Plagi egipskie, które spadły na Pogoń, zaskoczyły każdego. Konia z rzędem temu, kto spodziewał się, że Portowcy zainaugurują ligę gorzej niż przed rokiem, kiedy pod wodzą Maciej Skorży przypominali przypadkową zbieraninę, której punktem odniesienia wydawało się włoskie Benevento. A jednak na razie pokazują, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Pogoń to obecnie najbardziej daremna drużyna w tej lidze, która nie zapunktowała w żadnym z trzech pierwszych meczów. Ba, nie zdobyła ani jednej bramki! A przecież wydawało się, że odpędziła już demony przeszłości, z którymi borykała się jesienią poprzedniego roku. Kosta Runjaić uporządkował grę drużyny, przebywając z nią naprawdę długą drogę. Od drużyny, która zajmowała 16. miejsce w tabeli i miała osiem punktów straty do bezpiecznej pozycji, do miana trzeciej najlepiej punktującej ekipy w 2018 roku. Całkowita metamorfoza. Faktem jest, że Pogoń miała nieco łatwiej, bo rywalizowała w grupie spadkowej, ale i tak trudno umniejszać osiągnięcia niemieckiego szkoleniowca.
Można było z wielkimi nadziejami przystępować do nowego otwarcia. Minęły trzy kolejki i co? Bagno i sto metrów mułu.
– Optymizm był spory, ale przede wszystkim miał podwaliny. Letnie okienko transferowe było jednym z najlepszych w historii Pogoni. Wszyscy zawodnicy, o których myślał trener, zostali ściągnięci do zespołu. Wiadomo, nie każdy z pierwszego miejsca na liście życzeń, przecież napastnikami mieli być Kante czy Gutkowskis, a skończyło się na Soufianie Benyaminie, który był trzeci na liście. Ale i tak było nieźle. Trener Runjaić odegrał dużą rolę w transferach większości zawodników. Rozmawiał z nimi, namawiał do przyjścia. Miał dar przekonywania, co udowodnił przy okazji transferu Davida Steca. Po telefonie Runjaicia wpisał on w wyszukiwarce „Pogoń”, rzucił okiem na tabelę i powiedział, że nigdy nie pójdzie tam grać. Ale trener opowiedział mu o planach na przyszłość Portowców, co ostatecznie zachęciło go do przyjścia do Szczecina – mówi nam Dawid Zieliński, redaktor serwisu DumaPomorza.pl.
Faktycznie, trudno było przyczepić się do transferów, które przeprowadzono w Szczecinie. Wykupiono Buksę, pozyskano Kozulja, czyli 25-letniego środkowego pomocnika z piętnastoma występami w europejskich pucharach i debiutem w kadrze Bośni i Hercegowiny, który miał wskoczyć w buty Jakuba Piotrowskiego. Doszli jeszcze Majewski, Benyamina, Stec, Malec, ostatnio ciekawy Hiszpan Guarrotxena. Pożegnano tak naprawdę tylko jednego kluczowego zawodnika, Jakuba Piotrowskiego, oprócz niego między innymi Murawskiego czy teraz Rapę. No właśnie, Rumun odszedł, mimo że na prawej obronie grę sabotuje obecnie Niepsuj.
– Słabe wyniki zlały się z odejściem Cornela Rapy, przez które zawrzało na trybunach i Twitterze. Jedni pochwalają, że u trenera nie ma przynudzania i marudzenia. Jak ktoś nie dostosowuje się do obciążeń, marudzi, że jest za ciężko, to po prostu odchodzi lub nie gra. Z tego, co wiem, właśnie tak było z Rapą. Zresztą, podpadł Runjaiciowi już w jego debiucie. Rozegrał fatalny mecz z Wisłą, trener mówił, że Rumun jest dobrym zawodnikiem, ale nie jest w stanie pokazać pełni swoich możliwości. Że z dobrymi drużynami gra na pół gwizdka. Przykład – jedziemy do Poznania, trzeba się spiąć, zagrać bezbłędny mecz, a on znika. Podobnie było we Wrocławiu, gdzie również przeszedł obok meczu. Wahania formy, marudzenie. Trener też nie ukrywał, że widział, iż Rapa chce odejść. Z drugiej strony kibice zarzucali Niemcowi, że bardzo łatwo odpalił tego zawodnika. Widzimy, co robi Niepsuj. Prezentuje się słabo, wręcz tragicznie. To jest dopiero przechodzenie obok meczu. Jeżeli słyszę od trenera, że Niepsuj wygrał rywalizację z Rapą, no to nie biorę tego na poważnie. Rumun prezentował znacznie więcej jakości, bezsprzecznie – przyznaje Zieliński.
