Wreszcie jest co poczytać. Piątek w prasie stoi zwłaszxcza pod znakiem dodatku ligowego do Przeglądu Sportowego. Siłą rzeczy, dobry poziom mamy również w Fakcie. A i katowicki Sport proponuje nam kilka ciekawych materiałów. Mamy m.in. wywiady z Daliborem Stevanoviciem, Franciszkiem Smudą (dwa) czy Robertem Lewandowskim, a także kilka niezłych tekstów – jak ten o Dawidzie Kownackim. – Reprezentacja Polski U-15 najpierw zremisowała z Niemcami 2:2, a dwa gole strzelił niespełna 15-letni Kownacki. W rewanżu było jeszcze lepiej. Młodzi Polacy wygrali spotkanie 5:3, a zawodnik Lecha zdobył trzy bramki. To wtedy pojawiła się fama, że do jego mamy – pani Anety – zadzwonił Franz Beckenbauer. – Posypały się różne propozycje, głównie z Niemiec i jeden z menedżerów mówił, że działa z polecenia pana Beckenbauera, w imieniu Bayernu. Wszyscy myśleli, że zadzwonią do mamy, ładnie poopowiadają i ona się zgodzi – mówi zawodnik Lecha na łamach Przeglądu Sportowego. Zapraszamy na piątkową prasę.
FAKT
W Fakcie, wspomaganym dziś w przez redakcję Przeglądu Sportowego, aż cztery piłkarskie strony. Na pierwszej z nich „Władze UEFA rozdały Euro”. Pisaliśmy o tym bodajże przed dwoma dniami. Rozchodzi się o to, że UEFA praktycznie już rozdała największe piłkarskie imprezy na dziesięć najbliższych lat. Według informacji Faktu, półfinały i finał Euro 2020 odbędą się w Stambule, a organizacja kolejnych mistrzostw przypadnie Niemcom. Boniek dostał jasny przekaz, że Polska w najbliższym czasie na kolejną wielką imprezę nie ma szans, że do stołu należy dopuścić innych. Zorganizujemy za to ME U-21 w 2017 roku.
Lewandowski zapowiada, że będzie jeszcze lepszy. Może nie mówi tego wprost, ale przynajmniej sugeruje, co tabloid skrzętnie wykorzystuje, wrzucając krzykliwy tytuł. Cytujemy fragment:
Ma pan swój ranking goli zdobytych dla klubu?
– Chyba już trochę mnie pan zna i wie, że skupiam się na następnych meczach, kolejnych wyzwaniach. Idę do przodu. Nie roztrząsam tego, co było. No bo tak naprawdę, czy to ma znaczenie, kiedy i w jaki sposób strzelałem gola? Oczywiście były bramki te ważne i te ładniejsze. Takie, które decydowały o tym, że zdobyliśmy jakieś trofeum. Na pewno każdy, podobnie jak ja, zapamięta przede wszystkim cztery gole w meczu z Realem.
Od trzech sezonów cechuje pana niezwykła regularność. Ponad dwadzieścia goli w sezonie autorstwa Lewandowskiego to standard…
– I to mnie cieszy. Potrafię utrzymać przez dłuższy czas wysoką, równą formę. Właściwie od 21. roku życia moja statystyka się poprawia. Teraz mam 25 lat i nie uważam, że już osiągnąłem szczyt możliwości. Chcę strzelać jeszcze więcej i wiem, że mogę to robić. Ciągle zbieram doświadczenie, które procentuje.
Jednak niemal na pewno zdobędzie pan mniej goli niż w poprzednim sezonie. Rok temu licznik zatrzymał się na 37. Teraz jest 26.
– I to miałby być dla mnie powód do zmartwień? Moim zdaniem wciąż jest bardzo dobrze, a to jeszcze nie koniec sezonu. Poza tym nie możemy tego tak porównywać. Każdy rok jest inny i chyba łatwo dostrzec, że w tym mieliśmy swoje problemy. Poza tym nie wszystko zależy tylko ode mnie.
Dalej informacje w ramkach:
– Sławomir Szeliga przedłużył kontrakt z Cracovią
– Paweł Strąk nie zagra z Legią
– Pandża czeka na powołanie do kadry Bośni
– Wdowczyk szuka zastępcy Aki, który nie zagra z Górnikiem.
Z większych tekstów mamy jeszcze ten o pladze kontuzji w Wiśle.
Bez siedmiu podstawowych piłkarzy jedzie Wisła na mecz z Lechem. – To będzie mieszanina piłkarzy z ekstraklasy i III ligi – mówi trener Franciszek Smuda (48 l.). Szkoleniowiec planował posadzić na ławce Pawła Brożka (31 l.), ale w obliczu tylu problemów kadrowych musiał z tego pomysłu zrezygnować. Jeszcze w środę Brożek podczas treningu biegał w teoretycznie słabszym zespole. Smuda testował ustawienie z Emmanuelem Sarkim (27 l.) na szpicy. Potem jednak okazało się, że na mecz do Poznania nie pojadą Łukasz Garguła (33 l.) i Michał Chrapek (22 l.). Na więcej eksperymentów nie było już miejsca. – Paweł zapewnia, że jest zdrowy, że zaleczył kontuzję. Ale zapytajcie go po meczu. Piłkarze często tak mają, że przed meczem mówią, że wszystko jest w porządku. Za to gdy spotkanie dobiegnie końca, przekonują, że bolała ich noga – tłumaczy Smuda. Trener Wisły wygląda jak desperat, który nie ma już nic do stracenia. – Walka o puchary? Ja już niczego nie oczekuję. Pamiętam, jakie oczekiwania miałem jeszcze niedawno…
Na koniec Ntibazonkiza odważnie deklaruje, że jak zakończy karierę, nie będzie chciał słyszeć o piłce.
– W telewizji praktycznie nie oglądam meczów, a po zakończeniu kariery to już w ogóle o futbolu nie będę chciał słyszeć – mówi piłkarz Cracovii Saidi Ntibazonkiza (27 l.). Na razie całe jego życie kręci się wokół piłki. – Mój tata był piłkarzem. Grał tak samo jak ja. Nadal jest bardzo szybki, ustępuje mi tylko pod względem kondycji – twierdzi Ntibazonkiza. Ma trzech braci i każdy z nich gra w piłkę. – Najstarszy Mussa jest obrońcą. Ja i dwaj młodsi bracia skupiamy się na ofensywie. Tak jak tata. Steve ma 22 lata, brakuje mu nieco szybkości, ale wszystko inne robi świetnie. Lubię patrzeć, jak radzi sobie z piłką. Chciałbym pomóc mu w transferze do Europy. Najmłodszy brat Ibrahim ma dopiero 6 lat i trenuje w mojej akademii – dodaje skrzydłowy Pasów. Po zakończeniu sezonu Saidi najprawdopodobniej odejdzie za darmo. Za dwa miesiące kończy mu się kontrakt i niewiele wskazuje na to, by podpisał nową umowę.
RZECZPOSPOLITA
Jedyna piłkarska propozycja w tym tytule to wywiad z Miroslavem Radoviciem. Najlepszy piłkarz Legii Warszawa o swoim klubie i możliwości gry dla reprezentacji Polski – tak zapowiada to „Rz”.
Adam Nawałka planuje powołać Thiago Cionka na mecz z Niemcami…
– Nie chce mi się wierzyć. Jeśli to prawda, to byłby skandal. To ten piłkarz, co grał w Jagiellonii, prawda? Niczym się nie wyróżniał, na pewno jest wielu lepszych polskich obrońców w ekstraklasie.
A pan nie czuje się polski?
Jestem trochę polski, ale wiadomo, skąd pochodzę i jakie mam korzenie. Urodziłem się w Jugosławii, ale później wszystko się rozwaliło. Ludzie już nie nadążają, jak im tłumaczę, dla kogo mógłbym grać. Teoretycznie mógłbym dostać powołanie od selekcjonera reprezentacji Serbii, Czarnogóry albo Bośni i Hercegowiny. Teraz jestem Polakiem, czuję dla tego kraju olbrzymi szacunek, a to, że starałem się o obywatelstwo, świadczy o tym, że wiążę z Polską swoją przyszłość. Paszport został mi przyznany normalną ścieżką, mieszkam w Warszawie tak długo, że niepotrzebne były jakieś specjalne dekrety.
Chce pan zostać w Polsce na stałe?
Prawdopodobnie tak się stanie. Kilka dni temu znowu rozmawiałem o tym z żoną, bardzo długo. Mam troje dzieci – najstarsze ma dwa i pół roku, a bliźniacy po dziesięć miesięcy. Niedługo zacznie się przedszkole, szkoła. W Serbii są nasi rodzice i rodzina, ale dla dzieci w Polsce jest jednak lepsza perspektywa.
Skoro tak panu tu dobrze, to dlaczego zapewniał pan, że nie chce grać w reprezentacji?
