Dzisiaj włoskie gazety maglują temat sympatycznego dżentelmena z Neapolu o przyjemnie brzmiącym i jakże wiele mówiącym pseudonimie „Padlina”. Według relacji tamtejszych mediów, to właśnie kibic Napoli był osobą numer jeden podczas finałowego meczu rozgrywanego w Rzymie. To on jednoosobowo zadecydował, że spotkanie może się w miarę spokojnie odbyć, uciszając kilkanaście tysięcy rozgrzanych głów na stadionie… Z jednej strony, możemy się zastanawiać jak zareagowałoby polskie środowisko piłkarskie, gdyby podobna sytuacja wydarzyła się na Narodowym. Z drugiej – dobrze zestawić, to co działo się w ostatnich kilkunastu dniach w całej Europie z rodzimymi finałami.
Wiadomo, finał w tym sezonie był nieco specyficzny, ale punktem odniesienia mogłaby być pamiętna Bydgoszcz 2011, po której rząd, media i całe środowisko ruszyło na wojnę z kibolami. Kontrast to chyba delikatny eufemizm, by określić różnicę między ówczesnymi przepychankami Legii i Lecha z ochroną, a totalną wojną na ulicach Rzymu czy Aten.
Puchar Włoch
Punktem wyjścia do dzisiejszego tekstu są Włochy, więc to od nich rozpocznijmy krótką wędrówkę po miastach organizujących finały krajowych pucharów. To błogosławieństwo przekleństwo spadło na Rzym i tamtejszy Stadion Olimpijski. W jednym miejscu spotkali się fani Fiorentiny, Lazio, AS Romy i Napoli, w dodatku w asyście znienawidzonej przez wszystkie cztery grupy policji. Już kilka godzin przed meczem doszło do starć z wykorzystaniem… pistoletów. Według informacji przewijających się we włoskich mediach, niejaki „Gastone”, 48-letni kibic Romy został aresztowany pod zarzutem ataku bronią palną na fanów z Neapolu.
Na mieście doszło też do starć kibiców Fiorentiny i Napoli, a przed samym meczem neapolitańczycy pobili się również z policją, próbując wejść na stadion razem z bramami wejściowymi.
Później było jeszcze gorzej – na trybuny dotarła bowiem informacja o krytycznym stanie postrzelonego kibica Napoli. Fanatycy z południa Włoch zażądali odwołania meczu.
Do negocjacji z piłkarzami, działaczami i organizatorami meczu oddelegowano właśnie „Padlinę”, który przez kilkadziesiąt minut dyskutował o dalszych losach finałowego meczu. To właśnie dlatego dzisiejsza prasa we Włoszech ironicznie pyta: „Signore Padlino, czy możemy?”.
Ostatecznie mecz został rozegrany, ale obrazki takie jak te poniżej obiegły cały świat, pokazując, że nawet w tak klasowej lidze jak Serie A mogą zdarzyć się wydarzenia, z którymi w Polsce pożegnaliśmy się kilka, jeśli nie kilkanaście lat temu.


Po czasie na jaw wychodzą coraz to nowe wątki finałowej burdy. We Włoszech trwa przeglądanie policyjnych kartotek, które udowadniają, że świat kibiców dość mocno zazębia się z legendarnymi włoskimi mafiami. Camorra, `Ndrangheta, inne gangi, rodziny i szajki. Jeszcze raz wypada wrócić do porównania z rodzimym podwórkiem. Naprawdę mamy problem, który „w cywilizowanych ligach rozwiązano już dawno”?
Puchar Grecji
Punktem wyjścia do przyjrzenia się zagranicy mogłaby być również wczorajsza decyzja greckiego związku piłkarskiego, który zadecydował o karach za półfinał PAOK – Olympiakos. Gospodarze rewanżowego meczu otrzymali dziś 50 tysięcy euro kary, nakaz rozegrania dwóch meczów bez udziału publiczności oraz… trzy ujemne punkty w lidze. Ciekawe, jak wysokie będą kary za finał, gdzie doszło do scen tak samo gorących, jak we wcześniejszej fazie.
Na uwagę zasługują już umocnienia na stadionie:

Potem były ataki na autokary, część z użyciem… butelek z benzyną.

I wreszcie sam stadion, na którym tradycyjnie już odpalono tony rac i innych środków piortechnicznych, które następnie wylądowały na kaskach i pod nogami ochraniających mecz policjantów.
Trzeba jednak przyznać, że finał i tak był w miarę spokojny. Kilka dni później oba zespoły spotkały się bowiem w fazie play-off…


Zdjęcie najlepiej oddające atmosferę na tym meczu? Cóż, faworyt jest jeden:

W sumie nic – jak na Grecję – wielkiego się nie stało, ot, przepychanki i mordobicie na trybunach, pirotechnika na trybunach i murawie, krzesełka na murawie i głowach policji… Przy starciach wielkiej czwórki – wliczone w koszta.
Puchar Słowacji
Uff, po tym, co stało się we Włoszech i w Grecji ciężko będzie zaskoczyć starciem Slovana Bratysława z MFK Koszyce, ale… nawet tam nie było wcale pikniku. Choć liczbowo nie ma żadnego porównania – czy to z Rzymem, czy z Atenami – na murawie po raz kolejny poza piłkarzami znaleźli się również kibice oraz policjanci. Przed meczem:

I po meczu, gdy doszło do starcia… dość niecodziennego.
Pełen folklor.
*
To tylko ostatnie kilkanaście dni, bo przecież moglibyśmy się cofnąć do finału Pucharu Szwajcarii…

…czy Holandii.

Wniosek? Nie powinniśmy chyba narzekać na oprawę naszych finałów – czy to tych mocno kibolskich, z ostatnich lat, czy tego najświeższego, rozegranego w atmosferze festynowo-piknikowej. I oby następnemu wciąż było bliżej do Kielc 2012, niż Rzymu 2014…
Fot. ultras-tifo.net