważne, żeby dobrze i regularnie grać w klubie. Wtedy siłą rzeczy do reprezentacji też później trafisz.

Reklama

Odczuwasz jeszcze tremę debiutanta na zgrupowaniach?

Czuję się w porządku, na pewno dużo lepiej niż za pierwszym razem, gdy był stresik. Będę się czuł jeszcze lepiej, gdy uda się dostać chociaż kilka minut, żeby można już było powiedzieć, że jestem zawodnikiem mającym to 1A w swoim dorobku.

To wtedy powoli będzie ci się kończyć twoja słynna lista celów na lodówce.

Nigdy ich nie zabraknie, spokojnie. Cele muszą być coraz wyższe. Jeśli zadebiutuję w reprezentacji, kolejnym punktem będzie wywalczenie miejsca w składzie, strzelenie gola czy zaliczenie asysty i tak dalej. Podobnie było w Górniku Zabrze. Najpierw plac, potem produkowanie liczb, tak samo dziś w Dinamie Zagrzeb. Lista nigdy nie będzie pusta.

Widzisz w ogóle szczyt swoich możliwości?

Sam jestem ciekaw, gdzie się on znajduje i do jakiego poziomu starczy mi umiejętności. Chęci do nauki i ciężkiej pracy nigdy mi nie zabraknie. Wierzę, że zagram w jeszcze lepszym klubie niż Dinamo Zagrzeb.

Reklama

To początek współpracy, pierwsze dni, ale widzisz już pierwsze różnice w porównaniu do zgrupowań Adama Nawałki?

Może to wynikało z krótszej przerwy między meczami, ale u trenera Nawałki treningów mieliśmy trochę mniej. U Jerzego Brzęczka mamy więcej zajęć z piłką, a wtedy najłatwiej przekonać selekcjonera do siebie. W sobotę mieliśmy trening wyrównawczy, ćwiczenia strzeleckie i chwilę gry. Każdy trener jest nieco inny. Trudno mi jednak na razie wskazać większe różnice między jednym a drugim selekcjonerem. Zrobiła to już prasa, gdzie pisano, że teraz siedzimy przy jednym dużym stole, nie musimy czekać przy jedzeniu, aż wszyscy skończą…

I możecie cofać autokarem.

To też. Generalnie w kadrze Adama Nawałki byłem za krótko, żeby szczegółowo mówić o nowościach u Jerzego Brzęczka. Co innego, gdy porównujesz trenerów klubowych, z którymi pracowałeś przez rok.

Już wiecie, jak ma grać reprezentacja Brzęczka, pomysł został przez niego wyłożony?

Selekcjoner ma raptem kilka dni, żeby zakodować w nas DNA, które chce mieć na kolejne miesiące. Starał się to pokazywać na treningach i w meczu z Włochami pewne rzeczy chyba dało się zauważyć.

Na przykład rozgrywanie od tyłu.

Tak, tak. W pierwszej połowie staraliśmy się to robić i kilka razy założenia z treningu przenieśliśmy na mecz. W drugiej było już trudniej, Włosi podeszli wyżej, stawało się to znacznie bardziej ryzykowne.

Jest niedosyt, ale nowy selekcjoner dobrze zaczął, atmosfera na pewno się nie pogorszyła.

Rozegraliśmy dobry mecz, szczególnie przed przerwą. Mogliśmy prowadzić więcej niż 1:0. Ale Włosi też mają swoją jakość, po zejściu Piotrka Zielińskiego trudniej było utrzymać piłkę z przodu i siłą rzeczy akcji mieliśmy mniej. Całokształt jednak na plus dla drużyny.

Fot. FotoPyk

Łatwo było zdecydować się na Dinamo Zagrzeb? Z rozmowy w “Przeglądzie Sportowym” wynikało, że wręcz zakochałeś się w tym kierunku.

Dokładnie tak. Gdy dostałem potwierdzenie, że mam stamtąd ofertę i porozmawiałem przez telefon z Nenadem Bjelicą, w ciągu pięciu minut doszliśmy z żoną do wniosku, że to będzie najlepsze wyjście. A jak już pojechałem, od pierwszego dnia czułem się tam świetnie. Na tę chwilę jestem w stu procentach zadowolony z tego kierunku.

Nie zrażały cię historie ze Zdravko Mamiciem, afera z Luką Modriciem?

Dziś Mamić chyba nie jest już przy klubie, to sprawy z przeszłości. Jeśli jeszcze ma jakiś wpływ, to ewentualnie z tylnego siedzenia. Patrząc w ten sposób, zawsze coś znajdziemy. Możemy mówić, że we Włoszech to mafia, w Rosji oligarchowie i tak dalej. Klub funkcjonuje stabilnie, nie ma żadnych problemów z płatnościami. A fakty są takie, że Dinamo zdominowało ligę chorwacką, w ostatnich kilkunastu sezonach tylko dwa lata temu nie zdobyło mistrzostwa, gdy wyłamała się Rijeka. Mam pewność, że jestem w klubie, który co roku walczy o najwyższe cele i gra w europejskich pucharach. To dodatkowy atut.

Kluczowe było jednak przede wszystkim to, że po prostu pasuję do tego zespołu. Dinamo gra trochę inaczej niż Górnik Zabrze, gdzie częściej graliśmy z kontry, ale wcześniej byłem szkolony właśnie pod atakowanie, ofensywę. W Wigrach Suwałki u Dominika Nowaka, gdzie zaliczyłem jak na razie najlepszy sezon w życiu, graliśmy praktycznie tak samo jak Dinamo. Widzimy zresztą, co trener Nowak robi teraz w Miedzi Legnica. W takim graniu czuję się najlepiej. W Górniku mogłem się sprawdzić w innej taktyce i spojrzeniu na piłkę, dzięki czemu wiele się nauczyłem. Trener Bjelica nie ukrywał, że ta wszechstronność była dla niego ważna. Widział, jak sprawdzałem się w Wigrach w ataku pozycyjnym i jak w Zabrzu przy kontrach, gdy potrafiliśmy mieć 30 procent posiadania piłki i wygrać 3:0. Odnalazłem się w obu stylach. Byłem pierwszym zawodnikiem, którego Nenad Bjelica pozyskał po przyjściu do Dinama, mimo że wcześniej nie pracowaliśmy ze sobą. Również ta determinacja przekonała mnie do chorwackiego kierunku.

Bjelica chciał cię już w Lechu.

Tak. Nie ma co ukrywać – Lech odzywał się do mnie jeszcze w trakcie poprzedniego sezonu, gdy pracował tam trener Bjelica. Z nim wtedy nie rozmawiałem, wymieniliśmy jedynie parę zdań po meczu w Poznaniu. Po zmianie szkoleniowca zainteresowanie Lecha było aktualne, ale nastawiłem się, że chcę spróbować sił za granicą.

Widzę, że nie czarujesz, że brałeś pod uwagę pozostanie w Górniku. Krótka piłka.

Graliśmy w otwarte karty. Od pierwszego dnia nie ukrywałem, że chciałbym się wypromować i pójść jeszcze wyżej. Kibice Górnika też wiedzieli, że mam wyznaczone pewne cele w życiu i staram się je realizować. Chcieliśmy sobie wzajemnie pomóc i to się udało. Bardzo dobrze czułem się w Zabrzu, trener Brosz miał do mnie pełne zaufanie, a ja się odwdzięczyłem na boisku i pomogłem zająć czwarte miejsce. Już jako zawodnik Górnika dwa razy przyjechałem na zgrupowanie reprezentacji, co dla klubu było dodatkowym smaczkiem. Wzięli mnie z I ligi za małe pieniądze i po udanym sezonie zarobili dużo więcej. Trener też wiedział, jaką mam klauzulę odstępnego i cały czas mi powtarzał, że on nie chce, bym się zadowalał tym, że trafiłem do Zabrza. Dawałem z siebie wszystko dla klubu, ale w głowie miałem zawsze, że trzeba ciągle iść dalej. Tak samo jest dziś w Dinamie. Cieszę się, że tam trafiłem, ale mam ambicje, by pójść jeszcze wyżej. Gdzie mnie to zaprowadzi, dopiero się okaże.

Czyli Dinamo nie jest szczytem twoich marzeń.

Na tę chwilę to odległe perspektywy, nie mam jeszcze do końca wyrobionej pozycji w drużynie, więc trudno mówić o tym, co będzie dalej. Ale na pewno nie czuję piłkarskiego spełnienia już teraz, bo jestem w Dinamie Zagrzeb i to szczyt moich piłkarskich marzeń.

Od początku po transferze do Górnika zakładałeś, że kolejnym etapem powinna być zagranica?

Gdy już zobaczyłem, że po przeskoku z I ligi radzę sobie w Ekstraklasie, to tak. Priorytetem był wyjazd z kraju. Patrzyłem jednak przede wszystkim na to, czy kolejny klub będzie odpowiednim miejscem do rozwoju i czy dobrze będę się tam czuł. Pod tym kątem wolałem Dinamo niż słabszy klub z silniejszej ligi, gdzie zarobiłbym więcej. Taką ofertę mieliśmy z Rosji.

Wyjechałbyś do Moskwy?

Nie, na peryferia, do tego poziom sportowy średni. Uznaliśmy, że w pierwszej kolejności trzeba postawić na rozwój i spełnianie się jako piłkarz. Pieniądze, wiadomo, są ważne, ale dla mnie nie najważniejsze.

No i żyjecie w fajnym miejscu, a odnoszę wrażenie, że dla twojej żony to istotny czynnik.

Na pewno znacznie pozytywniej zareagowała, gdy usłyszała “Chorwacja” zamiast “Rosja”. Marzeniem jest zagranie w Serie A, Włochy to mój ulubiony kraj, wiele razy tam byłem. Gdyby była szansa na taki wyjazd już z Górnika, pewnie byśmy się zdecydowali. Ale Dinamo to klub uważnie obserwowany przez skautów z topowych lig, można się pokazać. Czynnik “życiowy” braliśmy pod uwagę, a pod kątem życia na co dzień, kulinariów czy kultury Chorwacja odpowiada nam pod każdym względem. Również jeśli chodzi o ludzi. Na dziś mogę mówić w samych superlatywach. Chorwaci oddadzą ci serce, choć znają cię dopiero od dwóch miesięcy.

Co do Górnika, czwarte miejsce jest tym bardziej godne docenienia, że w pewnym momencie wiosną wydawało się, że puchniecie i już nic dobrego was nie czeka.

Czwarte miejsce to wielkie osiągnięcie dla beniaminka, ale z perspektywy całego sezonu – myślę, że trener Brosz powie tak samo – jest pewien niedosyt. Ogólnie jednak zrobiliśmy więcej niż ktokolwiek zakładał. Sandecja w I lidze prezentowała się lepiej, a wejście do Ekstraklasy miała nieporównywalnie gorsze i wiemy, jak się skończyło.

Zupełnie inna polityka kadrowa.

Dokładnie. Podobało mi się, że w Górniku szansę dostali przede wszystkim ci, którzy ten awans wywalczyli, choć często nawet ich pierwszoligowe doświadczenie było niewielkie. Nie robiono masówki z transferami. Przyszedłem tylko ja, Michał Koj i Mateusz Wieteska.

I każdy tylko czekał, kiedy dopadnie was kryzys.

Zadyszka nadeszła w grudniu, potraciliśmy głupio punkty na koniec rundy. Najpierw porażka w Gdyni w doliczonym czasie, a potem to 0:4 z Cracovią u siebie. Wiosną długo nie punktowaliśmy tak, jak byśmy chcieli. Jako główny powód wskazałbym problemy w okresie przygotowawczym. Na palcach jednej ręki policzylibyśmy zawodników, którzy nie mieli wtedy żadnych kontuzji. Jesienią prawie cały czas graliśmy jednym składem i może nie wszyscy zdążyli w pełni się zregenerować. Gdy wróciliśmy do ciężkich treningów, niektórzy mogli nie wytrzymać. A chodziło o kluczowe postaci, jak Rafał Kurzawa – praktycznie w ogóle nie przepracował zimy – Szymek Żurkowski, Szymek Matuszek, problemy mieli Igor Angulo, Michał Koj i Adam Wolniewicz, później więzadła zerwał Łukasz Wolsztyński. W pewnym momencie problemy się nawarstwiły i nie mieliśmy tak stabilnej jedenastki, jak wcześniej.

No i zmierzam do tego, że w końcu znaleźliście się w dołku i każdy zakładał, że tam pozostaniecie. A wy jednak z niego wyszliście, mimo że wiosną grały już nowe twarze jak Gryszkiewicz, Smuga czy Hajda. 

Faza finałowa była bardzo dobra w naszym wykonaniu. Najpierw wygrana w Białymstoku, później 4:2 na Lechu i rozpędziliśmy się na finiszu. Wpadki były u siebie: 0:1 z Wisłą Płock i 2:2 z Koroną Kielce. Szkoda, podobnie jak porażki w Warszawie, gdzie stwarzaliśmy sytuacje. Uważam, że zasłużyliśmy na podium i gdyby na przykład Łukasz Wolsztyński był zdrowy, to udałoby się je zająć.

Do pucharów i tak weszliście. Ominęły cię z Górnikiem, ale wiele nie straciłeś…

Co mogę powiedzieć? Zaria Balti to był mega słaby poziom, nawet nasi pierwszoligowcy powinni sobie z nią poradzić. Górnik musiał wygrać tę rundę, mimo braku doświadczenia pucharowego. Jeśli nasza piłka klubowa ma iść do przodu, takich rywali trzeba przechodzić i to zdecydowanie. Mecze z Trenczynem też oglądałem, staram się cały czas śledzić poczynania chłopaków. Szkoda pierwszego spotkania, były sytuacje i dziwne decyzje sędziów, można było nawet wygrać. W rewanżu widzieliśmy już przepaść, ale Trenczyn później rozbił również Feyenoord, co ma swoją wymowę. Szkoda, że pucharowa przygoda trwała tak krótko, jeśli jednak tracisz przed sezonem czterech piłkarzy z trzonu zespołu, bardzo trudno z miejsca ich zastąpić, zwłaszcza przy skromnych możliwościach.

Przychodząc do Dinama, przeżyłeś wielkie “wow!” w jakimś aspekcie?

Jeśli chodzi o stadiony i otoczkę, chyba nigdy czegoś takiego nie krzyknę. Pod tym względem liga polska zdecydowanie przewyższa chorwacką. To przepaść. Uważam natomiast, że zaliczyłem duży przeskok piłkarski. Gramy w fazie grupowej Ligi Europy, wylosowaliśmy atrakcyjnych rywali: Anderlecht, Fenerbahce i Spartak Trnawa, który wyeliminował Legię. Grałem w IV rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, usłyszałem ten słynny hymn, kolejna rzecz zaliczona.

Organizacyjnie Dinamo to klub na najwyższym, europejskim poziomie. Bazę ma lepszą od każdego polskiego klubu.

Ile boisk?

Jeśli się nie mylę, to cztery trawiaste i dwa ze sztuczną nawierzchnią plus orliki, basen, siłownia, odnowa biologiczna, stołówka. Wszystko na miejscu.

A co do samej ligi chorwackiej, zaskoczyło mnie, że zawodnicy są tam lepiej wyszkoleni piłkarsko. Nawet zespoły z dołu tabeli starają się grać piłką, akcje zaczynają od tyłu. U nas częściej trenerzy nie zwracają na to uwagi i wystarczy dalekie zagranie do przodu. To liga dużo bardziej techniczna niż Ekstraklasa. Sądzę, że komuś z Chorwacji mogłoby być trudno przestawić się po transferze do Polski, bo zetknąłby się z większą agresją i fizycznością. Natomiast jeśli w takich okolicznościach wyróżniasz się umiejętnościami w polskiej lidze, to w chorwackiej też sobie poradzisz. Oczywiście Dinamo to tam najwyższa półka i najtrudniej się przebić, ja jestem w trakcie.

Macie liczną kadrę.

I to kolejna wyraźna różnica. Umówmy się: w Zabrzu nie miałem dużej konkurencji, natomiast w kadrze Dinama jest trzydziestu zawodników i każdy chce grać. Bywa, że ośmiu idzie na trybuny, a są wśród nich młodzieżowi reprezentanci Chorwacji. Obecnie kontuzjowany jest Mario Situm, z którym rywalizuję, ale gdy wszyscy są zdrowi, na treningach taktycznych mamy trzy jedenastki. Doceniam więc fakt, że cztery razy z rzędu zagrałem w lidze po 90 minut, mimo że w ogóle nie przepracowałem okresu przygotowawczego z drużyną. Przyjechałem ze starą kontuzją, tą samą, która dokuczała pod koniec pobytu w Zabrzu i na początku obawiałem się, że będę miał problemy z wejściem do zespołu. Chłopaki jednak super mnie przyjęli od pierwszego treningu. Trener Bjelica też od początku okazywał wsparcie.

W meczach pucharowych nie jesteś jeszcze pierwszym wyborem, ale jak wspominałeś, regularnie grasz w chorwackiej ekstraklasie. Masz już dwie asysty i byłeś nawet wybierany piłkarzem meczu. 

Wchodziłem do drużyny z marszu. Pewnie przeszliśmy Hapoel Beer Szewa w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, trudno było od razu coś zmieniać. Po kilku treningach zagrałem prawie pół godziny w 2. kolejce ligowej, potem byłem już w osiemnastce na Astanę. Trener na ligę robił tylko 1-2 zmiany w składzie i zawsze wtedy na mnie stawiał. Wskakiwałem ja i często też bramkarz Dominik Livaković, który ma już za sobą debiut w reprezentacji Chorwacji. Na dziś jestem gdzieś 12-13 zawodnikiem w Dinamie. Gdybym trenował od początku przygotowań, moja pozycja mogłaby być jeszcze mocniejsza.

Na razie zaliczyłem dwie asysty, trzykrotnie wybierano mnie piłkarzem meczu. Niezły start, a wierzę, że liczby będą jeszcze lepsze. Sytuacje w meczach mam, kolegom też stwarzam ich więcej, potrzeba większej skuteczności. Liczę na jeszcze więcej, żeby również w Lidze Europy występować od początku. Ale jeśli chodzi o samą grę, jestem zadowolony.

Co dostaje piłkarz meczu w Chorwacji?

Kogutów nie rozdają. Cieszy, że Chorwaci już mają o mnie bardzo dobrą opinię. Szybko zauważyli, że swoim stylem pasuję do klubu i ligi. Kibice piszą do mnie, że dobrze to wygląda i sami byli ciekawi, kogóż to trener Bjelica ściągnął z Polski. Chłopaki z drużyny pozwalają mi już wykonywać większość stałych fragmentów gry, widzą, że mi one wychodzą. Tylko do karnych jeszcze nie dopuszczają (śmiech).

Wspominałeś o dużej rywalizacji. Polscy ligowcy często nie potrafią rywalizować i zamiast podjąć rękawicę, szybko chcą odchodzić, o czym mówił chociażby Michał Probierz. Ty musisz być mentalnie gotowy na takie realia.

I jestem, a słowa trenera są prawdziwe. Czasami niektórzy mówią, że mieli kłopoty z aklimatyzacją. Wiele zależy od wyjściowego nastawienia. Jeżeli wyjeżdżasz za granicę, musisz znać język lub przynajmniej mieć chęci, żeby się go jak najszybciej nauczyć. To podstawa. Tak się nastawiłem. Miałem lekko pod górkę na starcie, bo nie mogłem być na obozie, nie zagrałem nawet w żadnym sparingu. Po pięciu treningach dostałem już pół godziny w lidze, ale z komunikacją od początku nie było problemu. Bardzo dobrze znam język angielski, a z żoną dwa razy w tygodniu mamy lekcje chorwackiego. W szatni porozumiewam się ze wszystkimi, wszedłem do niej bezboleśnie, nie miałem tej słynnej aklimatyzacji. Może dlatego, że wszyscy od pierwszego dnia widzieli, że mi zależy. Gdy miałem jeszcze uraz, od razu pracowałem z trenerem przygotowania fizycznego. Coraz częściej staram się mówić po chorwacku.

Trzeba być przygotowanym, że może być ciężko, że szansa może nadejść dopiero za jakiś czas, a jak już będzie, musisz być gotowy. Skoro trener robi jedną zmianę na mecz z HNK Rijeka i wstawia mnie do składu, nie mogę rozczarować. Jeśli zawiodę, to na następną Ligę Europy mogę wypaść z osiemnastki. Na takie chwile słabości nie można sobie pozwolić.

Twoi główni rywale do gry to obecnie Izet Hajrović, Mislav Orsić i Denis Olmo.

“Hajro” to reprezentant Bośni i Hercegowiny, przyszedł latem z Werderu Brema, a wcześniej był w Galatasaray. Bardzo dobrze wyszkolony zawodnik, liznął tej piłki na najwyższym poziomie. Orsić jest z mojego rocznika, to mój dobry kolega, czasami mieszkamy razem w pokoju przed meczami. Dani Olmo jest bardziej “dziesiątką”, ale na skrzydle też sobie radzi. Ma dopiero 20 lat, ale już widać, że ma wielki talent. Dinamo już kilka sezonów temu wzięło go z młodzieżowej drużyny Barcelony. Chyba miał teraz nawet ofertę z Valencii. W klubie wyszli jednak z założenia, że jeszcze za wcześnie na rozstanie, może za rok za większe pieniądze.

Fajnie, że jest rywalizacja i jestem bardzo ciekawy, jak trener Bjelica to wszystko ustawi na najbliższy mecz ligowy. Nie mogę się też doczekać inauguracji Ligi Europy. W następny czwartek gramy u siebie z Fenerbahce.

W lidze gracie teraz z HNK Gorica. Mają tam pewnego supersnajpera.

Fajnie mu żre. Ostatnio gadaliśmy, że Łukasz Zwoliński tak samo jak ja był w jedenastce kolejki. Można powiedzieć, że się ścigamy. Cieszę się, że strzela, widać, że ewidentnie potrzebował zmiany środowiska. To bardzo dobry napastnik, ale chyba od pewnego momentu miał jakąś blokadę w głowie. Wejście do Ekstraklasy miał świetne, dostał ofertę z Turcji. Został w Pogoni i przestało iść. W Chorwacji się odnalazł, strzela praktycznie co mecz. Życzę mu, by dalej tak było, oczywiście poza najbliższym spotkaniem, w którym będzie na zero z przodu.

Damian Kądzior trzy lata temu w barwach Dolcanu Ząbki. Fot. FotoPyk

Twoim klubowym kolegą jest Emir Dilaver, który przyszedł z Lecha Poznań. Kto komu bardziej pomaga w nowym otoczeniu?

Emir mi. To niespotykane, że jadę za granicę, a kontakt z językiem polskim mam na okrągło. Mario Situm po roku w Lechu super mówi po naszemu, Emir daje radę, trener Bjelica też nie zapomniał. Zdarza się nawet, że pisze mi smsy po polsku. Lekki szok. Emir w razie potrzeby tłumaczy jakieś rzeczy z odpraw, ale rozumiem coraz więcej. Nie ma co ukrywać, chorwacki jest podobny do polskiego i na pewno mam łatwiej z nauką niż na przykład “Kurzi”, który w Amiens musi opanować francuski. Co do Dilavera, w Ekstraklasie uznawano go za czołowego stopera ligi i w Dinamie od razu stał się mocnym punktem. Z Francuzem Teophilem-Catherinem dobrze trzymają tyły.

Chorwackiego uczysz się z własnej inicjatywy, czy klub tego wymaga?

Z własnej, ale swoimi chęciami na pewno ludziom w klubie zaimponowałem. Nie pytałem na wstępie “kiedy założycie mi konto?”, “kiedy jest termin pierwszej wypłaty?”, tylko “mam kontuzję, jak będę trenował z trenerem od przygotowania fizycznego?”, “co i jak robimy, chcę szybko wrócić?”. O nauczyciela chorwackiego się upomniałem, od razu załatwili. Dwa razy w tygodniu przychodzi do nas dziewczyna. Chorwacka część szatni widzi, że robię postępy i mi zależy. Jestem w ich kraju, więc moim obowiązkiem jest nauczenie się ich języka.

Jeszcze co do pucharów. Mieliście na wyciągnięcie ręki fazę grupową Ligi Mistrzów, musiało boleć, ale widzę, że rozdzierania szat i wieszania winnych w klubie nie było.

Głównym celem Dinama na ten sezon była faza grupowa w pucharach – po prostu. Wiadomo, że najlepiej, by chodziło o Ligę Mistrzów. Po przejściu Astany mieliśmy już pewną Ligę Europy, wylosowaliśmy Young Boys Berno i na pewno był to rywal w zasięgu. Szwajcarzy dostali Juventus, Manchester United i Valencię, więc będą mieli ciężary z jakimkolwiek punktem, choć i tak chcielibyśmy być na ich miejscu. Zazdroszczę im “Juve”, będą mogli zagrać z Cristiano Ronaldo, który jest moim idolem. W Bernie zremisowaliśmy dość szczęśliwie 1:1, rywale mieli więcej sytuacji. U siebie prowadziliśmy i wydawało się, że kontrolujemy mecz, goście nie stwarzali większego zagrożenia, za to my mogliśmy podwyższyć. Potem jednak za bardzo się cofnęliśmy, przytrafił się rzut karny, zaraz potem drugi gol po stałym fragmencie i wylądowaliśmy na deskach w ciągu kilku minut. Szkoda, ale wierzę, że znów zdobędziemy mistrzostwo i za rok będzie kolejna szansa. A Fenerbahce i Anderlecht to też super kluby, przeciwko którym można się pokazać.

I tak możesz mówić, że dobrze wybrałeś, bo jesteś w miejscu, w którym nie byłbyś dziś z żadnym klubem Ekstraklasy.

No niestety, drugi rok z rzędu w komplecie odpadamy w eliminacjach. Przykra sprawa, nawet chłopaki w klubie pytali mnie, co się dzieje, dlaczego Legia przegrywa z takimi rywalami jak Dudelange. Nie za bardzo wiem, co mam im odpowiedzieć.

Jak się nie ma przez rok prawdziwego trenera…

W taki sprawy już nie wnikam. Patrzę na siebie. Na pewno wykonałem dobry krok pod kątem swojego rozwoju, zrealizowałem marzenia o wyjeździe za granicę i grze w pucharach. Sporo zostało do zrobienia, chcę z czasem na stałe wskoczyć do składu również na największe mecze. Jestem już blisko, mimo że miałem utrudnienia na starcie, o których mówiliśmy.

Dociera do ciebie, jak przyspieszyła twoja kariera przez ostatni rok?

Nadrabiam zaległości za poprzednie lata (śmiech). Bardzo długo czekałem na szansę w Ekstraklasie. Patrzę na młodych chłopaków z Górnika, którzy wypłynęli w tym samym czasie i wiem, że w karierze są kilka lat przede mną. Natomiast doceniam to, do jakiego miejsca już doszedłem dzięki ciężkiej pracy. Pokonywałem kolejne szczeble w naszej piłce, przeżywałem okresy bez wypłat w Lublinie, ale to tylko budowało charakter i zawziętość. No i w końcu przyspieszyło. W ciągu roku i dwóch miesięcy przeszedłem drogę od I ligi w Suwałkach do hymnu Ligi Mistrzów w dobrym, zagranicznym klubie. Dziś znów jestem na zgrupowaniu reprezentacji. Fajnie, jednak zachowuję spokój. Za długo na to wszystko pracowałem, żeby teraz to zaprzepaścić przez szybkie nasycenie.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. Przemysław Michalak

Najnowsze

Weszło

Komentarze

16 komentarzy

Loading...