Noisy Neighbours znów na tronie. Mistrzostwo Anglii wraca na Etihad Stadium

redakcja

Autor:redakcja

11 maja 2014, 20:03 • 3 min czytania

Nie było zapowiadanej niespodzianki. Sam Allarydyce, znany strażnik tradycyjnego angielskiego futbolu odgrażał się, że zrobi wszystko, aby puchar za wygranie Premier League trafił jednak na Anfield. West Ham zagrał jednak jak to West Ham – był jedynie tłem dla cierpliwego Manchesteru City, który wygrał 2:0 i po dwóch latach znów został mistrzem Anglii. Męczył się za to Liverpool, który w bólach wygrał z Newcastle 2:1, minimalnie osładzając własnym kibicom gorzki smak porażki na finiszu sezonu. Mistrzów się nie osądza, jeśli „The Citizens” wygrali ligę to znaczy, że zwyczajnie byli najlepsi. Mamy jednak nieodparte wrażenie, że tak naprawdę to Liverpool przegrał w końcówce sezonu tytuł, a nie Manchester City go wygrał. Cóż, taki jest futbol.
Teza może oczywiście kontrowersyjna, ale jeszcze niedawno to drużyna Pellegriniego była w tyle, a w całej Anglii słychać było jedynie „You‘ll never walk alone”. Przyszedł jednak mecz z Chelsea i tragiczny w skutkach błąd Stevena Gerrarda, potem katastrofa na Selhurst Park i było po wszystkim. A City? Spokojna gra i kolekcjonowanie punktów oraz bramek, na koniec to Vincent Kompany i spółka śmieją się jako ostatni. Belg i koledzy podnieśli w geście triumfu obiekt pożądania każdego piłkarza na Wyspach, a w tle rozbrzmiewał m. in. hymn klubu „Blue Moon”. West Ham Allardyce‘a utrzymał się w lidze, ale kolejny raz pokazał styl, za jaki kibice z Upton Park wręcz nie trawią „Big Sama” i jego taktyki. Chodzi oczywiście o grę „na ścianę” do Carrolla, gdzie więcej koszykówki niż futbolu. Oba decydujące o mistrzostwie mecze rozgrywały się dzisiaj jakby tytuł przyznano piłkarzom Pellegriniego już przed meczem.

Noisy Neighbours znów na tronie. Mistrzostwo Anglii wraca na Etihad Stadium
Reklama

Na Etihad West Ham cofnął się, ale drużyna „Inżyniera” Pellegriniego atakowała cierpliwie, starając się sforsować defensywę „Młotów”. Udało się dwa razy – gości napoczął Samir Nasri kapitalnym strzałem z dystansu, kwestię wygranej wyjaśnił po rzucie rożnym nie kto inny jak kapitan zespołu, czyli Vincent Kompany. Na Anfield znowu długo prowadziło Newcastle, które jest w podobnej sytuacji co West Ham – fani mają dość Alana Pardew i absolutnie się z tym nie kryją. „Sroki” objęły prowadzenie po samobójczym – tradycyjnie – strzale Martina Skrtela. „The Reds” obudzili się w drugiej połowie meczu – dwa razy z wolnego dośrodkował Gerrard i w niedługim odstępie czasu oglądaliśmy niemalże identyczne gole. Raz podanie swojego kapitana wykończył Agger, drugi raz Sturridge.

Byliśmy świadkami najlepszego w dziejach sezonu Premier League, pełnego zwrotów akcji i goli, chociaż na liczne analizy przyjdzie jeszcze czas. Mamy jednak pewien niedosyt – dwa lata temu o mistrzostwie dla Manchesteru City zdecydował gol w samej końcówce meczu Sergio „Kuna” Aguero, w tym roku końcówka sezonu rozegrała się w nieco sennym tempie, według wcześniej założonego scenariusza. West Ham niczym nie zaskoczył, Manchester City od pierwszego do ostatniego gwizdka kontrolował przebieg meczu. Liverpool wygrał swój mecz 2:1, ale i tak sprawiał wrażenie zespołu pogodzonego już dawno z własnym losem. Manchester City ponownie zakłada mistrzowską koronę, tym razem bez emocji jak dwa lata temu w meczu przeciwko Q.P.R.

Reklama

Do dwójki spadkowiczów (Fulham i Cardiff) dołączył Norwich City, my natomiast patrzymy już w przyszłość i nie możemy doczekać się Marcina Wasilewskiego w Premier League. Co natomiast zapamiętamy z tego sezonu? Przede wszystkim równy Manchester City, powstanie z martwych Liverpoolu, bohaterski sezon Crystal Palace i Tony‘ego Pulisa. Przez cały sezon ciągnęła się także epopeja z Davidem Moyesem w roli głównej, swój show robił także Jose Mourinho. No bo cóż by to był za sezon bez „The Special One” i jego brudnych gierek? Gratulacje dla „The Citizens” i miejmy nadzieję, że przyszły sezon będzie jeszcze lepszy. Nie może być zresztą inaczej – widzieliście smutną minę Stevena Gerrarda po końcowym gwizdku? Ten gość wie co nabroił (paradoksalnie, mimo doskonałego sezonu) i już planuje zemstę, drugi raz nie da plamy.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama