Michel Platini ze swoją nową zabawką, Finansowym Fair Play, ruszył straszyć bogaczy. Już nie w teorii i zza mikrofonu, ale w praktyce uderzając w nieprzestrzegających zasad krezusów. No, i tu zaczyna się cały kabaret. Naczytaliśmy się bowiem, że UEFA nałożyła na Manchester City jakieś drakońskie kary, zakazy, nakazy i inne cuda niewidy. Ogólnie mówiąc, City ma ponoć przerąbane. Tymczasem Platini, zamiast rzeczywiście, zgodnie ze swoim planem, rzucić się łamiącym przepisy do gardła, ewidentnie robi z siebie durnia, waląc szabelką w czołg w nadziei, że ten się przestraszy i posłusznie zatrzyma.
Gorsze od wprowadzania idiotycznych przepisów jest jedynie ich późniejsze nieegzekwowanie. Albo, jak tutaj, jeszcze głupsze egzekwowanie . Szejkowie z błękitnej części Manchesteru – co zrozumiałe i oczywiste – nie spełnili wymagań FFP i o jakieś 100 baniek przekroczyli wymagany próg straty za dwa ostatnie lata. Nikogo nie zaskoczyła więc informacja, że właścicielom Manchesteru przyjdzie za swoje szaleństwa beknąć. Gorzej, że „kary” okazały się po prostu śmieszne i, co jeszcze gorsze, zupełnie nielogiczne. Ogólnie wygląda to tak:
– klub musi zapłacić 60 mln euro
– liczba zawodników zgłoszonych do Ligi Mistrzów została ograniczona z 25 do 21
– w nadchodzącym okienku MC może wydać na transfery 60 mln euro
– pensje pracowników klubu nie mogą wzrosnąć w kolejnym sezonie
A teraz trochę precyzyjniej. Manchester, owszem, musi zapłacić 60 baniek, ale aż 40 może odzyskać, jeśli tylko będzie spełniać ustalone z UEFA warunki. Czyli niby ostro, ale tak naprawdę aż 2/3 rzekomej kary najpewniej trafi z powrotem na klubowe konto. To po pierwsze. Po drugie – ograniczenie transferowe również zakrawa o kpinę, ponieważ budżet 60 mln w każdej chwili może zostać powiększony z tytułu sprzedaży zawodników. Można więc spokojnie założyć, że „The Citizens” będą latem dysponować kwotą oscylującą w granicach 100 mln euro, czyli… taką samą, w jakiej zakręcili się z zakupami w sezonie poprzednim, który zakończyli przecież mistrzostwem Anglii. To z kolei załatwia podany wyżej punkt o ograniczeniach zawodników w Lidze Mistrzów. Jedynym problemem City jest bowiem w tym momencie niewielka liczba Anglików w kadrze. Z klubu odejść chce Micah Richards, mało grywa Jack Rodwell, a Joleon Lescott nie otrzyma nawet propozycji wygasającego w czerwcu kontraktu. Zostają więc tylko Joe Hart, trzeci bramkarz Richard Wright (o ile przedłużą z nim umowę) oraz James Milner, ale wspomniana już stówa (lub nawet 60 mln, bez różnicy), z pewnością problem załatwi. O ostatnim punkcie nawet nie ma co pisać, bo nie jest zbyt poważny w przypadku jednego z najzamożniejszych klubów globu.
Wielkim absurdem jest już sama idea FFP. Bo o ile pieniądze nie są wirtualne, przelew nie idzie z Wiednia i wszystko jest wypłacane na czas zgodnie z podpisanymi umowami, to nie rozumiem dlaczego ktokolwiek miałby zabraniać pierwszemu z brzegu szejkowi topić kasę w futbolu. Jego sprawa na co wydaje swoje pieniądze. Chce płacić Nasriemu? Niech płaci. Towar jest warty tyle, ile ktoś za niego wyłoży. Jeśli po obejrzeniu naszej kompilacji będzie chciał kupić sobie Grzelczaka za 10 mln euro i dać mu na rękę cztery bańki rocznie, to ma do tego święte prawo i nikt nie powinien mu tego zabronić. Bez względu na to czy ma dobrze poukładane w głowie.
UEFA powiedziała jednak „NIE”, zaplanowała wielką misję i teraz groźnie pomachała szabelką. I w tym momencie dochodzimy do najlepszego: idea zmarłego w czwartek Jean-Luc-Dehaene`a, który stał na czele FFP, była przecież taka, by wydatki zbilansować zyskami, ograniczając w ten sposób straty i niwelując długi. Czyli, dla mniej ogarniętych – ile zarobiłeś, tyle możesz wydać. Proste jak budowa cepa. Manchester wymogów nie spełnił, przeszarżował, wydał za dużo, zanotował STRATĘ, więc w ramach wprowadzonego projektu oszczędzania… ma zapłacić 60 mln euro. Gdzie tu jakakolwiek logika!? Masz dziurę w budżecie? No to wydasz jeszcze dodatkowo kilkadziesiąt milionów na kary. Pomieszanie z poplątaniem.
Inna sprawa, że nałożona kara i tak na City oczywiście wrażenia nie zrobi (sam klub napisał w oświadczeniu, że nie będzie to miało żadnego wpływu na plany transferowe), a szejkowi nawet powieka nie drgnie przy puszczaniu przelewu. Miała być więc wielka walka z bogaczami, a wyszedł pic na wodę. Psy szczekają, karawana idzie dalej.
SEBASTIAN KUŚPIK