Ścieżka kariery Mateusza Klicha składała się do tej pory z samych zakrętów, jeżeli tylko wychowanek Tarnovii Tarnów próbował szczęścia w innej lidze zagranicznej niż holenderska. Ten sezon zapowiada się jednak na przełom. Były piłkarz Cracovii świetnie się odnalazł w Leeds United po powrocie z wypożyczenia i pod okiem szalonego Marcelo Bielsy może chyba liczyć na regularne występy w Championship. Sam Mateusz na razie tonuje nastroje i za wszelką cenę stara się zachować chłodną głowę. Jednak zachwytu nad perfekcjonizmem Bielsy nawet nie próbuje ukryć.
*
Pierwszy mecz w sezonie, zwycięstwo z bardzo mocnym przeciwnikiem i od razu bramka. Lepiej się to chyba nie mogło ułożyć?
Nie ma nic lepszego od strzelenia gola na początek. Tym bardziej przed własną publicznością. Nasze mecze u siebie wyglądają troszkę inaczej niż na jakimkolwiek innym stadionie. Elland Road to specyficzne miejsce. Nie ma co ukrywać – to Stoke jest w tym sezonie faworytem do awansu. Wielu chłopaków zostało w zespole, więc skład mają prawdopodobnie najmocniejszy w całej lidze. Jednak trener Bielsa znakomicie nas do starcia z nimi przygotował. Stwierdził, że jeżeli zagramy według jego pomysłu na mecz, to na pewno zwyciężymy. I rzeczywiście, udało się wygrać. My też mamy w tej chwili mocną drużynę. Bardzo się tym wszystkim cieszę, ale przede wszystkim mam nadzieję, że nie poprzestanę na tej jednej bramce.
Kibice ponieśli was do tego zwycięstwa, to fakt. W Leeds daje się odczuć tęsknotę za dawną potęgą klubu?
Zdecydowanie. Miłość do klubu czuć tutaj wszędzie. Każdy w mieście jest kibicem Leeds i każdy wspomina te wspaniałe czasy, występy w Lidze Mistrzów, najlepsze lata w Premier League. Dlatego ciśnienie na awans jest ogromne. Wszyscy wkoło marzą o tym, żeby wrócić do elity. Mieszkańcy miasta, pracownicy klubu. Teraz my, jako zawodnicy, musimy zrobić wszystko, żeby ten cel zrealizować. Taki klub zasługuje, by grać w Premier League.
https://twitter.com/LUFCDATA/status/1026567760107790336
Podobały mi się wasze reakcje na gole. Napędzaliście się nawzajem, widać było team spirit. To zasługa szkoleniowca, czy sami – jako grupa – znajdujecie w sobie takie pokłady motywacji po poprzednim, niezbyt udanym sezonie?
Myślę, że to tkwiło w nas samych. W poprzednim sezonie ciśnienie związane z awansem było również bardzo wysokie, jednak wtedy się nie udało. Więc powiedzieliśmy sobie twardo, że teraz musimy wykorzystać nasz potencjał lepiej niż poprzednim razem. Wszyscy członkowie zespołu zdają sobie sprawę, o co toczy się gra i dlatego lubimy dodatkowo się motywować, nakręcać. Najważniejsze są kolejne zwycięstwa, stawka naprawdę jest duża.
Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, przed tobą pełen sezon w Championship. Bardzo długi i eksploatujący. Jak się na to zapatrujesz?
Jestem po prostu ciekawy, jak to wyjdzie. W Leeds spędziłem tylko połowę poprzedniego sezonu, resztę już rozegrałem na wypożyczeniu. Zatem teraz bardzo jestem ciekaw tych czterdziestu sześciu meczów ligowych, do tego jeszcze dwóch krajowych pucharów. Grania czeka nas naprawdę dużo, każdy dostanie szansę. Trener powiedział wprost, że on nie chce mieć przesadnie szerokiej kadry. Potrzebuje ekipy, w której każdy dostanie szansę na grę, bo nie lubi trzymać na ławce czy na trybunach piłkarzy, którzy w ogóle nie występują. To na pewno uczciwe z jego strony. Musimy być gotowi i czekać na swoją okazję.
