Mecz jakiego nie było. Dziś zatrzęsie się ziemia!

redakcja

Autor:redakcja

17 maja 2014, 11:32 • 5 min czytania

Koniec kalkulacji. Koniec ze spoglądaniem na inne stadiony. Koniec z toczeniem korespondencyjnych bojów. Liczy się tylko to, co tu i teraz. Mistrza Hiszpanii poznamy dziś i stanie się w najlepszy z możliwych sposobów: w bezpośrednim pojedynku. 39 tygodni rywalizacji, po 3330 minut spędzonych na boisku, 3330 minut wzlotów i upadków, a o wszystkim zadecyduje te ostatnie 90. Jak w długodystansowym biegu – średniacy odpadli na trasie, trzeci zawodnik wyłożył się przed ostatnim wirażem, zostali tylko oni. Wygra ten, kto dysponuje lepszy finiszem. O długość buta. Wóz albo przewóz. Zwycięstwo albo śmierć. FC Barcelona albo Atletico Madryt. Święto futbolu.
Los to figlarz. Nie tak to miało przecież wszystko wyglądać. Gdy poznaliśmy terminarz, większość była przekonana o tym, że dziś spoglądać będziemy na dwa stadiony: Camp Nou i Santiago Bernabeu, gdzie Real zagra Espanyolem. To wielka dwójka miała – jak zwykle – podzielić między sobą łupy, a Atletico degradowane było jedynie do roli ostatniej trudnej przeszkody na drodze FC Barcelony. Boisko strzeliło jednak soczystego pstryczka w nos wszystkim przewidywaniom. Wszelkie scenariusze leżą teraz w koszach na śmieci. Legendarna już zadyszka, która wypatrywana była u chłopców Cholo Simeone mniej więcej od 10. kolejki, długo nie chciała przyjść. Pojawiła się dopiero niedawno, na tyle późno, że Atletico nadal jest grze. I – co najważniejsze – dalej rozdaje w niej karty. Barcelona musi wygrać, im wystarczy remis.

Mecz jakiego nie było. Dziś zatrzęsie się ziemia!
Reklama

Jak porównać te drużyny? Pod względem finansów? Chyba nie ma sensu. Barcelona robi Atletico to samo, co niegdyś Mike Tyson swoim oponentom. Nie „wygrywa”, ona miażdży. Zbudowana za grosze ekipa solidnych wyrobników stanie naprzeciw potentata, który za rezerwowego Aleksa Songa płaci 19 milionów euro, a swojej gwieździe jest w stanie zaproponować 20 baniek za sezon. W czerwono-białej części Madryty mogą o tym jedynie pomarzyć. Oni za takie kwoty co najwyżej sprzedają. Po to, by móc funkcjonować. Historia, marka? Nic nie ujmując Rojiblancos, tu też wygrywa Duma Katalonii. Obecny sezon? Role się odwracają. To Atleti zachwycili Europę. Barcelona ją rozczarowała. Forma w ostatnich spotkaniach? Remis. Obie ekipy miały swoje problemy. I to w dodatku z drużynami pokroju Elche i Levante.

Reklama

Bezpośrednio spotkali się w tym sezonie pięć razy. W Superpucharze, który rozpoczynał sezon, padły dwa remisy. W tym roku kalendarzowym, na Vicente Calderon oglądaliśmy ligowy podział punktów i zwycięstwo gospodarzy w Champions League. Na Camp Nou – zwycięski dla Los Colchoneros remis. Dziś pół Madrytu (a kto wie, może i cały) marzy o powtórce z rozrywki. Blaugrana, by wznieść w górę trofeum, musi po raz pierwszy wygrać.

