Reklama

Atak, który boi się sam siebie

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

06 sierpnia 2018, 13:32 • 3 min czytania 5 komentarzy

Pogoń lekką ręką oddała napastnika, który potwierdza swoją skuteczność na chorwackich boiskach, a sama została z zawodnikami niedyspozycyjnymi, którzy borykają się z kontuzjami. W pierwszych trzech kolejkach nie strzeliła ani jednego gola, nie zdobyła ani jednego punktu. Benevento byłoby dumne!

Atak, który boi się sam siebie

Oczywiście z tym Zwoliński trochę żartujemy. On musiał odejść z Pogoni. Po prostu musiał. Źle czuł się w klubie, klub chyba źle czuł się z nim (trudno czuć się dobrze z gościem, który nie strzela od prehistorii). Obrazek z ostatniego meczu rundy jesiennej zeszłego sezonu – Pogoń wygrywa z Arką, wszyscy się cieszą, świętują. A “Zwolakowi” jako jedynemu nie dopisuje humor. Wszedł z ławki, spartolił jedną okazję, podał w aut przy innej akcji. Został wygwizdany przez szczecińską publiczność, po wyjściu z szatni nawet nie zatrzymywał się obok dziennikarzy, z którymi nie rozmawiał już od dłuższego czasu. To był toksyczny związek, który prędzej czy później musiał się zakończyć. Pograł jeszcze wiosną, ale cały sezon zakończył z jednym golem i jedną asystą – żenujący dorobek.

Przyleciał do Chorwacji i zaczął strzelać szybciej od Damiana Kądziora, o co byśmy go nie podejrzewali. Inaczej – nie podejrzewalibyśmy go, że będzie w stanie strzelić cokolwiek, a tu taka niespodzianka. Wiadomo, w Pogoni był spalony, ale pewnie szczecinianie z małą nutką zazdrości patrzą teraz na napastnika, który – w przeciwieństwie do ich całego zespołu – mógł już cieszyć się z bramek.

Zwoliński Zwolińskim, ale patrząc na atak Portowców, można zrobić naprawdę wielkie oczy. Wielkie jak problem, z którym się borykają. Motorem napędowym ataku miał być Adam Buksa, który pokazał się z dobrej strony w rundzie wiosennej. To na niego liczono, to on wyszedł w pierwszym składzie w Legnicy. Niestety, odnowiła mu się kontuzja, z którą borykał się już od dłuższego czasu. Chodzi o problemy z plecami. Przestawiały mu się kręgi, właśnie ostatnio znaleziono przyczynę jego dolegliwości, co pozwala sądzić, że w ciągu dwóch-trzech tygodni wróci do gry. Na razie Pogoń musi radzić sobie bez niego i bez Soufiana Benyamina, który doznał okropnie wyglądającej kontuzji przed sezonem. Mówiło się, że może nawet stracić wzrok. Na szczęście do tego nie doszło, a do gry powinien wrócić pod koniec rundy jesiennej.

Zatem w Pogoni mają spory problem. Zostają młodzi, a do tego wszechstronny Adam Frączczak. Pamiętajmy jednak, że przestawiając Frączczaka na atak, wyrywa mu się z rąk argumenty, którymi może przekonywać na skrzydłach. W poprzednim sezonie ze wszystkich czternastu goli, które miał na koncie, aż dwanaście strzelił biegając przy linii. Nowy-stary napastnik Portowców na razie nie odnajduje się na szpicy, przez co cierpi szczecińska ofensywa.

Reklama

Ofensywa, która jednak próbuje, ale coś jej ewidentnie nie wychodzi. Oglądaliśmy piętnaście strzałów na bramkę przeciwko Miedzi (tylko trzy celne), sześć z Piastem i dziesięć z Zagłębiem. Bardzo, ale to bardzo brakuje kogoś z przodu.

W Szczecinie czeka się na powrót dwóch napastników, a my zastanawiamy się, czy w kontekście dłuższej przerwy Benyamina zarząd nie powinien rozejrzeć się za jakimś wzmocnieniem. Nie chcemy teraz wyrokować, nie wiemy, jaki do końca jest jego status, czy widzi mu się powrót do Szczecina, ale skoro wchodzi z ławki w Śląsku, mówi się o zainteresowaniu drugoligowego Widzewa, to może czas odezwać się do Marcina Robaka? Tak tylko głośno myślimy. Na pewno nie byłoby to chwytanie się brzytwy, o ile Marcin nie ma innych priorytetów.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...