Tego kraju po prostu nie da się czasami już w żaden sposób obronić. Myślicie, że Rosja to wszelkie patologie globu? W porządku, myślcie, bo nie da się temu zaprzeczyć. Debilizm, tępota i zwyrodnienie raz na jakiś czas atakuje ze zdwojoną siła. Na każdej płaszczyźnie. Jeden weekend – trzy incydenty z kibolami (Spartak, Krylja, Zenit). I to w samej ekstraklasie. Nie wiemy, czy opinia publiczna dokładnie skupia się na tym, co musi się dziać w niższych ligach, ale tam też musi być grubo… Na razie mamy tylko świadomość, że Priemjer Liga to kraina kontrastów. Kibicowska sodoma i gomora oraz finansowe eldorado.
Sami nie wiemy od czego zacząć, ale chyba najlepiej od najświeższego i najważniejszego incydentu. Petersburg. Miasto doskonale pasujące do Rosji, bo pełne przeciwieństw. Paryż Wschodu, kolebka rosyjskiej sztuki, kultury i zarazem… stadionowego rasizmu. Kibice z Pietrowskiego pod kątem nienawiści do czarnych chyba mimo wszystko nie mają konkurencji. W przeszłości nie chcieli ich w zespole, migali bananami przed oczami Roberto Carlosa, który miał ocieplić wizerunek ligi, aż w końcu dziś przerwali mecz i znokautowali własnego zawodnika – Salomona Rondona. Tyle, że będą mieli wymówkę, bo agresja to „tylko” odpowiedź na beznadziejną grę Zenita i wynik 2:4 z Dinamem.
Racja, można się zgodzić, że klub Andre Villasa-Boasa zrobił z siebie pośmiewisko. Być bitym u siebie 2:4 przez największych frajerów wiosny to jednak blamaż. Zwłaszcza, że to przedostatnia kolejka, a przyjezdni grali już tylko o honor i nawet nie drgnęli z czwartej pozycji w tabeli. Zenit aż do dzisiaj szedł pewnie po swoje (6 zwycięstw i 1 remis w ostatnich 7 kolejkach), ale dzisiejsze manewry kojarzą się tylko z poślizgiem Gerrarda w meczu z Chelsea. W ten sposób w tabeli przeskakuje ich CSKA i być może Lokomotiw (jeśli ogra dziś Rostów). Zamiast laurów największych mocarzy czeka najpewniej zjazd do bazy na najniższy stopień podium.
Przez cały tydzień nad Newą powtarzano tylko, że wystarczy zrobić swoje i liga powinna być rozstrzygnięta. Konkurencja sama była daleka od optymizmu. Witalij Denisow powtarzał, że w szatni Lokomotiwa nawet nikomu nie przyszłoby do głowy, by pogadać o mistrzostwie. Dlatego sami sobie wyobraźcie, co musiało się dziać, gdy Dinamo prowadziło w słoneczne popołudnie już 4:1. Kibole łypali spode łba na piłkarzy za bramkami od 80. minut i tylko czekali, by ruszyć. Drugi gol Zenita autorstwa Kierżakowa niczego nie zmienił. Bydło wystartowało, ziemia zadrżała. Krzyk, przepychanki, wreszcie pięści. Hammerfisty spadające na głowy kogokolwiek. Gdzie jest granica? Dobre pytanie. Granicy nie było – w łeb z cztery razy oberwał nawet… reprezentant Rosji i obrońca Dinama – Władimir Granat (zgłosił już sprawę na policji). Dostałby pewnie i Hulk, ale miał nosa i uciekł prosto do szatni po zmianie w 69. minucie.
Pozornie na dantejskich scenach cierpią tylko gospodarze, bo Zenit dostanie walkower. Ale jakby przyjrzeć się bliżej – zmagania z murawy zaczną obiegać cały świat. Zanim ktoś podpisze kontrakt na 5 baniek dolców przemyśli sprawę już nie dwa, a sto razy. Bo klub, który płaci najwięcej i gwarantuje najlepszy sportowy rozwój… nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa własnym piłkarzom. Tak właśnie wygląda Zenit, wypchany na trybunach ludźmi, którzy niedawno wydali oświadczenie, że gotów są ruszyć na Ukrainę. Naturalnie po to, by bronić uciskanych obywateli rosyjskich… Jednego jesteśmy pewien – na pewno nie byliby łatwym rywalem. Nawet dla Berkutu.
Przy takich nagraniach i zdjęciach – zajścia związane z graczami Kryljów Sowietów Samara to pikuś. Ale i tam było ostro. W przypadku tych pierwszych – baty 0:4 z Rubina skończyły się pogawędką z kibicami. Mięso latało na lewo i prawo, ale w odróżnienia od Piotrogrodu – obyło się przynajmniej bez przemocy fizycznej.
No i na koniec zostaje Spartak. Creme de la creme. Klub sprawiający wrażenie, jakby od lat trwała w nim wojna domowa. Kibice domagają się tytułu od 2001 roku, a piłkarze pozostają mocni wyłącznie w gębie. Grają piach i po kolejnych batach próbują tylko uniknąć tych najprawdziwszych z rąk chuliganów. Przed tygodniem po meczu z Tomskiem (1:2) Jura Mowsisjan rzucił na zgodę swoją koszulkę w trybuny. Błyskawicznie ją odrzucono, a Ormianin miał szczęście, że zmykał już do tunelu. Ł»eby było ciekawiej – tłem dla tych zdarzeń jest gromko zawodzone przez łyse łby: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!”.
Ale tak naprawdę każdy z graczy jest tam zdany na samego siebie. Mimo wygranej 1:0 z Amkarem Perm – obrażeni kibice demonstracyjnie opuścili trybuny w 15. minucie, co i tak jest poprawą w ich zachowaniu. Przed rokiem Artiom Dziuba był tak wykpiwany, że przed wyjściem na Łużniki miał problem z wiązaniem butów. A co dopiero mówić o strzałach na bramkę. Kiedy zwiał na wypożyczenie do Rostowa nagle stał się najskuteczniejszym krajowym snajperem (17 goli, rok temu… 4). A to chyba dość dobrze oddaje klimat tej ligi. Ligi mającej wewnątrz zbyt wielu „debili”, jak twierdzi nawet Roman Szyrokow, kapitan Zenita wypożyczony do Krasnodaru. Im bliżej wielkich pieniędzy i piłkarskich sukcesów, tym bliżej do zaciśniętej pięści kibica nad głową.
FILIP KAPICA

