Pojedynek o tytuł Capocannoniere nabiera rumieńców. Bilety do Brazylii mobilizują jak nigdy

redakcja

Autor:redakcja

04 maja 2014, 12:45 • 4 min czytania

Przed sezonem wydawało się, że tytuł króla strzelców Serie A musi trafić w ręce kogoś z trójki Fernando Llorente, Carlos Tevez bądź Gonzalo Higuain. Włosi unieśli się jednak honorem, a kampania 2013/14 przyniosła nowych, całkiem zaskakujących bohaterów. Na obecną chwilę najpoważniejszymi kandydatami do tytułu capocannoniere niespodziewanie są dwaj Włosi – Ciro Immobile i Luca Toni. Pierwszy ostro walczy o swoje i znakomicie wpisuje się w klimat coraz lepiej grającej drużyny Torino, marzącej o nawiązaniu do lat chwały. Toniego specjalnie przedstawiać nie trzeba – kiedy wydawało się, że piłkarski świat już nigdy nie usłyszy o wysokim napastniku cieszącym się jak dziecko po każdym strzelonym golu, ten zaskoczył wszystkich i odrodził się w barwach Hellas Verona. We włoskiej prasie trwa dyskusja kogo powołać na mistrzostwa i wielu zasugerowało, aby obaj napastnicy otrzymali bilet do Brazylii. Wiemy już jednak, że jednego z nich najprawdopodobniej zabraknie na mundialu.
Immobile prowadzi w klasyfikacji strzelców z 21 golami, drugi w stawce Toni (ex aequo z Tevezem) traci tylko dwa trafienia do rodaka z Torino. Obaj panowie są prawdziwą sensacją obecnego sezonu Serie A i to samo można śmiało powiedzieć o ich drużynach. Zespół Kamila Glika zajmuje wysokie szóste miejsce w tabeli, a zespół z Verony lokatę ósmą, co jak na beniaminka jest wynikiem kapitalnym. Wszyscy na Półwyspie Apenińskim rozpływają się nad formą obu snajperów, ale to chyba Toni jest mimo wszystko większą niespodzianką. Luca ma prostą receptę na swoją piłkarską długowieczność: „Bieganie za piłką, strzelanie goli, radość i smutek przeżywane na stadionie – to wszystko od zawsze było moim życiem (…) Tak długo, jak będę czerpał z tego radość, będę nadal to robił. Nie ma nic lepszego, kocham to”. I rzeczywiście, im snajper z Verony starszy tym większe mamy wrażenie, że każda kolejna bramka sprawia mu coraz więcej przyjemności.

Pojedynek o tytuł Capocannoniere nabiera rumieńców. Bilety do Brazylii mobilizują jak nigdy
Reklama

Z Immobile mamy nieco inną sytuację. Tak jak Toni zdążył już wejść na piłkarski szczyt, tak Ciro dopiero buduje swoją markę świetnego snajpera. Drużyna Giampiero Ventury rozgrywa bardzo dobry sezon, nie tylko Immobile błyszczy, ale także Alessio Cerci czy nasz Kamil Glik. Napastnik jak na piłkarza nazwisko ma fatalne (Immobile po włosku możemy przetłumaczyć jako „nieruchomy”), ale na murawie jest wręcz odwrotnie. Włoch to żywe srebro i już interesują się nim duże europejskie kluby, na czele z Borussią Dortmund, szukającą następców Roberta Lewandowskiego. Ciro ma szansę stać się pierwszym od 37 lat piłkarzem Torino, który zdobędzie tytuł capocannoniere Serie A. Poprzednio sztuki tej dokonał Francesco Graziani w sezonie 1976-77. Włoscy dziennikarze lobbują za tym, aby selekcjoner Włoch Cesare Prandelli wziął 24-latka na mundial, jednak jak pokazała historia tytuł króla strzelców niczego nie gwarantuje. Przypomina się kazus legendarnego Roberto Pruzzo, trzykrotnego króla strzelców Serie A oraz najlepszego snajpera XX wieku klubu AS Roma. Ten napastnik o pseudonimie „Il Bomber” królował w latach 80-tych w lidze włoskiej, ale nie cieszył się zbytnim zaufaniem selekcjonera „Azzurrich” Enzo Bearzota.

Pruzzo został królem strzelców w sezonie 1981/82, ale na mundialu nie zagrał. Efekt? Włosi zostali mistrzami świata. Podobna sytuacja miała miejsce cztery lata później – „Il Bomber” znów został capocannoniere ligi włoskiej, ale Bearzot był nieugięty, a Pruzzo ponownie oglądał mistrzostwa świata w telewizji… Dwa tygodnie temu na temat powołań wypowiedział się Prandelli: „Mam w głowie już nazwiska 18 z 23 graczy, którzy znajdą się w samolocie do Brazylii (…) Aby dokończyć selekcję muszę najpierw zobaczyć w jakiej formie są wszyscy piłkarze. Później zadecyduję”. W wypadku Toniego wydaje się jednak, że selekcjoner „Azzurrich” już zdecydował. Snajpera Verony nie wezwano nawet na testy sprawnościowe w Coverciano, na który zaproszono aż 42 piłkarzy. Prandelli skomentował całą sprawę następująco: „Mam dla nich (Toniego oraz Tottiego, który także rozgrywa niezły sezon) wielki szacunek, ale będą brani pod uwagę tylko w ostateczności (…) To czołowi włoscy zawodnicy, ale potrzebujemy piłkarzy nie tylko najlepszych, ale także w szczytowej formie fizycznej…”. Swoje zdanie mają na ten temat jednak kibice Hellas, którzy podczas ostatniego spotkania ligowego przeciwko Catanii (4:0) śpiewali w rytm przeboju „Yellow Submarine”: Wszyscy chcemy Lukę Toniego w narodowym zespole, Toniego w narodowym zespole, Toniego w narodowym zespole…”.

Reklama

Mówi się, że czwórkę napastników w samolocie do Brazylii mogą stworzyć Balotelli, Osvaldo, Immobile i Destro. Gdyby jednak jakimś cudem znalazł się tam Toni, bylibyśmy świadkami iście filmowej historii. Piłkarz ostatni raz wystąpił w kadrze w roku 2009, a w 2012 w ogóle bliski był zrezygnowania z gry w piłkę po tym, jak spotkała go ogromna rodzinna tragedia. W czasie, gdy Toni grał dla Al-Nasr, napastnik i jego partnerka Marta spodziewali się pierwszego potomka. Dziecko urodziło się jednak martwe, a Luca się załamał. Wrócił do piłki tylko dzięki Marcie, która kazała mu się wziąć w garść. W wywiadzie dla niemieckiego Bilda Włoch mówił ze łzami w oczach: „Ona była silniejsza ode mnie…” Po dwóch latach Toni znów kopie jak dwudziestolatek, a sam mówi osobie: „Czterdziestka? To dzisiejsza trzydziestka! Jestem w kwiecie wieku”. Zgadzamy się z Luką, zwłaszcza patrząc na dorobek strzelecki takiego Osvaldo, który strzelił o 16 goli… mniej niż Toni. Radzimy Prandellemu zastanowić się dwa razy, zanim rozda bilety na lot do Brazylii.

KUBA MACHOWINA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama