Jest taki piłkarski dowcip z brodą. Umierający kibic Legii wzywa do siebie swojego syna. – Przekaż wszystkim, że od dziś jestem za Widzewem – mówi ojciec. – Ale tato, całe życie byłeś legionistą, chodziłeś na wszystkie mecze – oburza się syn. – Wiem ale wolę, żeby umarł kibic RTS – odpowiada ojciec. Ten dowcip dawniej trafiał w sedno. Charakteryzował piłkarską wojenkę warszawsko-łódzką, piłkarską i kibicowską. Dziś zdewaluował się jak milionzłotowe banknoty z Reymontem (nomen omen autorem „Ziemi Obiecanej”), a za które ostatni raz fajki można było kupić, gdy Widzew był mistrzem Polski.
Na degradację łodzian w Warszawie patrzy się obecnie dwojako. Dla niektórych to spadek niemal neutralny. Na trybunach zadomowiło się już całe pokolenie fanów, którzy kojarzą Widzew jako klub lawirujący pomiędzy Ekstraklasą a 1. Ligą, zwykle broniący się przed spadkiem, w najlepszym wypadku będący średniakiem. Ci starsi, którzy doskonale kojarzyli bitwy warszawsko-łódzkie (dosłownie i w przenośni) w większości podchodzą do spadku dawnego arcyrywala sentymentalnie. Przesadą powiedzieć, że ze smutkiem, ale patrzenie na upadek Widzewa nie przynosi im radości. I to właściwie dla kibiców RTS rzeczywistość najboleśniejsza z możliwych. Już nawet nie ma szyderki ze strony Legii, bo dziś Widzew wzbudza przede wszystkim litość. Tak, jest aż tak źle.
Od Citki z Atletico do Visnakovsa z Pogonią
W futbolu często jest tak, że miarą siły twojego klubu jest nienawiść, jaką darzą cię kibice reprezentujący inne barwy. Nikogo nigdy nie obchodził słabszy sezon Odry Wodzisław, nikogo nie irytował lepszy sezon Odry Wodzisław, nikt nie pamięta kiedy spadli, ani nikogo nie interesuje co teraz z nimi się dzieje. Dla odmiany wpadki pucharowe Legii, Lecha czy Wisły wzbudzały i będą wzbudzać falę hejtów ze wszystkich stron, a kluby te mogą liczyć na „gorące powitanie” niemal wszędzie tam, gdzie się pojawią. Fakt, że Legia jest bodaj najbardziej znienawidzonym klubem w kraju, a zarazem aktualnie najsilniejszym, nie jest przypadkowy. Tak to w piłce działa. Widzewa, cały rok słaniającego się na nogach, w końcu upadającego, a na horyzoncie mającego dogorywanie, zwyczajnie, po ludzku, trudno darzyć nienawiścią.
Albo można to ująć tak: na piłkarską nienawiść trzeba zasłużyć. Nie nienawidzi się słabych, słabych się nie dostrzega albo nie szanuje. Albo jest ich żal, gdy mają piękną historię i rzeszę kibiców.
Tiki-taka ala Widzew 2013/14
Choćby dlatego, że słabość piłkarska to tylko wierzchołek góry lodowej. Przecież organizacyjnie i infrastrukturalnie Widzew odstaje jeszcze bardziej. Jeden z najlepszych klubów w historii polskiej piłki, będący na szczytach tabeli wszechczasów Ekstraklasy, infrastrukturalnie odstawiany jest właśnie o epokę przez Podbeskidzie. Przez Arkę, przez Koronę, a za chwilę przez coraz mniejsze ośrodki, nawet takie jak GKS Tychy.
Legia i Widzew? Te kluby, niegdyś stojące ramię w ramię, dziś dzieli znacznie więcej niż piętnaście miejsc w tabeli. Przepaść, a właściwie ze dwie, trzy przepaście. Ale kluczowe w całej sprawie jest co innego: Warszawę i Łódź dzieli jeszcze więcej. Klub sportowy wyrasta na gruncie miasta, jeśli to jest zdrowe ekonomicznie, demograficznie itd., wtedy znajdują się warunki oraz środki na sport. Stolica rozwija się harmonijnie, czy to komuś się podoba czy nie. Łódź natomiast, jeśli można to tak ująć, harmonijnie wyłącznie się zwija.
