Magia futbolu powoli powraca. Drugie życie Cosmosu Nowy Jork

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2014, 14:41 • 6 min czytania

Nowy Jork zdecydowanie nie jest mekką futbolu. Stany Zjednoczone to kraj, gdzie prym wiodą sporty takie jak koszykówka, amerykański futbol czy baseball. „Big Apple”, jak popularnie nazywany jest NY, ma przedstawicieli we wszystkich najsilniejszych zawodowych ligach za oceanem. Jeśli spytacie przeciętnego Amerykanina z jakimi drużynami kojarzy mu się Nowy Jork, bez wahania odpowie: Yankees, Knicksi czy inni Metsi i Jetsi. Gdzieś po drodze czai się jeszcze NY Red Bulls (chociaż z siedzibą w New Jersey), z legendarnym Thierrym Henrym na pokładzie. Pisaliśmy jakiś czas temu o tym, że dwaj wielcy hiszpańscy kapitanowie mówią dość – z Barcelony odchodzi Puyol, a karierę kończy Raul. Niespodziewanie jednak nastąpił zwrot akcji i jak donoszą media, Raul Gonzalez Blanco postanowił podbić Amerykę.
Przypomnijmy – NY Cosmos reaktywowany został w 2010 roku, uprzednio klub działał w latach 1971-85. Jego pierwsze wcielenie było typowo amerykańskie, z rozmachem niespotykanym nigdzie indziej w świecie futbolu. Klub powstał z inicjatywy trójki ludzi – braci Ahmeda i Nesuhiego Ertegun oraz Steve’a Rossa. Pierwsi dwaj byli współzałożycielami Atlantic Records, Ross był natomiast właścicielem Warner Brothers. Tak olbrzymi kapitał w połączeniu z typowo amerykańskim sposobem organizacji sportowej ligi doprowadził do wielkiego sukcesu. Cosmos szybko osiągnął status jednego z lepszych, a na pewno najbogatszego klubu świata. Do dzisiaj patrząc na listę graczy, jacy przewinęli się przez klub można dostać zawrotu głowy – Pele, Beckenbauer, Neeskens, Torres, nasz Stanisław Terlecki oraz niekwestionowany król Nowego Jorku i ponoć ulubieniec włoskiej mafii, Giorgio Chinaglia.

Magia futbolu powoli powraca. Drugie życie Cosmosu Nowy Jork
Reklama

Cosmos w latach 70-tych oznaczał blichtr, a North American Soccer League rosła w siłę. Po meczach na piłkarzy czekały limuzyny, które wiozły ich m.in. do sławnego Klubu 54, w którym bawiły się największe ówczesne sławy USA, z piosenkarzami, aktorami i artystami na czele. Pele na wspomnienie o tamtych zdarzeniach lubi się jedynie tajemniczo uśmiechać, ale według świadków stały pomeczowy zestaw „Króla futbolu” stanowiły limuzyna, dwie piękne dziewczyny oraz szampan. Na stadionie stałymi bywalcami byli za to Robert Redford, Mick Jagger czy Henry Kissinger. Boom na NASL nie przetrwał długo, Cosmos tak jak szybko wystrzelił, tak niecałe 15 lat później zniknął z futbolowej mapy świata. Piłka nożna – a raczej soccer- nie leżał w mentalności Amerykanów. Jak kiedyś wytłumaczył to Janusz Michalik z ESPN: „W mentalności przeciętnego Amerykanina nie leży sport, w którym nie używa się rąk”. Być może coś w tym jest.

W 2009 roku próbowano reaktywować klub. Zadania tego podjęli się Peppe Pinton oraz doskonale znany w USA Chinaglia. Zwłaszcza Włoch robił dużo rozgłosu i powodował zainteresowanie – wiadomo, gwiazda pełną gębą i najlepszy strzelec w historii NASL z 243 golami na koncie. Ostatecznie Pinton sprzedał prawa do klubu kojarzonemu z pracy w Tottenhamie Paulowi Kemsleyowi. Do byłego wiceprezesa „Kogutów” dołączyli Terry Byrne oraz Rick Parry, tworząc swoisty triumwirat. Kemsley nie krył emocji: „Cosmos wraca”. Reaktywację klubu ogłoszono 1 sierpnia 2010 roku, a fakt ten ogłosił sam Pele. Wspomagał go Eric Cantona, czynnie uczestniczący w odbudowie zespołu. Od tego czasu minęły prawie cztery lata, a sam Cosmos zdobył w 2013 roku mistrzostwo… NASL, która obecnie jest osobną, działającą obok MLS ligą. Przypomnijmy, iż w USA raczej nie praktykuje się systemu europejskiego, polegającego na spadku i awansie z niższych lig. Jak w NBA, najlepiej znanej polskim kibicom – z ligi się nie spada, po prostu się w niej jest, mimo uzyskiwanych wyników.

Reklama

Obecny prezes Cosmosu Seamus O’Brien oraz dyrektor wykonawczy Erik Stover są zachwyceni. Stover mówił w wywiadzie pod koniec zeszłego roku: „To pierwszy wielki krok (…) Osiągnęliśmy więcej, niż się spodziewaliśmy”. Cosmos pokonał w finale Atlanta Silverbacks, a do Georgii pojechało ponad siedem tysięcy kibiców nowojorskiej drużyny. Ktoś może powiedzieć, że spoglądając na Real czy inne Manchestery nie jest to jakaś zwrotna liczba, ale od czegoś trzeba zacząć. Stover nie ma wątpliwości: „Oczywiście, to jeszcze nie czasy Cosmosu z lat 70-tych, kiedy na nasze mecze przychodziło 70 tysięcy osób, ale powolutku rośniemy w siłę.” W amerykańskiej prasie sportowej pojawiają się coraz częstsze porównania obu lig, co oczywiście wydawało się nieuniknione. Bill Paterson, komisarz NASL zastrzega jednak: „Nie porównujemy się do MLS, nie ma potrzeby. Skupiamy się na naszych klubach, kibicach oraz piłkarzach”. A jest na czym się skupiać.

W NASL nie ma restrykcyjnych kominów płacowych, nie obowiązuje póki co Salary Cap, powszechny w profesjonalnym amerykańskim sporcie. Umożliwiło to pozyskanie wielu dobrych graczy, zarezerwowanych dotąd jedynie dla MLS. Liderem Cosmosu został znany w Europie Marcos Senna, gra tam także Ayoze Garcia, ale klub już planuje pozyskanie nowych twarzy. Czołowym celem niespodziewanie stał się Raul, który jeszcze niedawno zapowiadał zawieszenie butów na kołku i skupienie się na karierze trenerskiej. Menedżer klubu, Giovanni Savarese powiedział jakiś czas temu w wywiadzie dla hiszpańskiego Canal Plus: „Naszym idealnym, wymarzonym transferem gwiazdy byłby Raul (…) Pasuje do nas umiejętnościami oraz reprezentuje wartości, których poszukujemy”. Savarese nie mówił tego ot tak, chociaż pierwsze zainteresowanie piłkarzem pojawiło się jeszcze przed jakimikolwiek rozmowami z zawodnikiem. Według prasy Raul wyraził chęć dołączenia do klubu oraz kontynuowanie kariery za oceanem, w lidze… Właśnie, w jakiej lidze?

Z Cosmosem jest taki problem, że klub reaktywowano na bazie nostalgii za czasami minionymi, a sama NASL niespodziewanie znów staje się popularna. Drużyna Senny ma ogromny potencjał marketingowy i mimo, iż klub nie egzystował przez blisko 30 lat, Nowy Jork nie zapomniał o Cosmosie. Jeśli klub będzie rósł w siłę mówi się o tym, że olbrzymi nowojorski rynek może upomnieć się w końcu o derby „Wielkiego Jabłka” pomiędzy Cosmosem, a Red Bulls. Przeszkoda jest oczywista – zespoły występują w innych ligach. Rozwiązaniem miała być ekspansja MLS w 2015 roku, początkowo miał to być właśnie Cosmos. Pojawiły się jednak problemy finansowe jednego z inwestorów, powiązanego ze skandalem finansowym z udziałem Bernarda Madoffa i ostatecznie projekt upadł. Cosmos dołączył w 2013 roku do NASL, a w MLS w 2015 roku pojawi się całkowicie nowy zespół New York City FC, założony przez kooperację Manchesteru City oraz New York Yankees. Były reprezentant USA Claudio Reyna obejmie funkcję dyrektora sportowego do spraw futbolu.

Czy zobaczymy zatem kiedyś dziedzictwo Pelego i Beckenbauera w MLS? Nie wiadomo, póki co zespół związał swoją przyszłość z NASL. Sam prezes O’Brien nie ma jednak wątpliwości, że przyszłość Cosmosu to jednak MLS: „Popatrzcie, ile profesjonalnych piłkarskich zespołów jest w Londynie… W Nowym Jorku spokojnie pomieszczą się trzy ekipy”. Szkoda natomiast, że pierwszego trofeum po reaktywacji Cosmosu nie doczekał Giorgio Chinaglia, który zmarł dwa lata temu w wieku 65 lat. Giorgio, symbol klubu zwany „Ojcem Chrzestnym”, zwykł mawiać: „Jestem egzekutorem. Jak kończę z piłką, jest w siatce”. Taki sam był w życiu – bezkompromisowy, odważnie parł po swoje, ustawiał do pionu nawet Pelego. Chinaglia marzył o powrocie wielkiego Cosmosu i jeśli ktokolwiek zasłużył na oglądanie zwycięskiego zespołu po latach, to właśnie on.

KUBA MACHOWINA

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama