Jeśli Górnik, który nie wygrał w Ekstraklasie od 11 meczów, przyjeżdża do Szczecina, gdzie z kolei od 9 spotkań nie słyszano o porażce, to wynik może być tylko jeden. Bez względu na to czy Akahoshi gra, czy go nie ma w składzie. Brzmi sensownie, prawda? A tu jednak mała niespodzianka, czyli bramkowy remis.
Marcin Robak zrobił swoje – ustrzelił 21. i 22. gola, na pierwszego z nich czekał dosłownie kilkadziesiąt sekund od rozpoczęcia meczu, ale to i tak nie wystarczyło. Pogoń dwa razy wychodziła na prowadzenie, dwa razy wydawało się, że powinna korzystny wynik dowieźć, po czym Górnik jednak wyrównywał.
Generalnie, obejrzeliśmy zaskakująco niezłe spotkanie, które cały czas trzymało w niepewności, kto tu się okaże jednak lepszy. Pogoń niby miała Robaka, który w tym sezonie na bramki zamienia wszystko, co się rusza. Ale miała też swoje problemy. Zawodziła defensywa, niczego ekstra tym razem w kluczowych sytuacjach nie dał od siebie Janukiewicz, a w pomocy panowało bezkrólewie po nieobecnym Akahoshim. Rogalski z Murawskim za bardzo nie wiedzieli, który z nich powinien tym razem wziąć się za grę do przodu. Jednocześnie trzeba oddać, że sporo przyzwoitych momentów miał w tym meczu także Górnik, choć ci, którzy napędzali go jesienią – Nakoulma czy Zachara – zawiedli dziś totalnie.
Wystarczyło jednak, że za strzelanie wzięli się Iwan z Sobolewskim. Warto zauważyć, że obaj mają w tym sezonie już po sześć trafień, a to rzecz, która ani jednemu, ani drugiemu do tej pory się nie przytrafiła. Iwan przed tym sezonem miał w Ekstraklasie trzy marne gole, a „Sobol”, któremu przecież dawno stuknęło 300 występów na tym poziomie, nigdy nie przekroczył granicy czterech bramek.
Jednym z jaśniejszych punktów ofensywy zabrzan, mimo wszystko, był dzisiaj również Madej, którego Warzycha nie po raz pierwszy zdjął boiska w pierwszej kolejności. Madej tak się na to zagotował, że nawet na wyrównanie nie zareagował, tylko siedział skwaszony w samym rogu ławki. Chcemy wierzyć, że Warzycha podjął decyzję o tej zmianie przez to, że Madej miał już na koncie żółtą kartkę. Bo jeśli z jakichkolwiek innych względów, to była to decyzja zupełnie niezrozumiała.
Tak naprawdę, mógł w tym meczu paść absolutnie każdy wynik i dałoby się uznać go za sprawiedliwy. Wymiana cios za cios trwała do ostatnich sekund. Kibice Górnika z jednej strony mogą być wdzięczni Steinborsowi, który dziś chyba na dobre odstawił od składu Kasprzika, z drugiej – mogą sypać gromy na Nakoulmę, który w doliczonym czasie miał piłkę meczową, ale oczywiście ją przykładnie zmarnował.

Fot. FotoPyK