Jest jednak faworytem. To byłby niezły chichot losu, gdyby trener, który w ostatnich miesiącach jest powszechnie poniewierany, na ostatniej prostej odebrał laur nowej gwieździe, najgorętszemu nazwisku mijającego sezonu. Z jak bardzo różnych pozycji startują do tego starcia obaj szkoleniowcy. Tata Martino traktowany jest jak przeszczep, który się nie przyjął. Ciało obce w perfekcyjnie poukładanym świecie tiki-taki, gwiazd i ogromnych pieniędzy. Trener w niemodnej marynarce, bez ikry oraz – charakterystycznego dla wielkich – błysku w oku, który – niezależnie od dzisiejszego wyniku – i tak odejdzie. Może jedynie godnie się pożegnać. Cholo to natomiast zupełnie inna bajka. On się z nikim nie żegna. On się dopiero wita. Kupili go praktycznie wszyscy – od kibiców, którzy wynoszą go na ołtarze, przez dziennikarzy, którzy spijają każde słowo padające z jego ust, po piłkarzy, którzy za swoim wodzem – jak jeden mąż – są gotowi skoczyć w ogień. Największa gwiazda tej drużyny.

Radzimy dokładnie przyjrzeć się dziś obu ekipom, gdyż w tym kształcie zobaczymy je prawdopodobnie po raz ostatni. Barcelona potrzebuje personalnej odnowy i wietrzenia szatni. Ł»egna się z nią nie tylko trener. Pożegnały się z nią już ikony, takie jak Carles Puyol czy Victor Valdes. Niepewna jest przyszłość chociażby Fabregasa, Sancheza, Daniego Alvesa czy Mascherano. Połowa składu, który rozpoczynał sezon. Rewolucja. W przypadku Atletico ciężko być naiwnym. Klub pogrążony jest w długach, a po najważniejszych piłkarzy łapy wyciągają największe firmy. To musi oznaczać jedno. Simeone będzie musiał kreować w przyszłym sezonie nowe gwiazdy. Tak jak zrobił to chociażby z Diego Costą i Koke.

Oczy całego świata skupione będą na Leo Messim. Nie na sensu pisać o tym, jak ważnym jest on zawodnikiem dla Dumy Katalonii. Najlepszy tego wyraz dali włodarze klubu, którzy uczynili go właśnie najlepiej zarabiającym piłkarzem na świecie. Po drugiej stronie boiska światła reflektorów skierowane są na Diego Costę. Bestię, która rozgrywa sezon życia, lecz również mocno odczuwa już jego trudy. Odzywają się niewyleczone do końca urazy. Ostatnią bramkę w lidze zdobył miesiąc temu. Takie personalne pojedynki można rzecz jasna mnożyć, lecz – umówmy się – na końcu i tak zwycięży drużyna.

Jakie to będzie spotkanie? Gerardo Martino w swoim stylu mówi: – „Mecz z Atletico nie będzie różnił się od tego, co oglądaliśmy w tym sezonie do tej pory. Będzie bardzo podobny do wszystkich pojedynków w tym roku. Chyba, że wystawię na szpicy Pinto, choć nie miałem zamiaru tego robić.” Diego Simeone do sprawy podchodzi poważniej: – „Nie będzie to spotkanie, które rozstrzygnie się szybko. Nasi rywale z pewnością będą chcieli dobrze wejść w ten pojedynek i rozpocząć go od mocnego uderzania. Wiemy jednak, jak mamy z nimi grać”. Najmądrzejsze słowa padły jednak z ust Gabiego: – „Na mistrzostwo się nie zasługuje, mistrzostwo się wygrywa.” Pasują jak ulał.

My marzymy o meczu na miarę tego z sezonu 1996/97. Pamiętacie to niesamowite starcie w ćwierćfinale Pucharu Króla? Po remisie w Madrycie, na Camp Nou odbyło się jedno z najlepszych widowisk lat 90. poprzedniego wieku. Robson vs. Antić. Cztery gole Milinko Panticia, na boisku m.in. Guardiola, Stoiczkow, Figo, Ronaldo, Kiko i Radek Bejbl, a na koniec niesamowita remontada Barcelony. Od stanu 0-3 do 5-4. Futbol, który mógłby leczyć.

Niech tak będzie i tym razem. Zagrajcie to pięknie. Ten sezon po prostu zasługuje na powalający finał. Ladies and Gentlemen, let’s get ready to rumble!

Najnowsze

Ekstraklasa

Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą

Jakub Białek
2
Zieliński studzi głowy. W Kielcach nie jest ani tak źle, ani tak dobrze, jak myślą
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama