Szlakotin kręci ruletką. Najwyraźniej tylko on chciał przesądzić o losach meczu…

redakcja

Autor:redakcja

23 maja 2014, 20:53 • 3 min czytania

Plaża. Serio, można było wziąć leżak, jakąś dobrą książkę i wpaść na stadion przy Kałuży w Krakowie. O ile jeszcze przez pierwsze kilkanaście minut obie drużyny starały się stworzyć pozory, że mimo upału będziemy świadkami pojedynku walecznych z walecznymi. A co dostaliśmy w zamian? Trzy-cztery podania i laga. No, macie tę piłkę, teraz wy się nią trochę pomęczcie, cwaniaczki. To naprawdę dobry wynik, że uświadczyliśmy przynajmniej tych dwóch, niezłych – jak na dokładność poszczególnych zagrać – trafień. Co prawda komentatorzy z dużą dozą pewności, wspólnymi siłami orzekli, że mogło być 3:3, ale…
No, może i mogło być, tylko że kiedy indziej. Chyba że w pomeczowych piwkach – na przykład trzy puszeczki procentowego napoju dla Damiana Dąbrowskiego, który wreszcie pocelował z dystansu i jeszcze raz trzy, tym razem z myślą o Macieju Korzymie, który nabiegał się jak koń Przewalskiego. Należy im się, a co!. Stawia – żeby nie było żadnych niedomówień – kolega Szlakotin. Powiedzieć o nim, że ręcznik, to nie powiedzieć zupełnie nic. To jak ubliżyć plażowiczom z trybun. Naprawdę, o ile Ukrainiec wchodząc z ławki za kontuzjowanego Małeckiego dał dobrą zmianę, akurat dziś był tragiczny. Albo jeszcze precyzyjniej: tragikomiczny.

Szlakotin kręci ruletką. Najwyraźniej tylko on chciał przesądzić o losach meczu…
Reklama

Stracona bramka – wstyd. Kilka niepewnych wyjść -wstyd. Błąd z ostatnich minut, kiedy wystawił gospodarzom piłkę meczową – też wstyd. Każdy trener na świecie po takim show znalazłby dla niego miejsce wśród rezerwowych, aczkolwiek raczej nie Pacheta. Dwóch golkiperów stracił do końca rozgrywek, dlatego nie za bardzo wiadomo, z czyich wątpliwej jakości usług miałby skorzystać następnym razem. A wiecie, jak Szlakotin zareagował, gdy kontuzjowany Malarczyk zwijał się z bólu poza linią końcową? Dla pewności, że lekarze go opatrzą, wykopał piłkę na aut.

To jak my, do cholery, mamy wymagać płynnej gry?

Reklama

Dobra, zostawmy go już. Teraz parę słów o meczu. Wspomnieliśmy we wstępie, że obie drużyny po niezłych pierwszych minutach zadowoliły się grą w „piłka parzy”. Ta – zaznaczmy – jednak zdecydowanie częściej parzyła gości. Natomiast gdy minęło pół godzinki i upał coraz mocniej dawał się we znaki. Cracovia piątką broniła i piątką atakowała, zaś Korona sama do końca nie wiedziała, na co by miała ochotę. Zerknijmy na akcję bramkową: zgubioną piłkę ze swojego pola karnego wyprowadza Dąbrowski, przebiega odległość jak spod Wawelu do Puław, zdążylibyście wyjść na spacer, zahaczyć o kawę i wrócić. No, i wtedy właśnie Dąbrowski przymierzył prosto w Szlakotina, który interweniować najwyraźniej zapomniał.

Po zmianie stron – sytuacja identyczna, lecz więcej z gry mieli koroniarze, którym pomogły zmiany. O wiele lepsze niż te w wykonaniu Pasów. Tyle że jeśli chcesz wygrać z Rakelsem w przodzie, konkretny musi być z ciebie zgrywus. Tak, panie Hajdo…

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama