Niektórzy nazywają ją przekleństwem piłkarzy, inni zwracają uwagę na możliwości jakie daje zespołowi. Szeroko pojęta uniwersalność, bo o niej mowa, przez wielu utożsamiana jest z przyszłością futbolu. Powstało kilka teorii, wedle których za parę lat zawodnicy będą musieli radzić sobie na każdej boiskowej pozycji. Linię defensywy będą tworzyć gracze, którzy w danym momencie przebywają najbliżej bramkarza, a za strzelanie goli odpowiadaliby ludzie znajdujący się najbliżej bramki rywala. Każdy piłkarz pełniłby wiele ról podczas jednego meczu w myśl rozbudowanej zasady – wszyscy atakują i wszyscy bronią.
Odejście od boiskowych specjalizacji to jednak wciąż melodia przyszłości. Na tę chwilę – w warunkach polskiej Ekstraklasy – uniwersalność wcale nie jest sprzymierzeńcem piłkarza. Rzecz jasna trenerzy cenią sobie zawodników mogących grać na kilku pozycjach, ale przeważnie – przy braku problemów kadrowych – widzą takich graczy na ławce rezerwowych. Z perspektywy zawodnika, zwłaszcza młodego, uniwersalność również nie wydaje się wymarzoną cechą. Ciężko o stabilizację, o dynamiczny rozwój i budowanie własnej marki, jeżeli w trakcie sezonu jest się rzucanym po całym boisku, wzdłuż i wszerz.
– Zagram tam, gdzie będzie mnie widział trener – lubią podkreślać piłkarze. Wydaje się jednak, że takie słowa są zwyczajną kurtuazją. Każdy marzy bowiem o ugruntowaniu swojej pozycji i realizacji celów – czy to zagranicznego transferu, czy gry w reprezentacji swojego kraju. Jeżeli przyjrzymy się powołaniom do reprezentacji Polski na przestrzeni kilku lat, ilu znajdziemy tam klasycznych „zapchajdziur”? Nie trzeba specjalnie polemizować ze stwierdzeniem, że uniwersalny piłkarz ma dłuższą drogę do kadry, niż wyspecjalizowany kolega.
W polskiej Ekstraklasie również mamy grupę piłkarzy uniwersalnych, spośród których duża część została przekwalifikowana na potrzeby trwającego właśnie sezonu. Niektórzy na tym zyskali, inni wciąż nie mogą się odnaleźć i w pewnym sensie cofnęli się w rozwoju. My postanowiliśmy przygotować jedenastkę piłkarzy, którzy – za wyjątkiem bramkarza – grywają na największej liczbie boiskowych pozycji.
Spory problem był oczywiście z obsadą bramki, bo w naszej lidze – i nie tylko w naszej – brakuje ludzi pokroju Chilaverta, którzy oprócz parad bramkarskich potrafiliby znacząco wspomóc zespół w ofensywie. Paragwajczyk strzelił w swojej karierze kilkadziesiąt goli i jasnym jest, że w światowej piłce długo nie będzie drugiego takiego zawodnika. W Ekstraklasie gra jeden bramkarz, którego statystyka nie straszy zerem w rubryce strzelonych goli. Marian Kelemen ze Śląska trzy lata temu wykorzystał rzut karny w meczu Śląsk-Arka. Nie mamy wątpliwości, że ze Słowaka żaden uniwersalny grajek, nie mamy też pewności, czy spośród bramkarzy Ekstraklasy najlepiej wykonuje jedenastki. Jest jednak jedynym, który ma gola na koncie, więc od biedy może pomóc drużynie w meczu, czy też konkursie rzutów karnych. Z konieczności umieszczamy go w naszej jedenastce.
Jeśli chodzi o graczy z pola – nie będziemy posługiwać się sztucznym podziałem na obronę, pomoc i atak, bo w ich przypadku boiskowe pozycje są sprawą bardzo umowną. Ustalanie składu rozpoczynamy od Boljevicia z Cracovii. Czarnogórzanin jeszcze w poprzednim sezonie zdobył piętnaście goli w pierwszej lidze i był najskuteczniejszym napastnikiem swojej drużyny. Obecnie najczęściej grywa w pomocy, a w trwających rozgrywkach zaliczył już każdą pozycję środka pola – ofensywną i defensywną. Co więcej, Boljević ma też na swoim koncie występ na środku obrony, dwa sezony temu z Legią w Warszawie. Jak mu poszło? Wystarczy napisać, że mecz zakończył się bezbramkowym remisem.
Dosyć podobną charakterystykę mają Adam Marciniak i Dariusz Dudka – mogą grać na każdej pozycji w obronie oraz na defensywnym pomocniku. W ostatnim czasie bardziej wyspecjalizował się defensor Cracovii, któremu zdarzyło się nawet zabezpieczać lewą flankę w meczu reprezentacji Polski. Z kolei wiślak po powrocie z zagranicznych wojaży wcielił się w rolę typowego „zapchajdziury” i, trzeba przyznać, bardzo dobrze się w tym odnajduje. Nawet na wyższy poziom uniwersalności wszedł Bartłomiej Babiarz z Ruchu, który co prawda – z racji niskiego wzrostu – nie występował w środku obrony, ale w tym sezonie grał już na obydwu bokach defensywy oraz, podobnie jak Bojlević, zaliczył wszystkie pozycje w drugiej linii. Trochę gorzej od zawodnika Ruchu wypada Łukasz Garguła, który w trwających rozgrywkach również grał wszędzie w pomocy, ale na jego szczęście Franciszek Smuda nie przesuwał go jeszcze do obrony. Patrząc na liczbę kontuzji, które ostatnio nękały krakowskich defensorów, wszystko przed Gargułą.
Ciekawym przypadkiem jest Adam Dźwigała z Jagiellonii, bo chyba nikt – z nim samym włącznie – nie wie jaka jest jego optymalna pozycja. Osiemnastolatek w zeszłym sezonie grał w na środku obrony, a obecnie najczęściej występuje jako ofensywny pomocnik, chociaż zdarzyło mu się też grać na szóstce i ósemce oraz na obydwu skrzydłach. Z określeniem samego siebie problemu nie powinien mieć z kolei Tomasz Hołota, który ze środka boiska schodził tylko z konieczności – a ta pojawiała się w tym sezonie dość często. Zawodnik Śląska grywał więc na prawej i lewej pomocy, zastępował też Dudu na boku obrony i, gdyby nie kontuzja, zaliczyłby też występ w na środku defensywy. Z przymusu po boisku rzucany był również Mateusz Możdżeń, niegdyś piłkarz środka pola, dziś prawdopodobnie prawy obrońca. Chyba jednak nikt nie ma wątpliwości, że w Lechu na jego pozycję docelowo szykowany jest Ceesay, przez co Możdżeń – mimo dobrej formy – może pożegnać się z klubem.
Naszą jedenastkę zamykają Radović i Hamalainen, czyli piłkarze którzy z konieczności musieli ratować sytuację w ataku dwóch najlepszych klubów Ekstraklasy. Trzeba przyznać, że Serb świetnie odnalazł się na nowej pozycji, gdzie wygląda trochę lepiej niż w środku pomocy i zdecydowanie lepiej niż na prawym skrzydle. Wydaje się, że Legia musiałaby kupić prawdziwego kozaka na środek ataku, żeby Berg przesunął Radovicia na poprzednią pozycję. Z kolei Hamalainen nie jest bezpośrednim konkurentem Łukasza Teodorczyka, a z przodu grywa tylko awaryjnie. Dla Fina optymalnym miejscem na boisku wydaje się pozycja numer dziesięć, choć nieźle radzi sobie również na prawym skrzydle i jako defensywny pomocnik.


Przygotowany przez nas skład można ustawiać na setki sposobów i dostosowywać do dziesiątek wariantów taktycznych. Mimo to – takie mamy przeczucie – polscy trenerzy woleliby mieć do dyspozycji jedenastu wyspecjalizowanych ludzi o jasno zdefiniowanej pozycji. Z naszej drużyny, poza przerastającymi ligę Radoviciem i Hamalainenem, zapewne też wybraliby kilku zawodników. Najpewniej na ławkę rezerwowych, żeby było kim grać w przypadku kontuzji i kartek.
MICHAŁ SADOMSKI