Odejście Rapy jest pokłosiem jego podejścia do treningów i słabej postawy w ważnych meczach, ale Pogoń ma też inne, znacznie większe problemy. Przede wszystkim nękają ją kontuzje, w tym momencie największy problem. Urazy wpływają na to, jak w tej chwili wygląda zespół. Przed startem ligi wypadł Benyamina. Doznał okropnej kontuzji, długo mówiło się, że w ogóle nie wróci do piłki. Istniało ryzyko, że straci wzrok, na szczęście najgorsze rokowania się nie potwierdziły. Odzyskuje wzrok, ale trudno powiedzieć, kiedy wróci do gry. Był na stadionie podczas ostatniego domowego meczu z Piastem, czyli jest z nim coraz lepiej, ale przewiduje się, że wróci do gry dopiero pod koniec rundy. Jakiś czas będzie łapał rytm, zapewne zostanie zmuszony do założenia maski. Nie jest on jedynym napastnikiem, który zmaga się z problemami. Adam Buksa ma kontuzję, które ciągnie się z nim od bardzo dawna. Chodzi o problemy z plecami. – Rozmawiałem z nim po spotkaniu w Legnicy, jedynym pozytywem jest fakt, że wreszcie znaleziono przyczynę jego dolegliwości. Przestawiały mu się kręgi w plecach, chodziło o to, żeby dobrze je przestawić. Wszystko wiadomo, wdrożono leczenie, będziemy mogli na niego liczyć za dwie-trzy kolejki. Na razie nie możemy liczyć zarówno na niego, jak i Benyamina, do tego dochodzi anonimowa kontuzja Delewa. Naprawdę nikt nie wie, co się z nim dzieje. Sztab informuje o urazie, nie widać go na treningach, więc podejrzewam, że jakiś czas na niego poczekamy.
Kontuzje powodują wymuszone przetasowania w składzie. Przykładem Adam Frączczak, który znów musi grać na ataku, przez co od dwóch meczów praktycznie nie ma go na boisku. Nie ma co ukrywać, to zawodnik wszechstronny, który jednak najlepiej czuje się na skrzydle. Tam też przestawił go trener Runjaić, sprawiając, że Frączczak stał się naprawdę efektywny. Dość powiedzieć, że w poprzednim sezonie ze wszystkich czternastu goli aż dwanaście strzelił biegając po skrzydle. W dużej mierze to właśnie dzięki niemu Pogoń nie biła się o utrzymanie do ostatniej kolejki. A jednak teraz, przez kontuzje, musi biegać na pozycji, na której nie może zaprezentować pełni swoich umiejętności. Przyznaje to również nasz rozmówca. – To gracz, który powinien występować na skrzydle. Nie jest zawodnikiem, który się przepchnie, wygra główkę. On potrzebuje dużo miejsca. Dodatkowo gramy Majewskim na skrzydle, tę samą pozycję zajmuje Kozulj. Nie tak to miało wyglądać. Trener nie mógł się spodziewać, że początek będzie tak trudny. W klubie zrobiono wszystko, żeby nie powtórzyć rundy jesiennej poprzedniego sezonu. Niestety, los nad Szczecinem chce powtórki. Głowy są mocno wystudzone. Nawet wczorajszy transfer Ikera Guarrotxeny nie zmienił poglądu na to, że sytuacja jest fatalna. Spójrzmy na terminarz. Można było przegrać z Legią, z Lechem. Ale z dwoma beniaminkami i drużyną, która do ostatniej kolejki drżała o utrzymanie? My nawet nie zdobyliśmy bramki… Zawodnicy byli pewni, że trafił im się idealny terminarz. Z meczu na mecz drużyna miała się rozpędzać, tymczasem zaliczyła brutalne zderzenie z rzeczywistością.
– W naszym ostatnim podcaście „Głos Portowców” przyznałem, że trochę żal mi prezesa Jarosława Mroczka. Zrobił wszystko, żeby nie przeżyć powtórki z rozrywki. Tymczasem mamy deja vu. Zostały podjęte takie środki, że nikt nie myślał o takim falstarcie. A Pogoń gra żenująco. Po meczu w Legnicy można było szukać wymówek, mówić, że mecz miał miejsce na trudnym terenie. Potem że Piast jest w gazie. Ale przegrać z Zagłębiem Sosnowiec? Nie ma wytłumaczenia, Runjaić przyznał, że Pogoń zagrała tragiczny mecz, który nie miał prawo się jej przydarzyć.
No właśnie, Runjaić. Pogoń przegrała trzy mecze z rzędu, ale zarząd zachowuje spokój i na ten moment nie ma tematu zwolnienia Niemca. I bardzo dobrze, w końcu powinien on dostać okazję, by wyjść z kryzysu. Już raz mu się to udało, kiedy przejął zespół w bardzo trudnej sytuacji pod koniec 2017 roku.
Zieliński: – Pojawiają się krzykacze, którzy mówią, że skoro gra wygląda tak jak wygląda, to trzeba zwolnić trenera. Ale tak naprawdę nikt nie myśli o zmianie szkoleniowca. Każdemu może zdarzyć się taki początek, wypadli kluczowi zawodnicy, niektórzy nie grają na swoich pozycjach. Na szczęście nikt nie wyobraża sobie, żeby po kilku pierwszych kolejkach dokonywać roszady na ławce. Zresztą, pamiętajmy, ile w Pogoni – pomimo bardzo słabych wyników – wytrzymał Skorża. Cierpliwość zarządu była bardzo duża. Dlatego zarząd teraz również nie powinien się podpalić.
Runjaić wyciągnął Pogoń z dołu tabeli, utrzymując ją na trzy kolejki przed końcem sezonu. Zyskał zaufanie zarządu, słabe wyniki nie są tylko i wyłącznie jego winą. Zieliński przyznaje jednak, że kamyczkiem do ogródka Niemca może być to, jak zestawia linie obrony, która prezentuje się w tym sezonie fatalnie.
Albo inaczej – bardzo fatalnie.
XDDD pic.twitter.com/WPFSY53PnR
— Damian Smyk (@D_Smyk) July 30, 2018
Zieliński: – W przypadku gry obronnej, Runjaiciowi może się troszeczkę dostać po głowie. Jadąc do Legnicy, spodziewałem się innego składu. Nie wyobrażałem sobie, że w pierwszej jedenastce mogę zobaczyć Walukiewicza czy Kowalczyka. Wyszliśmy trzema juniorami – w bramce był jeszcze Bursztyn – i to troszeczkę zaburzyło cały późniejszy obraz. W końcu mecz z Miedzią nie był zły, Walukiewicz pokazał się z bardzo dobrej strony. O dziwo, bo w rezerwach i Centralnej Lidze Juniorów miewał mnóstwo słabszych momentów, zdarzały się spotkania, w których był najsłabszy na boisku. Ale spójrzmy na drugą kolejkę – zaprezentował się fatalnie, popełnił wielbłąda i nie mógł się podnieść do końca spotkania. Teraz jest spakowany, odejdzie. Na ten moment Rudol nie ma konkurencji, Fojut wróci dopiero w okolicach listopada-grudnia. Mówi się, że jeszcze ktoś musi do Pogoni trafić. Bo Dwali nie może grać wraz z pozyskanym latem z Podbeskidzia Malcem. Runjaić uważa, że na środku obrony nie może występować dwóch lewonożnych stoperów. W Sosnowcu grał Rudol, no i niestety – zaprezentował się bardzo słabo. Generalnie brakowało słów, żeby opisać poczynania Pogoni. Moim zdaniem powinniśmy przegrać ten mecz zdecydowanie wyżej. Wydawało mi się, że pod koniec meczu Zagłębie robiło sobie jaja z Portowców. Nagle Nowak zamienił się w Messiego, robił z obroną Pogoni to, co chciał.
– Runjaić po raz kolejny musi zrobić to, czego dokonał na początku swojej pracy w Szczecinie. Podnieść Pogoń mentalnie. Trochę mówi się o ciężkich przygotowaniach przed sezonem, których na razie nie widać. A jeżeli widać, to w negatywnym znaczeniu. W dwóch pierwszych meczach jeszcze jako tako biegano, ale w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec już nie było tego widać. A to zaskakujące, wydawało się, że Pogoń będzie miała więcej przebiegniętych kilometrów niż rywale. Tę drużynę trzeba pozbierać mentalnie, a to nie będzie łatwo. Terminarz jest trudny. Mecz u siebie z Cracovią, wyjazd do Wrocławia…
Najbliższym rywalem Portowców będzie Cracovia. Czyli kolejna drużyna, która nie zaczęła najlepiej. – Pogoń gra u siebie, to powinien być jej atut. Ale nie wiem, czy to nie atut mocno zakurzony. Przyjechał do nas Piast i przejął inicjatywę. Momentami robił, co chciał. A my byliśmy schowani, przestraszeni. Nim się obudziliśmy, straciliśmy dwa gole. Jeżeli Cracovia odniosłaby zwycięstwo, pomimo wszystko wydaje mi się, że nic by się nie wydarzyło. Ot, kolejna porażka. Na pozycję Runjaicia by to nie wpłynęło. Pewnie zagotowaliby się kibice, podobnie jak w Sosnowcu. Pogadanka piłkarzy z fanami trwała dość długo. Kibice Pogoni jeżdżą na każdy mecz wyjazdowy, na który tylko mogą. Są pełni nadziei, a nie widzą swoich zawodników, tylko jakichś przebierańców. Takie rozmowy motywacyjne może nie są najlepszym rozwiązaniem, ale jednak lepiej rozmawiać niż strzelać sobie z liścia. To dopiero do niczego nie prowadzi. Przede wszystkim zawodnicy muszą sobie uświadomić, gdzie grają. Że Pogoń dla kibiców znaczy coś więcej. To wymagający fani. Jeżeli ktoś przejdzie obok meczu, kibice czują się tak, jakby ktoś ich obraził. Można przegrać mecz, ale trzeba walczyć. Tak musi być w najbliższym spotkaniu – kończy Zieliński.
Norbert Skórzewski
Fot. FotoPyk