Petasz wali po widłach, eurowpierdole uciekają Pogoni

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2014, 22:53 • 3 min czytania

Ciężko oglądało się ostatnio ewidentnie nasyconą Pucharem Polski ekipę Zawiszy. Wciąż mocno niepewny swojej pozycji w Bydgoszczy Ryszard Tarasiewicz coraz głośniej przebąkuje o wzmocnieniach na kolejny sezon, podczas gdy najpierw wypadałoby dokończyć obecny. I to najlepiej w stylu, który jeśli nie zachwyca, to przynajmniej nie obraża przyszłego ambasadora Polski w Europie. Dziś też goście długo nie potrafili podskoczyć ponad poziom okręgówki, ale jak już wreszcie podkręcili tempo, to nie było czego zbierać.
Zanim przejdziemy do pochwalenia Zawiszy musimy przyznać, że długo piłkarze z Bydgoszczy utwierdzali wszystkich w przekonaniu, że już dawno odklepali sezon i tylko czekają na możliwość rozłożenia leżaków. Mimo wszystko trochę to jednak wstyd, że ostatni ligowy mecz Zawisza wygrał… w marcu (1:0 ze Śląskiem). Aż trudno uwierzyć, że tak szybko i łatwo można zadowolić się sukcesem. Od wspomnianego meczu ze Śląskiem, aż do dzisiaj, podopieczni trenera Tarasiewicza zagrali pięć spotkań. Choć słowo „zagrali” nie do końca tu pasuje:

Petasz wali po widłach, eurowpierdole uciekają Pogoni
Reklama

0:3 z Legią
0:3 z Ruchem
0:2 z Legią
1:2 z Lechem
1:3 z Ruchem

I szczerze mówiąc przez większą część meczu nie do końca rozumieliśmy, o co chodziło im również dzisiaj. No bo można pochwalić Drygasa, można nawet lekko wyróżnić aktywnego Alvarinho, ale czy coś z tego wynikało? Raczej nic. Nawet przewagi po idiotycznej czerwonej kartce Lewandowskiego nie potrafili wykorzystać. Ratować sytuację musiał oczywiście Petasz, czyli jedna z najlepszych lewych nóżek w ekstraklasie. Rezerwowy Zawiszy jednym dotknięciem piłki zrobił więcej niż cały Zawisza przez wcześniejsze 88 minut. I cudownym golem w same widły zamelduje się pewnie we wszystkich przeglądach najpiękniejszych bramek weekendu.

Reklama

Generalnie ten mecz spokojnie mógłby zacząć się w 75 minucie i raczej nikt nie odczułby wielkiej straty. No, może poza Frączczakiem, któremu bajeczną piłkę rzucił w pierwszej połowie wszędobylski Murawski. A skoro już o nim mowa – „Muraś” raz gra lepiej, raz gorzej, ale nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu solidności. Dziś był jednak wszędzie i bez wątpienia zasłużył na oddzielny akapit. Pogoń – zwłaszcza przed przerwą – wyglądała tak: obiera Murawski, rozgrywa Murawski, asekuruje Murawski, asystuje Murawski… Gdyby jeszcze wpadł mu strzał z końcówki spotkania, mielibyśmy komplet.

Niestety, jednym zawodnikiem, zwłaszcza defensywnym, meczu się wygrać nie da, więc nie dość, że „Portowcom” po czwartym w sezonie trafieniu Kadu lekko uciekły eurowpierdole (w sumie, całe szczęście…), to na dodatek jeszcze mocniej oberwali w i tak już mocno napuchniętą twarz po brutalnym 0:7 w dwóch ostatnich meczach z Wisłą i Lechią. I oby właśnie gdańszczanie – nie spuszczając z tonu – odebrali za dwa tygodnie bilety do piłkarskiej Europy. Bo na tę chwilę tylko Makuszewskiego i spółkę nie wstyd wysyłać do ludzi.

Oczywiście na pierwszą/drugą rundę eliminacji.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama