Ze zmiennym szczęściem radził sobie w Belgii Waldek Sobota. W jednym z pierwszych meczów zrobił dwie asysty z Anderlechtem, by później czekać trzy miesiące na kolejną bramkową akcję. Gdy już stał się jej autorem (przeciwko Charleroi 15. grudnia) zaraz w następnej kolejce poprawił dwoma golami. Potem jednak znowu było słabiej, ostatecznie doszło do tego, że w tym roku grywał już niemal wyłącznie ogony.
Zresztą wystarczy rzucić okiem na czas gry Waldka w fazie Play-Off, a więc decydującej rundzie ligi belgijskiej. Szału nie ma, i to delikatnie mówiąc. Czterdzieści minut w pięciu starciach.
Wczoraj jednak znowu Waldek miał swój dzień, znowu pozamiatał. Dwie asysty i bramka – trzeba coś dodawać? Druga asysta może i nieszczególna, przede wszystkim tutaj zasługa strzelca, ale już pierwsza naprawdę niezła – Sobota dynamicznie poszedł z piłką, skupił na sobie uwagę kilku zawodników, a potem wyśmienicie podał do Gudjohnsena. Bramka także ładna, zabawił się z obrońcami i bramkarzem, na spokoju technicznie wykończył akcję.
Sobota ma umiejętności i wczoraj to potwierdził kolejny raz, brakuje mu tylko i aż regularności. To przypadłość wielu naszych grających za granicą. Oby wczorajszy popis okazał się jednak nie jednorazowym wystrzałem, ale początkiem naprawdę dobrej formy. Przypomnijmy przecież, że Brugia to nieprzypadkowy zespół, bijący się właśnie o bezpośredni awans do przyszłorocznej Ligi Mistrzów. Fajnie, naprawdę fajnie byłoby oglądać w przyszłym sezonie regularnie grającego w LM Waldka. Są na to szanse.