To bardzo poważny temat. Nie wydaje mi się, że to dobra droga, by zawodnik mówił, że chce grać albo że nie chce grać. To niczego nie zmienia. Sygnał nie może wyjść od piłkarza. Musiałoby się zdarzyć coś wyjątkowego, żeby usiąść i porozmawiać. Kiedyś powiedziałem, że według mnie w kadrze powinni grać ludzie urodzeni w Polsce, a jeśli znajdzie się miejsce dla kogoś naturalizowanego, to musi on być dużo lepszy. Wydaje mi się, że na mojej pozycji w reprezentacji są dobrzy zawodnicy, więc powołanie dla mnie jest nierealne.
Ciekawa rozmowa. Miro nie zawodzi.
GAZETA WYBORCZA
Czy kibice kupią reformę? – zastanawia się Przemysław Zych. W sensie: czy przyjdą na stadiony?
W piątek wraca – podzielona – ekstraklasa. W Belgii, gdzie rozgrywki po sezonie zasadniczym też są dzielone na grupę mistrzowską i spadkową, zdarzało się, że kluby musiały rozdawać piwo, by zachęcić kibiców do przyjścia na mecze. Jak będzie na polskich stadionach? Prezesi klubów ekstraklasy zdecydowali się wprowadzić podział na rundę mistrzowską i spadkową oraz dzielenie punktów na pół, aby uatrakcyjnić monotonne rozgrywki. I dołożyć do kalendarza siedem dodatkowych meczów. Niejasne jest tylko, czy kibice zechcą obejrzeć kolejne spotkania? Największymi zwolennikami zmian były dwa najpotężniejsze polskie kluby – Legia i Lech, gotowe zaryzykować, że po podziale punktów stracą dorobek wywalczony przez 30 kolejek. Byle przed europejskimi pucharami skrócić wakacje piłkarzy i na sprzedanych biletach zarobić więcej pieniędzy. – Tak naprawdę na razie jesteśmy największymi ofiarami reformy. Jesienią straciliśmy dużo sił, by wywalczyć solidną przewagę, a teraz podzielono ją na pół. Liczymy jednak, że w dłuższej perspektywie zyskamy – mówi prezes liderującej Legii Bogusław Leśnodorski. – Szacujemy, że dzięki dodatkowym czterem spotkaniom na naszym stadionie zarobimy 1-2 mln zł. Aby tak się stało, na każdy mecz powinno przychodzić 20-25 tys. widzów. Ale nie tylko pieniądze są ważne, chodziło nam o to, by liga była ciekawsza. Leśnodorski zapewnia, że dodatkowe dochody Legii zostaną przeznaczone na rozwój sportowy, ale nie jest pewien, czy na transfery, czy rozwijanie akademii dla młodzieży. – Dodatkowe mecze to też premie do wypłacenia…
Ciekawe fragmenty znajdziemy też w rozmowie Radosława Leniarskiego z dr Rafałem Chwedorukiem, socjologiem i politologiem, który prognozuje, że polski sport czeka kryzys. Hm, jeszcze większy?
Czy ma pan idoli sportowych?
– W moim wieku nie miewa się idoli. Ale gdybym miał wskazać sportowca, którego kariera zrobiła na mnie wrażenie, wskazałbym na stołecznego piłkarza Wojciecha Kowalczyka. Mimo dużego talentu umknął sieciom szkoleniowym polskiego futbolu, niemal z podwórka trafił do ekstraklasy i na europejskie stadiony. Był to łabędzi śpiew wciąż obecnego modelu w Ameryce Południowej, gdzie dla człowieka z nizin społecznych futbol stawał się drogą awansu. Dziś byłoby to raczej niemożliwe. Sport został całkowicie skomercjalizowany. Dziś Kowalczyk dawno byłby wychwycony, a jego rodzice już od 14. roku życia syna dostawaliby propozycje finansowe z klubów.
