Nie jest dobrze, kiedy najbardziej elektryzujący temat w polskiej piłce przez kilkadziesiąt godzin stanowi zmiana trenera w Piaście. Nie zamierzaliśmy napisać na ten temat ani słowa więcej. Przynajmniej póki nie wsłuchaliśmy się dokładnie w konferencję powitalną, która wczoraj odbyła się w Gliwicach. Konferencję, za pomocą której obecny prezes Piasta, na swoje nieszczęście, zdemaskował cały „plan” działania klubu.
Pisząc w dużym skrócie…
W Piaście nie mieli zamiaru zwalniać Brosza po sezonie zasadniczym mimo że ten z 12 ostatnich meczów wygrał 1. Liczyli, że w rundzie finałowej się odbije. Niestety przyszła porażka 3:4 z Jagiellonią oraz remis ze Śląskiem. Na cztery tygodnie przed zakończeniem ligi uznano więc, że zmiana jednak jest niezbędna. Próbowano znaleźć trenera w Polsce, sprawdzonego, owszem, ale jak przyznaje otwarcie prezes – kolejni kandydaci odmawiali. Urban? Nie. Engel? Nie. Michniewicz? Nie. Hajto? Też nie bardzo. Działacze Piasta łatwo nie dali jednak za wygraną. Uruchomili hiszpańskie znajomości. Nie po raz pierwszy wyciągnęli z kapelusza swojego znajomego – pana Janeczkę, a ten ogłosił: mam, mam dla was kandydata.
Piast wprawdzie nie miał pojęcia co to za jegomość, zero gwarancji że lepszy on od Brosza – ale przecież „ryzyk, fizyk”. Niech przyjeżdża i coś zmienia, bo przecież gorzej być nie może. Pan Angel Garcia również pojęcia nie ma zielonego gdzie jest i co to w ogóle za liga, ale na zachętę nauczył się już imion zawodników i obejrzał trzy występy Piasta. Wyrywkowo, te najgorsze…
– jeden z trzeciego grudnia minionego roku
– jeden z pierwszego marca
– no i ten przedostatni z Jagiellonią.
Oświadczył też, że nie przewiduje problemów z komunikacją, bo on „porozumieć umie się z każdym, nieważne czy z Hiszpanem, czy Polakiem”. Trenera bramkarzy też nie potrzebuje. Sam weźmie ich w obroty! Brzmi jak jakaś zmyślona bajeczka, „football fiction”, ale to niestety sama prawda. Zupełnie serio: nie mamy pojęcia jak w takim momencie sezonu można było postąpić w ten sposób. Tak ryzykownie, zupełnie po omacku, właściwie na chybił-trafił. Standardy zarządzania jak z ligi malediwskiej.
***
A skoro jesteśmy już przy Malediwach, trener Angel Garcia króciutko podsumował również ten epizod. Stwierdził: – To wyjątkowe miejsce. Liga rozpoczyna się tam w marcu, a kończy w czerwcu. Wraz z zespołem New Radiant dotarłem do Pucharu Azji, gdzie ograliśmy mistrza Singapuru.
Dwa zdania, a same ciekawostki. Liga nie zaczyna się w marcu, tylko w kwietniu. Nie kończy się w czerwcu tylko prawie w sierpniu. A Hiszpan nie DOTARŁ do żadnego Pucharu Azji. Nie miał w tym najmniejszego udziału. Przez cały sezon gwarantujący awans trenerem był zupełnie ktoś inny. Angel przyjechał na gotowe 4 miesiące później. Poprowadził klub w jednym meczu – z wicemistrzem, a nie mistrzem Singapuru.
Czyli niby coś gdzieś dzwoni, ale generalnie to cały pobyt chyba spędził na leżaku.