W piątek – Stadion Narodowy, na którym zdecydowanie dominowali kibice Zawiszy Bydgoszcz. A w sobotę – znowu Bydgoszcz i feta na mieście, gdzie kilka tysięcy ludzi przyszło, by podziękować piłkarzom za zdobycie pierwszego w historii klubu Pucharu Polski. Była to też kolejna odsłona słynnego na cały kraj konfliktu. Gdzieś z boku stanęła mała, pewnie 30-osobowa grupa protestujących, coś pokrzyczała i się rozeszła. Musieli się ci ludzie dziwnie czuć: niegdyś jedyni, którzy wiedzieli, z kim Zawisza zagra w następnym meczu, a dziś wypchnięci poza nawias, traktowani trochę jak zjawisko. Całe miasto świętuje, a oni z skrzywieni, z nosami na kwintę. Rechot historii, wolta, jakiej nikt kiedyś by sobie nie wyobraził.
Zakiwali się na śmierć. Tak to chyba można spuentować. Zastanawiamy się, co teraz muszą czuć i co czuli wczoraj? Czy odrobinę się cieszyli, że Zawisza zdobył Puchar Polski? Udawali, że się nie cieszą? A może złorzeczyli? Wyskoczyli po ostatnim karnym pod sufit czy siarczyście przeklęli? Intrygujące – jakie są w takiej chwili myśli człowieka, gdy gdzieś ścierają się dwa tak silne uczucia jak dawna (aktualna?) miłość do klubu i żywa nienawiść do Osucha. Kibicowali tym piłkarzom czy nie? Można tak sobie po prostu zrobić „pstryk” i już nie cieszyć się z goli drużyny, a potem kolejne „pstryk” i cieszyć się znowu? Przecież każdy z nich rok temu dałby się za Zawiszę pokroić i teraz co: jak przeżywać największy sukces klubu, gdy sytuacja zabrnęła tak daleko? Co zrobić ze świadomością, że pewnie ponownie taki triumf już się nie zdarzy, a przynajmniej nieprędko? Jak to zagłuszyć? Chcielibyśmy znać myśli bohaterów tego tekstu, interesujące doznanie.
Ależ to się wszystko poplątało, ależ życie tych kibiców stało się pogmatwane. Chociaż wiecie, czyją stronę trzymamy – współczujemy im, to cholernie trudna sytuacja, nie do ogarnięcia. Tylko oni sami wiedzą, co siedziało w ich głowach wczoraj i co siedzi teraz. Chyba muszą czuć się jak fanatycy Adama Małysza, którzy przychodzili na każdy jego trening – aż nagle chłop stał się fenomenem, przyjechała cała Polska, rozłożyła stragany, wyjęła trąbki, polało się piwo, a dla nich zabrakło biletów. No i na dodatek sam Adam pokazał im wała. Piszemy bez żadnej ironii: straszne.
Czują się porzuceni? Zdradzeni? Zastanawiają się między sobą, jak z tego wybrnąć? Chcą konsekwentnie piłować gałęź, czy też rozmawiają między sobą, że na tej gałęzi też siedzą? Metoda na przeczekanie może nie być rozsądna – to znaczy, mogą się nie doczekać. Więc co? Co zrobić? Dalej się radykalizować? Trudno przecież zrobić krok w tył, honor za bardzo by ucierpiał. Więc co? Udawać, że dzisiaj ich pozycja negocjacyjna jest mocna – raczej trudno byłoby to sobie wmówić… Paskudnie się im to wszystko poukładało, bo dzisiaj z tej sytuacji mają tylko złe i bardzo złe wyjścia.
Ludzie się wzajemnie pokłócili – zdarza się, jak to w życiu. Taka kłótnia jednak nie wymazuje całej przeszłości. Gdzieś tam musiało tym ludziom się serce krajać, gdy widzieli cieszącą się Bydgoszcz, ludzi w szalikach i puchar w rękach piłkarzy. Marzyli o tym przez lata, prawda? Musieli marzyć. I teraz, gdy oni sami nie mogli (nie chcieli) do tej radości dołączyć… Chyba słowo „ambiwalentne” wymyślono na takie okazje, jak mecz Zawiszy w finale PP i uczucia byłych (?) jego kibiców. Gdzieś tam musi pojawiać się myśl, że być może właśnie odjeżdża pociąg, w którym powinni siedzieć i to w pierwszym wagonie. Być może w głębi duszy kiełkuje niepokój, że jak nie wsiądą, to już go nie złapią. No, jest jeszcze opcja, że wierzą, że ten pociąg się za moment wykolei i że wrócą triumfalnie. Ale ile czasu zaczekają? Rok? OK. Dwa? Może. A jak to będą trzy lata? Jeśli to będzie lat dziesięć? Dwanaście?
Osuch dzisiaj mógłby wyjść z inicjatywą pojednawczą, przeprosić za niektóre niepotrzebnie wypowiedziane słowa, wyciągnąć dłoń. Lepszego momentu już mieć nie będzie, sportowo wygrał, stać go na gest dobrej woli. Ale pytanie, czy jakakolwiek inicjatywa ma sens (czy jest wola drugiej strony) i czy on właśnie nie znalazł się na etapie, o jakim marzył: kiedy może powoli budować nową bazę kibiców i kiedy niczego już od protestujących osób nie potrzebuje? Jeśli zrobi krok w tył, zawsze już będzie w klinczu z dzisiejszymi opozycjonistami, zadra pozostanie. Jeśli nie zrobi – no, będzie miał cichszy obiekt i mniej frajdy. To strategiczny moment, bo albo właściciel Zawiszy pójdzie jedną, albo drugą drogą. Rozwidlenie. W lewo lub w prawo. Albo ostatnia (i w gruncie rzeczy pierwsza) próba przywrócenia normalności, albo tzw. ucieczka do przodu i nieoglądanie się za siebie, rozegranie wszystkiego na swoich warunkach. Sami jesteśmy ciekawi, co wybierze.
Ale kibicom, tym starym kibicom Zawiszy – szczerze współczujemy. Bez względu na to, dlaczego sprawy zabrnęły tak daleko, przeżywają straszne męczarnie, wewnętrzne rozdarcie. Nawet jeśli udają, że jest inaczej.