Ciekawe, raczej nikt nie stawia Kowalczyka za wzór, pewnie nie znajdzie się wysoko w naszym plebiscycie. Choćby ze względu na mało sportowy tryb życia…
– Być może, ale zostać idolem w czasach Kowalczyka, to było zostać idolem na starych zasadach. Mieliśmy wtedy kilka kanałów telewizyjnych, ludzie czytali gazety. Tacy idole pojawiali się rzadko, trzeba było sobie rzetelnie zapracować na to miano. Dziś idole są natychmiast kreowani przez media, nie trzeba być wybitnym sportowcem, można nawet być beztalenciem, ale wystarczy być obrotnym albo mieć obrotnego menedżera, aby znaleźć się w centrum uwagi. Z tego powodu mamy do czynienia z inflacją idoli w polskim sporcie. Proces nie dotyczy wyłącznie sportu, ale również muzyki, gdzie wykonawca zespołu tak samo jak piłkarz był jakimś rodzajem autorytetu, jego słowa traktowano poważnie, nawet czasem jako wyznacznik drogi życiowej. Dziś mamy raczej do czynienia z idolami twitterowymi – wystarczy krótka wypowiedź i głośna. Większość fanów nie tylko nie wie, jakie ich bohater ma poglądy polityczne, ale pewnie nie wie nawet, skąd pochodzi. Kibic orientuje się tylko na symbolikę i już to samo w sobie pokazuje, że sport jest fragmentem skomercjalizowanego świata, a nie tym, czym był wcześniej, a co mógł symbolizować Kowalczyk. Poza Polską przykładów byłoby dużo więcej.
Gazeta Stołeczna nie jest dziś warta cytowania.
SPORT
Tak prezentuje się dziś okładka Sportu.
A w nim dostajemy na początek nudnawą retrospekcję – przypomnienie jak wyglądały finisze Ekstraklasy w pięciu ostatnich sezonach. Mamy nadzieję, że nie musimy przypominać. Jako pojedynek kolejki lansowany jest ten między Mariuszem Rumakiem a Franciszkiem Smudą. Ten pierwszy miał 16 lat, był kibicem Lecha i być może wywijał szalikiem na trybunach, kiedy w marcu 1994 roku na Bułgarską przyjechała Stal Mielec i wygrała z Kolejorzem 1:0. Jej trenerem był wówczas właśnie Smuda.
Na kolejkę ligową zaprasza nie kto inny jak Janusz Jojko. Szkoda, że tak nudzi.
– Byłem przekonany, że Wisła nie tylko będzie w pierwszej trójce, ale wręcz stoczy z Legią walkę o mistrzostwo. Straszniemnie ta ostatnia seria krakowian rozczarowała. Dziś nawet srebro jest poza zasięgiem Białej Gwiazdy. Podium? Być może, bo to firma, która na grę w pucharach zasługuje na pewno. Ale dziś – przed pierwszymi meczami rundy finałowej – w walce o brąz najwyżej oceniam szanse Ruchu i Zawiszy.
Ten sezon wykreował jakąś bramkarską gwiazdkę?
– Podobał mi się jesienią Jakub Słowik z Jagiellonii. Michał Miśkiewicz miał kilka fajnych występów, ale jego siłą była przede wszystkim dobra gra całej Wisły. Łatwiej było mu zabłysnąć. Podsumowując całą ligę i sezon, nie zauważyłem niestety kandydata do reprezentacji.
W cyklu „Z lamusa” występuje dziś Waldemar Piątek, którego karierę brutalnie przerwała choroba.
Piątek nie ma w tej chwili stałego zatrudnienia. Poszukuje pracy. Ostatnim jego przystankiem była drugoligowa Stal Rzeszów, ale był w niej zatrudniony tylko przez półtora miesiąca. – Odszedłem z klubu, ale nie będę się tłumaczył dlaczego – stawia sprawę jasno. – Pracuję teraz z bramkarzami kadry U-17. Moimi podopiecznymi byli w niej Mateusz Kuchta oraz Maksymilian Stryjek z angielskiego Sunderlandu. Teraz też mam pod swoimi skrzydłami dwóch utalentowanych chłopaków. Cały czas jednak szukam przydziału klubowego, bo przecież mam na utrzymaniu rodzinę. Liczę, że karta wkrótce się odwróci i znajdę klub, który zechce mnie zatrudnić. Jestem chętny do pracy, nigdy się nie oszczędzałem.
Z większych materiałów mamy dziś jeszcze wywiad z Franciszkiem Smudą, który narzeka na problemy kadrowe, ale wprowadzał młodzieży nie będzie, bo „w Ekstraklasie nie ma czasu na naukę”.
Burliga jest pewniakiem na prawej obronie, do tego dojdą Czekaj z Urygą.
– Czekaj? Przecież on z powodu kontuzji nie grał półtora roku w piłkę. Uryga? Dopiero wchodzi do zespołu, nie jest jeszcze ligowcem pełną gębą. Taki jest wybór, a jeszcze zapewne będę musiał postawić na lewej obronie na nie w pełni zdrowego Piotra Brożka (…) Nie mamy defensywy, ale wielkie problemy są nie tylko w tyłach. W zespole panują szpital i kartkowa plaga. Te kłopoty nie oznaczają jednak, że się poddamy. W Poznaniu będziemy chcieli się jak najlepiej „sprzedać”, nie będziemy nikogo prosili o jałmużnę.
Biała Gwiazda ma utalentowaną młodzież?
– Młodzież gra w III-ligowych rezerwach i jest tam paru ciekawych zawodników, tyle że zupełnie bez ligowego doświadczenia. Tymczasem w Ekstraklasie nie ma czasu na naukę, na pieszczenie się ze sobą. Tu trzeba grać, wygrywać, zdobywać punkty. Z tego rozlicza się trenera, drużynę.
Pytanie o złe przygotowanie zespołu uważa pan za zasadne?
– To kolejna opinia tzw. fachowców, którzy podobno się znają na piłce, choć tylko na podstawie internetu.
To stwierdził po ostatnim meczu rundy zasadniczej Paweł Brożek. Przyznał, że jest bez formy, że z takiego dołka będzie ciężko wyjść.
– Jak się nie wykorzystuje stuprocentowych okazji i tym samym nie wygrywa meczów, to zawsze winę można na coś zwalić. To jest najprostsze. Tylko co ja mam na to odpowiedzieć? Wolę nie komentować.
Zbigniew Waśkiewicz, prezes Górnika Zabrze, mówi tymczasem, że chciałby latem zmniejszyć koszty utrzymania drużyny o 50 procent. Transfery będą, ale za małe pieniądze i bez prowizji menedżerskich.
SUPER EXPRESS
Po całkiem udanym wydaniu Sportu przechodzimy do Super Expressu, żeby znaleźć w nim przede wszystkim typowo tabloidowy temat pod tytułem „Czym jeżdżą trenerzy czołowych klubów Ekstraklasy”.
Rywalizacja o mistrzostwo Polski wkracza w decydującą fazę. Szkoleniowcy zespołów z pierwszej ósemki dzień w dzień wsiadają do swoich szybkich aut i pędzą na treningi, a tam zachęcają piłkarzy do ciężkiej pracy na finiszu rozgrywek. „Super Express” przyjrzał się, jakimi samochodami jeżdżą trenerzy najlepszych klubów Ekstraklasy. Wprawdzie Wisła Kraków jest w kryzysie i nie może wygrać od siedmiu meczów, ale trener Franciszek Smuda (66 l.) ma powody do radości – jeździ najlepszym autem spośród szkoleniowców drużyn walczących o tytuł. Limuzyna „Franza” to audi A6 warte aż 200 tysięcy zł. Co ciekawe, Smuda jako jedyny spośród ośmiu trenerów robił groźne miny i denerwował się na naszego fotoreportera, kiedy ten robił mu zdjęcia przed autem. Pozostali zareagowali przyjaźnie, a niektórzy – jak Dariusz Wdowczyk (52 l., Pogoń Szczecin, opel insignia), Robert Warzycha (51 l., Górnik Zabrze, toyota auris touring sports hybrid) i Jan Kocian (56 l., Ruch Chorzów, suzuki S4 S-cross) – pozowali przy swoich cackach. Norweg Henning Berg (45 l.), trener lidera Ekstraklasy Legii Warszawa, pozostał wierny skandynawskiej technologii i wybrał luksusowe volvo XC 60, za które trzeba zapłacić 100 tysięcy złotych.Auto o połowę tańsze od audi Smudy, ale chyba Berg z większą radością przyjeżdża na treningi. Na ulicy może i ustępuje „Franzowi”, ale w tabeli…
Na drugiej stronie dwa króciutkie teksty. Już trochę mało aktualny pt. „Real dosiadł Bayern” i drugi o mistrzostwach Europy U-21, które mamy dostać od UEFA w ramach pocieszenia. Nic nowego.
Informacja o tym, że Polska rezygnuje ze starań o współorganizację Euro 2020, wywołała burzę. Jedni mają pretensje do Zbigniewa Bońka, że poddał się bez walki, inni uważają, że dobrze zrobił, bo w zamian ugrał inne ciekawe wydarzenie – mistrzostwa Europy do lat 21 w 2017 roku. Bońka można lubić lub nie, ale jedno jest pewne – ma rozeznanie w tym, co się dzieje w kuluarach światowej piłki. Skoro na korytarzach UEFA „Zibi” usłyszał, że ze względu na niedawne Euro w Polsce nie mamy szans na to, żeby Warszawa została współgospodarzem Euro 2020 (odbędzie się w trzynastu miastach), to nie było sensu brnąć dalej i forsować naszą aplikację. W zamian za rezygnację z Euro 2020 UEFA przyzna nam finały ME do lat 21 w 2017 roku. Wizerunkowo to mniej atrakcyjna impreza, ale pod względem piłkarskim spore wydarzenie, bo na takim turnieju zawsze pojawiają się wschodzące gwiazdy europejskiej piłki.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kończymy Przeglądem Sportowym, spodziewając się, że znajdziemy w nim sporo informacji z Faktu.
Jest więc i Lewandowski, który zamierza zostać królem strzelców. Cytujemy inny kawałek:
W ubiegły weekend otworzył pan drugą setkę goli zdobytych dla Borussii Dortmund. 187 meczów, średnia ponad pół bramki na mecz. Zadowolony?
– Nie patrzę na to takimi kategoriami. Gram w Borussii od czterech lat i robię wszystko, żeby mój wynik tutaj był jak najlepszy. Choć ten etap w mojej karierze dobiega końca, to mam do jego zakończenia jeszcze cztery mecze, które są dla mnie bardzo ważne.
Jak bardzo zależy panu na zdobyciu korony króla strzelców?
– Nie będę mówił, że mi nie zależy. Tak, chcę być królem strzelców Bundesligi. To kwestia moich ambicji. Czy nim będę? Nie wiem, czas pokaże. Nie narzucam na siebie presji w stylu: Robert, dziś musisz strzelić. Inaczej będzie źle. To tak nie wygląda. Wychodzę na boisko i po prostu daję z siebie wszystko. Dla mnie najważniejsze jest pozytywne myślenie. Napinanie się, że walka o najlepszego strzelca w Niemczech już drugi rok z rzędu jest wyrównana, że minimalnie ją przegrałem w poprzednim sezonie, nie miałoby dla mnie sensu. Nie wnosiłoby niczego pozytywnego. Ł»yję od meczu do meczu. Zostały jeszcze trzy ligowe kolejki do rozegrania i w nich wszystko się wyjaśni.
„UEFA już rozdała Euro”. To też mieliśmy już w Fakcie.
– Proszę pamiętać, że oprócz nas są jeszcze 53 europejskie federacje, z czego czterdzieści z nich chciałoby coś organizować – powiedział Boniek. Futbol na najwyższym szczeblu to wielka polityka. Od kilku miesięcy za kulisami trwały negocjacje i targi, które trzynaście miast powinno dostać szansę organizacji mistrzostw Europy w 60. rocznicę rozegrania pierwszego turnieju o prymat na Starym Kontynencie. Boniek dostał jasny przekaz, że po EURO 2012 na kolejną wielką imprezę Polska w tym momencie nie ma szans. Ł»e do stołu należy dopuścić innych. Michel Platini chce dać szansę małym federacjom, które same nigdy nie byłyby w stanie udźwignąć kosztów tak wielkiego przedsięwzięcia, a przy okazji podnieść w tych miejscach poziom piłkarskiej infrastruktury. EURO 2020 zagości w Budapeszcie, gdzie już ruszyła budowa nowego stadionu. Możliwe, że część turnieju zostanie rozegrana także w Armenii, Serbii lub Bułgarii. Właściwie przesądzone jest, że dwa półfinały i finał dostanie Turcja, której kandydatury do organizacji piłkarskich imprez w ostatnich kilku latach przepadały. Za sześć lat stolicą futbolu w końcu ma być Stambuł. Podczas marcowego Kongresu UEFA przegłosowano powstanie Ligi Narodów startującej po mistrzostwach świata w 2018 r. Niemiecka federacja była przeciwna pomysłowi Platiniego, który przez centralizację praw telewizyjnych i stworzenie nowego formatu rozgrywek dla europejskich reprezentacji, chciał zapewnić większe wpływy do kasy federacji w Nyonie. DFB była bliższa weta, bo taki pomysł nie współgrał z ich planami finansowo-marketingowymi. Ostatecznie działacze naszych zachodnich sąsiadów zostali przekonani obietnicą przyznania im EURO 2024.
Tym sposobem przechodzimy do piątkowego dodatku ligowego. Zaczynamy od Dawida Kownackiego, któremu przepowiada się karierę większą nawet od Roberta Lewandowskiego. A jak było z tym Bayernem?
Reprezentacja Polski U-15 najpierw zremisowała z Niemcami 2:2, a dwa gole strzelił niespełna 15-letni Kownacki. W rewanżu było jeszcze lepiej. Młodzi Polacy wygrali spotkanie 5:3, a zawodnik Lecha zdobył trzy bramki. To wtedy pojawiła się fama, że do jego mamy – pani Anety – zadzwonił Franz Beckenbauer. Miał być oczarowany wyczynem Dawida. To tylko legenda? – Temat Bayernu faktycznie był. Uznaliśmy jednak, że Dawid musi skończyć gimnazjum i nie będziemy podejmować żadnych pochopnych kroków. Zwłaszcza, że najpierw muszę kogoś poznać i mu zaufać, żeby podejmować ważne decyzje – pani Aneta o sytuacji opowiada tak, jakby o jej syna pytał kolega z podwórka,m a nie ikona światowej piłki. – Posypały się różne propozycje, głównie z Niemiec i jeden z menedżerów mówił, że działa z polecenia pana Beckenbauera, w imieniu Bayernu. Wszyscy myśleli, że zadzwonią do mamy, ładnie poopowiadają i ona się zgodzi. To jednak osoba twardo stąpająca po ziemi i poprowadziła mnie w sposób najlepszy z możliwych – twierdzi Dawid. – Jak słyszy się nazwę dużego klubu to najpierw jest „wow”, a potem przychodzi refleksja.
Mamy dziś chyba dzień wywiadów z Frankiem Smudą, bo kolejny znajdziemy też w PS. Znów będzie o stanie kadrowym, o problemach, planowanych transferach i podejściu Cupiała do zaistniałej sytuacji.
Po porażce z Podbeskidziem został pan wezwany na dywanik do Cupiała?
Plotka. Prezesa Cupiała w ogóle nie było na stadionie. W Wiśle jest tradycja, że po meczu, obojętnie wygranym czy przegranym, sztab szkoleniowy spotyka się w loży prezydenckiej ze sponsorami. Przychodzą też nasze żony, rozmawiamy o zakończonym spotkaniu. Może ktoś ostatnio zauważył, że wchodzę do loży, a resztę dopisał. Nie było żadnego dywanika. Dywanik to robię sam.
Od lat słychać, że ma pan kłopoty z przygotowaniem zespołu do rundy wiosennej. Może teraz oglądamy tego efekty?
Nie słucham takich bzdetów. Jeżeli ktoś chce krytykować, powinien być ze mną w czasie całych przygotowaniach i wtedy się wypowiadać. Jeżeli ktoś nie widział ani jednego treningu i krytykuje, to przepraszam, ale polemizować z nim nie będę. Inne mamy problemy. Można zrobić przygotowania ze złota, pewnie, ale co z tego, skoro brakuje piłkarzy.
Sam pan przyznał, że ciężkie przygotowania odbiły się na piłkarzach, którzy bazują na szybkości.
Miałem na myśli Guerriera. Nie był przyzwyczajony do takich przygotowań i ucierpiał. Trudno, jakoś przeżyje. Reszta nie narzeka.
Dalej możemy poczytać o nowej fali prezesów klubów Ekstraklasy – o Osuchu i Leśnodorskim. Osuch – weselny wodzirej. Leśnodorski – raptus, mistrz kreacji – tak pisze o nich Przegląd.
Leśnodorski jest mistrzem kreacji. Ekspresowo omamił dziennikarzy i kibiców – takie panuje przekonanie. Mylne, a nawet jeśli tak się stało, to nie zrobił tego świadomie. On jest po prostu jest inny, niż ci wcześniejsi, nie udaje kogoś innego. Otwarty, mówiący językiem swojego pokolenia, bezpośredni. Korale na szyi, uśmiech na ustach, sportowe buty, bluza z napisem CWKS. Jak chce wypić piwo czy coś mocniejszego, nie chowa się po kątach czy w swoim gabinecie, jak niektórzy z poprzedników. Schodzi na dół pubu, dyskutuje z kibicami, jak zgłodnieje, to pojedzie po burgery i wróci. Czyli żyje jak każdy z nas, choć naturalnie na dużo wyższej stopie. Choć po zakupie, wespół z Dariuszem Mioduskim, akcji mistrzów Polski, chodził po biurze przez tydzień i opowiadał, że nigdy nie był tak spłukany. Marudził, ale nie żałuje nawet jednej wydanej złotówki. Bo kocha Legię miłością bezgraniczną. Osuch wciąż jest postrzegany jako nuworysz na salonach, choć dzięki bardzo dobrym wynikom drużyny Ryszarda Tarasiewicza wiele prostackich zachowań uchodzi mu płazem. To wynika z jego natury. Nie potrafi usiedzieć na miejscu, wygraża sędziom, człowiek z cyklu: co w sercu, to na języku. Inna sprawa, że ten język zbyt często odbiega od ogólnie przyjętych norm. I to mu szkodzi, właściwie jego wizerunkowi. Potem ma pretensje, że jest tak, a nie inaczej traktowany. Niestety, jak cię widzą, tak cię piszą. Osuch kreuje się na zbawiciela Zawiszy, chce, aby łechtać jego próżność. Niepotrzebnie. Niech zerknie w stronę Legii i czasów rządów holdingu ITI. Poprzedni właściciele także potrafili twierdzić, że gdyby nie my, klubu by nie było. Skończyło się konfliktem z kibicami trwającym przez trzy lata.
Na krytykę narzeka z kolei Dalibor Stevanović. To chyba o nas.
„Dziennikarze pierd.., a nie znają się na piłce” – to pana słowa.
– Lepiej żeby na temat piłki nie wypowiadali się ludzie, którzy się na niej nie znają. Takich jest sporo. Nie twierdzę, że dziennikarze czy eksperci nie znają się na piłce, chodzi mi o tych krytyków, którzy faktycznie nie wiedzą, o co w futbolu chodzi.
Uznaje pan krytykę?
– Konstruktywną.
Jak pan ją rozumie?
– Jest wielu dziennikarzy, którzy całe życie pisali o innych dziedzinach i nagle przychodzi im komentować piłkę nożną. Jeżeli się na niej kompletnie nie znają i mądrzą się dla mądrzenia – mówię absolutne nie! Jeżeli mają rację, krytyka jest konstruktywna, wytyka faktyczne błędy – traktuje to jak lekcję. Nawet od dziennikarzy, którzy nie grali w piłkę bądź są w branży od niedawna. Dobrze jest usłyszeć czasami negatywne słowo, to pomaga spojrzeć na pewne rzeczy z innej perspektyw. Staram się cały czas grać dobrze. To oczywiste, że nie zawsze się to udaje.
W Polsce jest pan głównie krytykowany.
– Przede wszystkim z taką jak u was krytyką nie spotkałem się nigdzie indziej. Polska słynie z hejterstwa. Zawsze tak było? Może z czasem się to zmieni… Na pewno krytyka jaka spadła jesienią na mnie i Mariana Kelemena to była gruba przesada.
Jak zwykle w piątek, naprawdę dobry numer PS.

ANGLIA: Ferguson poradzi Giggsowi
Sir Alex Ferguson był podobno mocno nieszczęśliwy w związku ze zwolnieniem Davida Moyesa – miał próbować ratować pracę rodaka. Jako że się nie udało, to dziś telefonuje do Ryana Giggsa, swojego ulubionego piłkarskiego syna, i tutaj z pewnością nie obejdzie się bez przyjacielskich rad. W United bardzo możliwe jest teraz wietrzenie szatni, bo Glazerowie już zapewnili, że wypędzą z klubu tych, którzy sprawiają problemy. Aha, są też dwie informacje z Londynu. Chelsea zaprasza Courtois do powrotu do klubu, zaś Frank Lampard w najbliższych dniach ma podpisać nowy kontrakt.
HISZPANIA: Niech się Real boi
Atmosferę przed rewanżowym meczem Bayernu z Realem podgrzewa już Karl-Heinz Rummenigge, prezes rady nadzorczej niemieckiego klubu. – W porównaniu z tym, co Królewskich czeka w Monachium, mecz w Dortmundzie był dla nich bardzo przyjemny – deklaruje. Nie ma tutaj mowy o jakichkolwiek nerwach po pierwszym spotkaniu, jest tylko spokój. Z kolei katalońskie media zostały zdominowane przez informacje o ciężkim stanie zdrowia Tito Vilanovy. Mundo Deportivo pisze o wielkim szoku, czekając przede wszystkim na dalszy rozwój wydarzeń.
WŁOCHY: Juve ma dać radę
Wszyscy dziś zgodnie poświęcają miejsce Juventusowi. Zdaniem prasy, Włosi wciąż mają szansę, by zagrać w finale, i są w stanie z niej skorzystać – porażka 1:2 w Lizbonie to nie jest zły wynik. – Dacie radę – przekonuje Tuttosport. Znów koncert dał Carlos Tevez, dla którego był to pierwszy gol w europejskich pucharach w tym sezonie. Zaczyna się robić coraz większy ruch wokół Interu: do klubu ma przyjść Fernando Torres, zaś do Liverpoolu powędruje Mateo Kovacić. Aha, jakby ktoś się zastanawiał, to Berlusconi jednak nie sprzeda Milanu – ani inwestorowi, który chce dać 500 milionów euro, ani nikomu innemu.






