Dane: urząd statystyczny w Łodzi
Ł»adne polskie miasto tak szybko nie rozrasta się jak Warszawa. Ludzie to miejski kapitał, co doskonale widać po przykładzie Łodzi, gdzie panuje tego kapitału niedobór. Łódź z roku na rok się wyludnia. Uciekają młodzi (notabene najczęściej do Warszawy), wyjeżdżają za granicę, w rezultacie w mieście zostają głównie starsze osoby. Łódź nie przyciąga zbyt wielu chcących się tu osiedlić, nawet dla ludzi z województwa jest często drugim, trzecim albo i – mówiąc wprost – żadnym wyborem. Przeprowadzka tutaj z innego regionu kraju? Wolne żarty. Demografia Łodzi również jest katastrofalna, miasto wymiera w sensie dosłownym. Najniższe statystyki urodzeń, najwyższa średnia wieku wśród miast, o pięć lat niższa średnia życia niż w stolicy. W województwie mówi się, że to miasto aptek i monopoli, bo tych jest w mieście najwięcej.
Ucieczka ludności ma naturalnie wpływ na ekonomię. Ile osób znajduje zatrudnienie w miastach w branży budowlanej? Sporo, ale nie w Łodzi. Tutaj w zeszłym roku oddano do użytku nieco ponad 700 nowych mieszkań. Bezrobocie wynosi kilkanaście procent, więcej niż w Lublinie i Rzeszowie, miejscowościach przecież znacznie mniejszych, a więc i o, wydawałoby się, znacznie niższym potencjale.
Łódź ma problemy z fundamentami, z najbardziej podstawowymi elementami tego, co czyni miasto zdrowym. Zawodowy sport, w pewnym sensie „dobro luksusowe”, zwyczajnie nie ma szans tu przetrwać. Nie na wysokim poziomie, dostępna tylko prowizorka ala lata 90te, ale te już się skończyły, wszyscy poszli do przodu, tylko Łódź wciąż sportowo w niej tkwi. Nie jest przecież przypadkiem, że zarówno ŁKS jak i Widzew właśnie znikają z piłkarskiej mapy. Można śmiało szukać kozłów ofiarnych spadku Widzewa, ale to też po prostu konsekwencja ubożenia Łodzi. Jego powolnego, wybaczcie, rozkładu. Światełko w tunelu dla Widzewa i ŁKS znajdzie się wtedy i tylko wtedy, gdy znajdzie się ono i dla całego miasta.
Takich można się jednak doszukać. Są w Łodzi miejsca, które świetnie funkcjonują i potrafią robić wrażenie. Manufaktura, Off Piotrkowska, Atlas Arena, scena teatralna – to wszystko zdrowe organizmy miejskie, duma i chluba. Powstaje Nowe Centrum Łodzi, przebudowywana jest Piotrkowska i Piłsudskiego, to też ważne inwestycje, z którymi można wiązać nadzieje. Widzew też ma perspektywę, a jest nią nowy obiekt. Jeśli ten powstanie, pojawią się nowe szanse, a klub będzie postrzegany inaczej. Teraz każdego inwestora można odstraszyć od Widzewa w bardzo łatwy sposób:
Wystarczy zaprosić go na stadion.
Stadion, który – pewnie nie pamiętacie – przez długi czas były uważany za jeden z najnowocześniejszych w kraju. Kiedy to było? Powiedzmy, że przed rewolucją stadionową, czyli przed stadionem miejskim w Kielcach.
PS: Ku pokrzepieniu kibiców, od 4:35. Hymn Ligi Mistrzów na Widzewie przed starciem z Borussią Dortmund, późniejszym triumfatorem imprezy, a który pod koniec meczu… grał na czas, pilnując remisowego wyniku.
LESZEK MILEWSKI


