Michał Czekaj, obrońca idealny. Głównie dla rywali

redakcja

Autor:redakcja

24 maja 2014, 15:36 • 3 min czytania

Przedziwny mecz obejrzeliśmy dzisiaj w Krakowie. Mecz, w którym nic tak do końca nie trzymało się kupy. I pewnie gdyby zsumować teraz wszystkie indywidualne oceny, można by dojść nawet do wniosku, że Górnik wcale nie był od Wisły lepszym zespołem. Zaczął wspaniale. Od przełamania Mateusza Zachary, który od grudnia nie trafił w Ekstraklasie ani razu, a tu już w trzeciej minucie COŚ wymyślił dosłownie z niczego. Zamachnął się z półobrotu, wykorzystując fakt, że piłka odbiła się wysoko od jak zwykle nieprzytomnego Czekaja i mieliśmy 1:0 dla zabrzan.
Problem w tym, że przez kilkadziesiąt kolejnych minut w piłkę grała wyłącznie Wisła. Chwilami nawet z polotem i jakimś widocznym pomysłem. Właściwie, wszystkich ofensywnych piłkarzy z Krakowa za pierwszą odsłonę należałoby ocenić dosyć wysoko. Stilicia, który po raz kolejny błysnął pięknym golem i zaliczył kluczowe podanie, aktywnych Sarkiego i Guerriera, którzy wspólnie wypracowali drugie trafienie. Nawet Pawła Brożka, choć on oprócz asysty miał jeszcze obowiązek wykorzystać podanie od brata, zamiast obijać słupek od zewnętrznej strony.

Michał Czekaj, obrońca idealny. Głównie dla rywali
Reklama

Wisła zdołała się podnieść, prowadziła do przerwy 2:1, a mogła i wyżej. Górnik, poza tym Zachary z 3. minuty, nie oddał celnego strzału. Aż tu nagle po przerwie wszystko gospodarzom zaczęło się sypać. Przy czym – Górnik wcale nie wzbił się na jakiś niesamowity poziom, bynajmniej. Miał po prostu momenty, które przesądziły o tym, że punkty w komplecie jadą jednak do Zabrza. Nie bez znaczenia był pewnie fakt, że Franciszek Smuda, który od tygodni zajmuje się głównie narzekaniem na fatalną sytuację kadrową, musiał wykonać dziś trzy wymuszone zmiany, ściągając z boiska Chrapka, Sarkiego i Pawła Brożka. Biorąc pod uwagę potencjał na ławce, strach nadsłuchiwać raportów lekarza.

W ostatnich minutach, rzutem na taśmę, bardzo wyraźnie wyłonili nam się bohater i antybohater spotkania, czyli Adam Danch i Michał Czekaj. Danch zdobył dwie bramki – pierwszą w sezonie, dającą wyrównanie i drugą zapewniającą Górnikowi zwycięstwo. Obie, co rzadkie w przypadku stopera, po strzałach nogą i nie bezpośrednio po stałych fragmentach. Frajerem tego ciepłego, sobotniego popołudnia musimy obwołać Michała Czekaja, bo ile w jego interwencji przy pierwszym golu było nieco przypadku, o tyle przy drugim dał się ograć Danchowi z niebywałą łatwością. Środkowy obrońca środkowemu obrońcy. Makabra. Słynący z nienagannej koordynacji ruchowej (śmiech) stoper z Krakowa nie zdążył się nawet w porę obrócić. Danch tylko lekko dziabnął sobie piłkę na drugą nogę i już miał otwartą drogę do bramki. Naprawdę, Michale Czekaju – apelujemy, zajmij się w życiu czymś naprawdę poważnym, bo z tej mąki chleba nie będzie.

Reklama

Przy okazji, warto jeszcze rzucić okiem na ligową tabelę, bo dzieją się w niej rzeczy co najmniej tak dziwne, jak to dzisiejsze spotkanie. Jak wiadomo, w Ekstraklasie, poza Legią i Lechem, nie ma trzeciej drużyny, którą z pełnym przekonaniem należałoby wpuścić na europejskie salony (albo chociaż przedsionka…) Ale jednak komuś to ostatnie miejsce w pucharach będzie musiało przypaść w udziale. Sytuacja na tę chwilę:

3. Ruch – bez licencji na puchary (odwołanie) – 34 mecze, 30 punktów
4. Górnik – bez licencji (bez odwołania) – 35 meczów, 28 punktów
5. Wisła – bez licencji (odwołanie) – 35 meczów, 27 punktów
6. Lechia – możliwa gra w pucharach – 34 mecze, 27 punktów
7. Pogoń – możliwa gra w pucharach – 34 mecze, 25 punktów

W teorii, w związku z decyzją komisji licencyjnej, o awans powinny walczyć Lechia i Pogoń, czyli drużyny numer 6 i 7 w tabeli. Ale tylko w teorii, bo przecież Wisła i Ruch odwołały się od decyzji o niedopuszczeniu do pucharów, a na przykład w Pogoni (np. dziś Wdowczyk na łamach Super Expressu) otwarcie przyznają, że w tym roku na Europę nie są gotowi. Wychodzi na to, że więcej w tym równaniu niewiadomych niż danych.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama