– Michał Pazdan nie czuje się po mundialu w 100 procentach gotowy do gry – powiedział na konferencji po meczu z Wisłą Płock Ricardo Sa Pinto. Zastanówmy się chwilę nad tym zdaniem.
Kto? Michał Pazdan. Zawodnik doświadczony, 31-letni, który w ostatnim czasie nie narzekał na problemy zdrowotne.
Co robi? Nie jest gotowy na 100 procent. I przez to nie gra. Gra na przykład słabiutki Hołownia, dla którego są to pierwsze kroki w ekstraklasie, a Pazdan nie gra (a przecież można by to poukładać – dać Jędzę na lewą, Wieteskę na prawą i Pazdana do środka). Gra stuletni Astiz, popełniający błąd za błędem Wieteska. A Pazdan nie jest gotowy.
Po czym? Po mundialu. Turnieju, który dla Pazdana skończył się ponad dwa miesiące temu, i na którym rozegrał zaledwie 170 minut.
Michał Pazdan. Nie jest gotowy na 100 procent. Po mundialu.
I teraz pozostaje tylko pytanie, kto tutaj rżnie głupa. Trener, który wymyśla absurdalne teorie, które mają tłumaczyć jego dziwaczne decyzje? A może zawodnik, który przykrywa w ten sposób swoje braki kondycyjne, względnie prowadzi z klubem jakąś grę? Nie jest bowiem możliwe, że powyższe zdanie jest po prostu prawdziwe. To zwyczajnie przerasta nasze pojmowanie.
Robert Lewandowski, który grał więcej i dłużej na mundialu, strzelił 5 goli w 3 pierwszych meczach Bayernu. Kamil Glik, który zaliczył na turnieju o 70 minut mniej niż Pazdan (ale prowadził za to szalony wyścig z czasem), i który był wysyłany na stół operacyjny, gra w każdym meczu Monaco od dechy do dechy. Krychowiak – gra, strzela i asystuje w Rosji. Rybus podobnie, gra i strzela. Zieliński właśnie sieknął dwa gole dla Napoli i uratował mecz z Milanem. Tylko Pazdan wciąż nie jest gotowy.
Ba, nawet Kylian Mbappe, który wystąpił w siedmiu meczach mundialu, 15 lipca podnosząc do góry Puchar Świata, zdążył już sieknąć trzy gole dla PSG. A Pazdan jest niegotowy.
Nie zrozumcie nas jednak źle – nie twierdzimy, że Pazdan jest w dobrej formie fizycznej. Przeciwnie – wiemy, że nie jest. Widać to było po szybkich zmianach w meczach ze Spartakiem Trnavą czy Koroną, a także po całej jego boiskowej dyspozycji. Zwalanie jednak obecnych kłopotów z formą tego piłkarza na marginalny występ na mundialu, który odbył się dawno temu i w zupełnie innej futbolowej rzeczywistości (w której polskie drużyny nie były bite przez luksemburskie) zwyczajnie zakrawa na kpinę.
I tak, jak Legia dokumentnie zbłaźniła się wczoraj na boisku, tak mogłaby przynajmniej nie robić tego poza nim.
Fot. FotoPyK