Pewność siebie jest bardzo dobrą cechą. Szczególnie w sporcie. Człowiek pewny siebie jest bardziej wytrwały w swoich działaniach, jest bardziej odporny na porażki. Ciężej takiego człowieka złamać. Wielu wybitnych sportowców to ludzie niezłomnie wierzący w siebie i we własne umiejętności. Ibrahimovic, Ronaldo to najlepsze przykłady tego typu ludzi. Gdyby byli cichymi „szaraczkami”, którzy nie potrafiliby rozpychać się w życiu łokciami, nie byliby w tym miejscu, w którym są.
Jednak jak to w życiu bywa, również w tym wypadku łatwo przeholować. Łatwo przekroczyć granicę rozsądku i pewność siebie zamienić w głupotę. Są trzy stadia wiary w siebie. Pierwsza to wspomniana pewność siebie. Czyli zdrowa, pożądana cecha. Cecha, bez której w mojej opinii sportowiec daleko nie zajedzie.
Druga to arogancja. Zaczyna się wtedy, kiedy ktoś taki jest mocno nieobiektywny. Kiedy traktuje ludzi z góry, mimo że sam nie jest królem świata i pewnie nigdy nim nie będzie. Taki człowiek zaczyna irytować. Uważa się za najlepszego, nieomylnego. Pewnie zgodzicie się ze mną, że człowiek taki jest po prostu wkurwiający. Przeszkadza innym, a nie pomaga sobie.
Trzecie stadium to zwykła głupota. Obserwujemy ją, kiedy wiara we własne możliwości zaczyna zamieniać się w zaklinanie rzeczywistości. Kiedy ktoś wmawia innym, a przede wszystkim sobie, że jest lepszy niż jest naprawdę. Gościa będącego w tym stadium ludzie przestają traktować poważnie. Już ich nie denerwuje. Śmieją się z niego, opowiadając sobie przy piwie jego głupie, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością stwierdzenia.
Tę cienką, czerwoną linie już dawno przekroczył Marco Paixao. Marco jest dobrym napastnikiem. Strzela sporo bramek, pozytywnie wyróżnia się w Ekstraklasie. Do tego nieźle wygląda i mówi egzotycznym językiem, co pewnie podoba się paniom we Wrocławiu. Ma więc powody do bycia pewnym siebie. Może i powinien znajdować się w pierwszej z powyższych grup. Co jednak sprawiło,że Paixao przekroczył granicę normalności? Przeglądając jego CV, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Grał w niższych ligach Portugalii i Hiszpanii. Grał w lidze irańskiej i cypryjskiej. Średnia goli na mecz około 0,3. Niektóre sezony zawyżyłem na jego korzyść. Biorąc pod uwagę, że nie grał w żadnym naprawdę poważnym klubie ani w reprezentacji, nie jest to imponująca liczba.
Paixao twierdzi, że powinien grać w reprezentacji Portugalii. Uważa się za najlepszego napastnika w polskiej lidze, a pewnie i nie tylko. Twierdzi, że niektóre zespoły są zbyt beznadziejne, żeby grać w Ekstraklasie. Z całym szacunkiem dla naszej Ekstraklasy, ale żaden zawodnik nie powinien budować własnego ego i spojrzenia na własną osobę na podstawie występów w tejże lidze.
Jeśli chcesz spoglądać na innych piłkarzy z góry, powinieneś być wybitnym grajkiem. Powinieneś być Ibrahimovicem, Ronaldo albo Etoo. Jak wiemy Paixao nie jest żadnym z nich. Jeśli chcesz śmiać się z innych, samemu nie narażając się na śmieszność, musisz być kimś więcej niż najlepszym strzelcem Śląska Wrocław, byłym piłkarzem ligi cypryjskiej czy irańskiej.
Tata powtarzał mi zawsze takie słowa: „pokorne ciele dwie matki ssie”. Nie zgadzam się z tym. Szczególnie w sporcie pewność siebie jest cechą niezwykle ważną i pożądaną. Lubię ludzi butnych i pewnych siebie. Tacy ciągną za sobą innych. Wierzą w to co robią i prą do przodu mimo przeciwności losu. Lubię też takich piłkarzy.Tacy stają się przywódcami, kapitanami drużyn. Stają się idolami. Tacy jednak wiedzą, gdzie leży granica, której przekroczyć im nie wolno.
RADOSŁAW MATUSIAK