Kręcąca się z dużą prędkością karuzela trenerska wyrzuciła w Lubinie Piotra Stokowca, a w Krakowie – Mirosława Hajdę. Ten pierwszy może tylko zyskać i Zagłębie uratować przed spadkiem, i to np. kosztem właśnie tego drugiego. Tylko, żeby Piech i spółka zaczęli wygrywać, muszą też zacząć w końcu strzelać gole. W drugim dzisiejszym meczu Legia w drodze do tytułu ma przystanek w Zabrzu.
Która miotła zamiata lepiej?
Jedni i drudzy bez formy. Nawet nie w dołku, tylko w głębokim dole – zakopani po same uszy. Zagłębie od dłuższego czasu zmaga się z samym sobą, nie będąc w stanie jakkolwiek odskoczyć Widzewowi (po remisie z Jagiellonią zrównał się punktami) i choć trochę odrobić strat. Cracovia z kolei przedłuża szanse na utrzymanie i tych z Lubina, i tych z Łodzi. Jeśli ktoś ma być pierwszą „ofiarą” reformy – tracąc na pozycji poprzez przedłużenie sezonu i podział punktów – to już chyba tylko krakowianie.
Przez reformę, no i nieumiejętność trzymania ciśnienia w gabinecie prezesa, poświęcony już został Wojciech Stawowy. Był o krok, żeby wprowadzić piłkarzy Cracovii do grupy mistrzowskiej, ci w trzech meczach się nie odkręcili i… po trenerze. Lenczykowi dobrze szło tylko w Pucharze Polski, bo w lidze od dawna oglądał plecy pierwszej czternastki. Dziś na ławkach naprzeciw siebie Stokowiec i Hajdo. Ł»e ten pierwszy potrafi drużyną wstrząsnąć, to wiemy – ma w sobie to coś. Hajdo to natomiast duża zagadka: dostał od piłkarza w trąbę, dość szybko wyleciał z Nowego Sącza, lubi kozaczyć. Teraz może Cracovię uratować. Albo pomóc spuścić ją z ligi.
Czy Zagłębie strzeli gola?
Pewnie powiedziecie: cóż za absurdalne pytanie! No właśnie, nie do końca. Otóż piłkarze Zagłębia od 493 minut nie potrafią strzelić gola. 493 minuty, czyli ponad osiem godzin. Wyobrażacie to sobie? Wy idziecie do roboty od 8 do 16, ich w tym samym czasie wystawia się na boisko i przez cały ten czas nie są w stanie ANI RAZU skierować piłki do siatki. Coś niebywałego. Piech, który w tym sezonie strzelił dla lubinian 14 goli, się zaciął, Abwo – podobnie, a Papadopulos – w tym sezonie właściwie nie istnieje. No ale może coś jakoś wpadnie…
Czy Legia skorzysta z potknięcia Lecha?
Czujemy lekki niedosyt, że to dzisiaj może być już pozamiatane. Liczyliśmy na finałowe rozstrzygnięcie w ostatniej kolejce, na mecz o tytuł właśnie przy Łazienkowskiej 1. czerwca. Tym bardziej, że to, co działo się na Camp Nou, narobiło jeszcze większego smaku. Trzy kolejki przed końcem sezonu Legia może mieć osiem punktów przewagi nad Lechem, bo ten poległ z Lechią i czeczeńskim brodaczem. Oczywiście, piłkarze Berga muszą najpierw jeszcze zwyciężyć w Zabrzu, ale Norweg nie wygląda na takiego, który dopuści choćby do chwilowej dekoncentracji czy zbyt dużego luzu. Pytanie, czy na boisku wystarczy argumentów. Na razie odgraża się jedynie Warzycha, trener Górnika: „Nie możemy mieć w składzie słabych ogniw”. Hm, słuszne spostrzeżenie.
Czy ktoś poza Nakoulmą o coś walczy?
Górnik nie otrzymał licencji na europejskie puchary i, jak orzekła Komisja Licencyjna, już jej nie otrzyma. Nie wiadomo, czy ten problem byłby po sezonie w ogóle poruszany, czy zabrzanie faktycznie sportowo byliby aż tak wysoko, ale… O co tak naprawdę dziś gra Górnik? Wszyscy dookoła już wiedzą: pucharów nie będzie. Kasy większej pewnie też nie, bo klub i tak już ma zaległości wobec piłkarzy. Jedynym, któremu będzie chciało się zasuwać za dwóch, to Prejuce Nakoulma. Tym razem wiemy już, że z Górnika odchodzi na pewno (koniec kontraktu), ale jak to w jego przypadku bywa – nie wiadomo, dokąd. Coś nam się wydaje, że ta saga zbyt szybko się nie zakończy. Póki co Nakoulma o nowy dobry kontrakt będzie walczyć jeszcze występami w Zabrzu.


Fot.FotoPyk