Konkurencja w środkowej strefie rzeczywiście mocno się ostatnio w Leeds rozrzedziła. To dobrze wpływa na twoje samopoczucie, pewność siebie?
Wiadomo, że im więcej konkurencji na danej pozycji, tym cięższym zadaniem jest utrzymanie się w wyjściowej jedenastce. W moim przypadku przede wszystkim bardzo udany był okres przygotowawczy do sezonu. Miejsce w składzie wywalczyłem sobie właśnie wtedy, dobrymi występami w sparingach i postawą na treningu. Wracając do Leeds, nie miałem żadnych obaw w związku z konkurencją, po prostu robię swoje i nie oglądam się na innych.
Zamykając temat pierwszego meczu – była lekka polewka w szatni z trenera Bielsy i jego rozmówek?
Nie, nie robiliśmy sobie jaj. Według mnie wręcz przeciwnie – nie ma się z czego śmiać, tylko trzeba docenić, że trener uparcie stara się mówić po angielsku. Na razie angielskiego nie zna, ale za wszelką cenę próbuje się wypowiadać w tym języku i na pewno wkrótce będzie mu szło lepiej. Jest wielkim perfekcjonistą.
Bariera językowa w jakikolwiek sposób utrudnia kontakt z trenerem?
Nie ma to żadnego znaczenia. Trener ma kilku asystentów, którzy mówią po angielsku, no i oczywiście swojego tłumacza, chodzącego za nim krok w krok i tłumaczącego każde słowo.
Kiedy postanowiłeś wrócić do Leeds, to miałeś już świadomość, że będziesz grał dla Bielsy? Miało to wpływ na decyzję o powrocie?
Tak, już wiedziałem. Nie z jakimś wielkim wyprzedzeniem, ale decydując się na powrót, już miałem pewność, że naszym trenerem zostanie właśnie Marcelo Bielsa. Tym bardziej chciało się wrócić. Mimo wszystko to jest postać bardzo znana w świecie futbolu i oczywiście bardzo oryginalna.
Pierwsza ekscentryczna decyzja – sprzątanie ośrodka treningowego.
Tak, faktycznie. Dostaliśmy worki, gumowe rękawiczki i posprzątaliśmy ośrodek. Na razie to jedyna taka nietypowa sytuacja, ale było też kilka takich reakcji na treningu, świadczących o charakterze trenera.
Treningi u Bielsy nie należą zapewne do najłatwiejszych?
Jak wspominałem, to jest wielki perfekcjonista. Cokolwiek się dzieje, musi być idealne. Trener bardzo dużo z nami rozmawia indywidualnie. Zdarza mu się przerywać treningi i wyciągać konkretnego zawodnika na środek, po czym na jego przykładzie wyjaśniać to, co mu się w danym ćwiczeniu podobało, a co nie. Zajęcia są bardzo ciężkie i wymagające – dużo taktyki, dużo biegania, dużo siłowni. Trener Bielsa powtarza, że zawsze to ta drużyna, która więcej kilometrów przebiegnie, ma więcej możliwości, żeby ostatecznie wygrać mecz.
Zanosi się na to, że będziecie grać bardzo ofensywny, otwarty futbol.
Co mnie się bardzo podoba, to to, że u trenera Bielsy nie ma nigdy wycofywania się do głębokiej defensywy. Mamy bronić z przodu. Pressingiem na połowie przeciwnika, utrzymywanym na wysokim poziomie przez większą część meczu. Przez pełnych dziewięćdziesiąt minut założenia mają być idealnie realizowane. To się udało w spotkaniu ze Stoke i widać od razu, że nasze mecze na pewno kapitalnie będzie się oglądać kibicom.
Ofensywne styl tobie zapewne bardzo odpowiada. Na pewno bardziej niż stereotypowa, brytyjska rąbanka.
To fakt – lubię grać do przodu, piłką, po ziemi. Trener Bielsa stara się nam wpoić właśnie taką filozofię – rozgrywania akcji od obrony. Nie możemy się bać gry w piłkę. Wiadomo, że Championship to bardzo fizyczna liga, ale też nie gra się już tutaj ciągle tej stereotypowej, długiej piłki na napastnika. Pokazał to choćby przykład Wolverhampton w poprzednim sezonie. Jest wiele drużyn, które starają się grać fajną, techniczną piłkę i cieszę się, że jesteśmy jedną z nich.
Odprawy taktyczne strasznie rozwlekłe?
Raczej zwięzłe. Miewałem trenerów, u których trwało to dużo dłużej. U Bielsy jest konkretnie i na temat.
Masz takie poczucie, że trener ci zaufał?
Nie chcę składać takich deklaracji po jednym meczu. Wolałbym ja wygłaszać po dwudziestu kolejkach rozegranych w pierwszym składzie. Trzeba poczekać, nie można się zachłysnąć jednym meczem.
Jasne. Marcelo Bielsa to nie jest pierwszy z niezwykle kontrowersyjnych szkoleniowców, z którymi miałeś szczęście – albo i nieszczęście – pracować. Da się porównać Argentyńczyka z Feliksem Magathem?
Ciężko tę dwójkę ze sobą zestawić. U jednego i drugiego są bardzo mocne treningi – to na pewno. Ale u Magatha zajęcia miały znacznie mniej sensu. Półtorej godziny gierki jedenastu na jedenastu, godzinne biegi w jednostajnym tempie po lesie. U trenera Bielsy też nie ma lekko, ale tutaj wszystko jest podporządkowane względem najbliższego przeciwnika. Dopracowujemy różne formacje, nawet konkretne ćwiczenia są przemyślane pod następnego rywala. Zdecydowanie inne filozofie pracy, no i po prostu inne osobowości. Z trenerem Magathem przez półtora roku zamieniłem może ze trzy słowa. Natomiast jeżeli trener Bielsa ma jakiś problem i postanawia danego zawodnika wyciągnąć z ćwiczenia, to nawet w trakcie treningu dłuższą chwilę z nim pogada.
Rozważałeś w ogóle inne opcje niż Leeds?
Byłem w stu procentach zdecydowany na powrót. Wątpliwości nie było, tym bardziej że w klubie też chcieli mojego powrotu. To mi ułatwiło decyzję. W poprzednim sezonie zostałem potraktowany nie fair, tak mi się przynajmniej wydaje. Miałem w drużynie Leeds niedokończony biznes, więc żadnych wahań nie było. Tym bardziej się ciesze, że teraz wszystko wygląda jak najlepiej.
Potraktowany nie fair – czyli?
Poślizgnąłem się podczas meczu z Cardiff, straciłem piłkę na własnej połowie i w konsekwencji padła z tego bramka. Przegraliśmy mecz. Ówczesny trener Leeds, Thomas Christiansen, odsunął mnie od składu praktycznie na stałe. Pokłóciłem się z nim po drodze i nie miałem już szans na grę. Musiałem poprosić o wypożyczenie.
Kłótnia była efektem twojej frustracji?
Wkurzyłem się. Był taki moment sezonu, że środkowi pomocnicy pauzowali przez kartki czy kontuzje, natomiast trener wolał przesunąć tam obrońców, a ja wciąż siedziałem na ławce. Powiedziałem mu wtedy, że niezbyt fajnie się zachowuje, odsuwając mnie od gry po jednym poważnym błędzie. Wyszła z tego kłótnia i w efekcie wypożyczenie. Ten nieszczęsny mecz z Cardiff akurat zapoczątkował całą serię naszych kłopotów. Mieliśmy świetny początek w lidze, ale wówczas zaczęły się seryjne porażki. Ja raz zawaliłem, a trener mnie na dobre odpalił.
W ubiegłym sezonie przez chwilę nawet liderowaliście tabeli. Macie to w pamięci jako przestrogę?
Wszyscy się cieszymy ze zwycięstwa ze Stoke, ale oczywiście tamten sezon pamiętamy. Nasz właściciel, Andrea Radrizzani, również bardzo to przeżył. Wiadomo, że rozgrywki są bardzo długie – wysoką lokatę będziemy świętować w maju, a nie sierpniu czy wrześniu. W Championship trudno o gładkie zwycięstwa – walka jest naprawdę zacięta.
Awans do Premier League byłby chyba ukoronowaniem twojej kariery klubowej.
Wiadomo, że gra w Premier League jest marzeniem każdego piłkarza. Cała ta otoczka i magia wokół angielskiego futbolu jest wspaniała. Ale grając w takim klubie jak Leeds, da się to też poczuć na poziomie Championship. Nasz domowy stadion zawsze jest zapełniony po brzegi, bilety wyprzedane. Kibice drużyn przeciwnych również chętnie przychodzą na stadiony, kiedy Leeds przyjeżdża do miasta. Mamy naprawdę mnóstwo sympatyków w całej Wielkiej Brytanii, nawet w Europie.
Zatem zupełnie nie kusiło, żeby zostać w Holandii? Zdaje się, że Utrecht chciał cię na stałe.
Tak. Chcieli, żebym został. Jednak najwyższa pora wreszcie zmienić ten stereotyp, że dobrze mi idzie tylko w lidze holenderskiej, a w pozostałych nie za bardzo.
W poprzednim klubie grałeś nieźle, choć bez wielkich liczb. I na dość nietypowej dla siebie pozycji.
Utrecht to w zasadzie jedyna drużyna w całej Holandii, która taktycznie prezentowała coś wyjątkowego. Ja grałem na prawej stronie diamentu w środku pola, więc często trzymałem się skrzydła. Fajnie było tak przez jakiś czas pograć, na pewno jest to ciekawe, poznać nowy system, rozszerzyć swoją wiedzę na temat piłki i taktyki. Liczb może nie wykręciłem, nie udało się też wygrać play-offów. Ale na pewno fajnie wspominam ten czas jak zresztą każdą z moich przygód w Holandii.
Dwadzieścia osiem lat – czujesz na sobie jakąś presję, że to już ostatni dzwonek, aby zaistnieć w czołowej europejskiej lidze?
W ogóle w ten sposób nie myślę. Teraz już się nie zastanawiam nad tym, co może wydarzyć się w przyszłości. Czekam po prostu na to, co moja kariera faktycznie przyniesie. Idąc do Twente, nie spodziewałem się, że wyląduję w Championship. Byłem skoncentrowany tylko na grze w klubie i dostałem nagrodę w postaci transferu do Leeds. Zatem – dzisiaj już zero ciśnienia. Również w kwestii reprezentacji, o co na pewno teraz zapytasz.
Jasne, że zapytam. Bo zmianę na stanowisku selekcjonera bez wątpienia odnotowałeś. U trenera Brzęczka masz czystą kartę.
Jak będę regularnie grał, to wtedy się zacznę nad tym zastanawiać. Jedyną drogą do kadry są regularne występy w klubie. Mam przynajmniej nadzieję, że teraz tak będzie. Staram się po prostu robić swoje w Leeds. Wiadomo, że zauważyłem zmianę na stanowisku selekcjonera, ale nie nakręcam się. Zobaczymy, co będzie.
Z Championship powinno być do kadry bliżej niż z Eredivisie.
Tak by się mogło wydawać. Chociaż też nie do końca rozumiem, dlaczego wszyscy tę Eredivisie aż tak lekceważą. Gdyby posłuchać niektórych wypowiedzi, to wynika z nich, że polska ekstraklasa jest dzisiaj lepsza od holenderskiej. Kiedy szedłem do Utrechtu, niektórzy mi pisali, że lepiej bym zrobił, wracając do Polski. Niby dlaczego? W europejskich pucharach to wygląda raczej odwrotnie. Poziom jest wyższy w Holandii, ludzi na trybunach też jest więcej, pieniędzy w topowych drużynach również. Niektórzy chyba po prostu tej ligi nie oglądają i stąd nie mają na jej temat pojęcia.
Poziom nie tak wysoki, jak kiedyś, lecz wciąż niezły?
Wiadomo, że transferów na linii Ajax – Real Madryt już się nie robi tak często, jak dawniej, ale to wciąż jest bardzo ciekawa liga. Mogłoby się właściwie wydawać, że z ligi holenderskiej powinno być bliżej do reprezentacji niż z ligi polskiej, ale rzeczywistość była inna.
Dobra, ale powrotu do Eredivisie chyba ci na razie nie życzyć?
Nie, w tej chwili zdecydowanie nie.
Rozmawiał Michał Kołkowski
fot. Newspix.pl