Za nami kolejne mecze w Chojnicach, Olsztynie, Ząbkach i tym podobnych miejscach. Uwaga: są chętni do awansu do Ekstraklasy. GKS Bełchatów zdobył kolejne trzy punkty i odskoczył na dystans sześciu oczek reszcie ligowej stawki. Pozostali faworyci wykazali się natomiast empatią i podzielili się punktami – Dolcan z Górnikiem między sobą, a Arka z Energetykiem. Status quo został więc zachowany. Działo się również w dolnych rejonach tabeli, gdzie dość poważnie w walkę o utrzymanie zaangażowanych jest siedem drużyn. Swój mecz wygrała jednak tylko jedna z nich. Zapraszamy na nasz szybki przegląd najważniejszych wydarzeń z zaplecza Ekstraklasy.
Mecz kolejki
W Ząbkach obserwowaliśmy mecz dwóch drużyn z pierwszoligowej ławy oskarżonych. Co im się zarzuca? Ano to, że Górnikowi i Dolcanowi wcale nie śpieszno do awansu. W przypadku drużyny trenera Podolińskiego to rzecz jasna żadna nowość, podobne oskarżenia padały już wcześniej. Dolcan ostatnio gra bardzo dobrze, a każde odstępstwo od tej reguły tradycyjnie przynosi insynuacje. Górnik natomiast obrywa z powodu ostatniej serii wyjątkowo słabych spotkań i ogólnie – nie najlepszej wiosny. Po pierwsze, awansu mają nie chcieć włodarze, którym organizacyjnie trudno będzie spełnić ekstraklasowe wymogi. Po drugie, tym bardziej nie ma on być po myśli piłkarzy, gdyż kilku z nich do krajobrazu najwyższej klasy rozgrywkowej po prostu nie pasuje, więc ich dalsze bytowanie w Łęcznej stanęłoby pod znakiem zapytania. Winni? Nie nam rozstrzygać. Podobne oskarżenia pojawiają się co rok, lecz twardych dowodów nie ma. Sprawa zostaje umorzona.
Już mieliśmy pisać, że Jurij Szatałow ma w zwyczaju na wiosnę topić nie tylko marzannę, ale również kluby, które prowadzi, ale dzisiaj Górnik Łęczna powrócił do gry. Nawet nie sam wynik jest tu sprawą kluczową, ale przede wszystkim styl gry. W ogóle był to bardzo przyzwoity mecz z obu stron. Nie przesadzalibyśmy oczywiście, że lepszy od połowy spotkań w Ekstraklasie. Może pod względem emocji, ale na pewno nie jakości. Wszystkie bramki padły w pierwszej połowie i skończyło się 2-2. Ciekawe było to, że za każdym razem po wyjściu na prowadzenie, wyrównywanie przychodziło po kilkudziesięciu sekundach. Niezwykle szybkie riposty. Przyjrzeliśmy się dokładniej ekipie Górnika: Bonin, Sasin, Bożok, Mraz, Szałachowski, Nowak, Szmatiuk, Woźniak. Prawie sami nasi starzy znajomi. Aż strach pomyśleć, że ta wesoła ferajna może wrócić do Ekstraklasy. Zero powiewu świeżości, zero ciekawych twarzy, które dostrzegamy chociażby w Bełchatowie czy w Gdyni. Ale cóż zrobić, taka już jest ta I liga.
W czołówce tabeli bez większych zmian. GKS Bełchatów pewnie pokonał GKS Tychy i można powiedzieć, że Brunatni mają przed sobą pustą autostradę do Ekstraklasy. Nic tylko docisnąć pedał gazu i dojechać do celu. Do końca jeszcze co prawda sześć spotkań, lecz – prócz wyjazdu do Ząbek – nie czekają ich już arcytrudne mecze. Wpadkę w Rybniku zanotowała Arka, tracąc przy tym szansę, by wykolegować z drugiego miejsca Górnika. Za tydzień kolejny bezpośredni mecz drużyn zagrożonych awansem: Arka podejmuje Dolcan. A jest jeszcze Olimpia Grudziądz. Równo grają w tej rundzie podopieczni Dariusza Kubickiego i wcale nie jest wykluczone, że jeszcze gdzieś tam nie wyskoczą nagle zza pleców faworytów.
Wydarzenie kolejki
Było tego trochę:
– Kolejarz Stróże wydostał się ze strefy spadkowej, trener Cecherz może więc odetchnąć z ulgą – Bolesław Dywan, prezes klubu, nie będzie tym razem wzywał na dywanik.
– Krzysztof Przytuła raczył tym razem pojawić się na meczu swojej drużyny w Chojnicach. Szczęścia raczej swoim podopiecznym nie przyniósł, Okocimski przegrał dwoma bramki, ale w końcu było normalniej. Mamy nadzieję, że w II lidze, bo wszystko wskazuje na to, że właśnie tam od nowego sezonu będą grać piłkarze z Brzeska, takie zachowania wejdą mu w nawyk. Doceniamy dzisiejszy gest, żeby nie było, że tylko krytykujemy.
– Smutne wieści dotarły do nas z Bełchatowa. Kamil Wacławczyk, kojarzycie gościa? Całkiem przyzwoity piłkarz. Wczoraj wrócił do gry po ponad miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją i po 14 minutach, po bestialskim ataku Mateusza Mączyńskiego, zerwał więzadła w prawe nodze. Wypada teraz z gry na dłuższy czas. Do tego za 2 miesiące kończy mu się kontrakt w Bełchatowie. Było zainteresowanie nim ze strony innych klubów, ale w takiej sytuacji, no cóż, jego pozycja negocjacyjna nie wygląda zbyt dobrze.
Piłkarz kolejki
Tomasz Mikołajczak z Chojniczanki. Mistrz Polski z Lechem Poznań ostatnimi czasy – ku rozpaczy wiecznie młodego Dudy – jest w gazie. Zdobył pięć bramek w sześciu ostatnich występach i to głównie dzięki niemu, zespół z Chojnic złapał troszeczkę oddechu. Był przecież moment, w którym beniaminek na parę miesięcy zapomniał jak się wygrywa i osuwał się coraz niżej w tabeli. Dziś Mikołajczak trafił dwukrotnie – najpierw całkiem efektownie główkował, później zachował zimną krew w sytuacji sam na sam. Mógł co prawda pokusić się jeszcze o trzecie trafienie, ale nie wyszło. W sumie gdyby wychodziło mu wszystko (no dobra: większość), to dalej grałby pewnie w Poznaniu. Doceniamy więc dwie bramki i przyznajemy tytuł piłkarza kolejki.
Kiks kolejki
Mamy dwie bardzo mocne kandydatury bramkarskie: Marcin Cabaj i Łukasz Budziłek. Były goalkeeper Cracovii w meczu z Olimpią Grudziądz zaliczył typowego…Cabaja (lub typowego Gliwę – wersja dla tych, którzy nie pamiętają popisów Marcina na boiskach Ekstraklasy) i dość komicznie przepuścił strzał z dalszej odległości. Ten facet tak już po prostu ma, że nawet jak przez całą rundę broni przyzwoicie, to przynajmniej jeden farfocel musi mu się zdarzyć. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Budziłek natomiast zaliczył efektowną asystę przy bramce Krzysztofa Zaremby w meczu GieKSy z Puszczą Niepołomice (2-2). Obie „interwencje” zasłużyły na nagrodę główną. Poniżej znajdziecie bramkę wpuszczoną przez Cabaja.
Ł»eby nie było, doceniamy też typowo siatkarski blok Pawła Magdonia w meczu ze Stomilem. Myślimy i myślimy, ale za nic nie możemy odgadnąć intencji stopera Wisły. Wiemy, że do Płocka przyjeżdża czasami siatkarska reprezentacja Polski, ale obiło nam się też o uszy, że selekcja na Mistrzostwa Świata jest już zakończona. Nie ma sensu próbować.
Gamoń kolejki
Niejaki Szymon Sobczak (Energetyk ROW Rybnik). Za naiwną próbę oszustwa sędziego i – co gorsza – wielkie zdziwienie tym, że arbiter się w tym wszystkim połapał. Sobczak nie sięgnął piłki głową, więc postanowił wbić ją do bramki ręką. Gol oczywiście nie został uznany, zawodnik wzniósł ręce ku górze w geście triumfu i udawał głupiego (choć nie jesteśmy pewni, czy tylko udawał), jego koledzy z drużyny – też niezłe ananasy – ruszyli w kierunku sędziego z pretensjami, a kibice zaintonowali dawno niesłyszaną przez nas pieśń o pewnej czynności i PZPN-ie. Teatrzyk. I to taki niskich lotów. Nóż na gardle, walka o utrzymanie – zgoda. Jesteśmy w stanie zrozumieć, że desperacja sprzyja durnym zachowaniom, ale są chyba jakieś granice przyzwoitości. Tym bardziej, że na każdym meczu są kamery i nietrudno zrobić z siebie pośmiewisko. Sobczakowi się udało. Gratulacje. Do obejrzenia poniżej (od 5:10).
Fot.DolcanZabki.Com
