Obłęd. To jest słowo, w którym zawiera się wszystko, co dzieje się na Łazienkowskiej.
Nic nie jest racjonalne, nic nie jest przemyślane, nic nie jest zaplanowane. To o tyle zabawne (albo straszne, zależy od perspektywy), że właściciel klubu właśnie na racjonalności, myśleniu i planowaniu chciał budować cały swój biznes i wśród tych pustych haseł szukał poklasku.
Łagodnie mówiąc – nie wyszło. To znaczy poklask znajdował, ale tylko u ludzi mających problem z samodzielnym myśleniem i tylko przez jakiś czas.
Gdyby Dariusz Mioduski był tym, kim próbuje być, Legia Warszawa byłaby najbardziej przewidywalnym – w pozytywnym sensie – klubem piłkarskim w Polsce. Miałaby logiczną strukturę, obsadzoną logicznymi ludźmi, długofalowy plan konsekwentnie realizowany bez względu na meczowe zawirowania. Niestety, Dariusz Mioduski chciałby być Dariuszem Mioduskim z okładek „Forbesa” i chyba nawet uwierzył, że mu blisko, ale na razie jest Józefem Wojciechowskim, tyle że bez pieniędzy Józefa Wojciechowskiego. Generatorem chaosu. Nie królem chaosu, bo królem jest ten, kto chaos potrafi ogarnąć. Generatorem.
W ciągu kalendarzowego roku Legia będzie miała czwartego trenera, co jest wynikiem, który zaimponować mógłby nawet Wojciechowskiemu. Przy czym Wojciechowski nigdy nie udawał przywiązania do szkoleniowców, natomiast Mioduski w każdym widzi trenera na lata i gwarantuje swoją cierpliwość. Różnice między panami sprowadzają się więc jedynie do pozorów i stylu bycia, bo na bazie konkretów mogą sobie podać ręce. No, różnica jest jeszcze jedna: Wojciechowski faktycznie żonglował trenerami, wciąż szukając tego najlepszego, a Mioduski żongluje kandydatami na trenerów, wciąż szukając rozwiązania najbardziej oryginalnego. Gdyby więc rzeczywiście zacząć mówić o racjonalności, to Wojciechowski racjonalny był w znacznie większym stopniu.
Wszystko inne to PR lub brak PR-u. Aktorstwo kontra nieokrzesana naturalność.
Chciałem napisać, że Legia od roku leci bez pilota, ale to nieprawda. Legia leci z pilotem, który macha dźwigienkami i kręci pokrętłami na lewo i prawo, nie wiedząc co robi, za to udziela serii wywiadów na temat konieczności zrewolucjonizowania branży lotniczej, innego podejścia do zarządzania flotą samolotów, przemodelowania struktury przychodów notowanych przez lotniska w Polsce oraz Afryce Północnej. Naprawdę podoba mi się ta metafora: samolot zmierza prosto w ścianę góry, za to pilot odwrócony do przerażonych pasażerów opowiada, dlaczego należałoby inaczej ustawić siedzenia i zmienić kolejność podawania posiłków. Tuż przed uderzeniem stwierdza: właśnie tak miało być, wszystko idzie zgodnie z planem. Gdyby to był film, główną rolę grałby Leslie Nielsen.
Porozmawiajmy przez chwilę o konkretach. Przepis na wielką Legię Dariusza Mioduskiego byl następujący:
– Obwołaj Magierę trenerem na lata
– Zwolnij trenera na lata dwa tygodnie później
– Zatrudnij jako trenera kogoś, kto nigdy trenerem nie był i mów o projekcie na lata
– Zwolnij kogoś, kto nie był trenerem (ale miał pracować przez lata) i w jego miejsce zatrudnij kogoś, kto nie ma żadnego doświadczenia
– Wywróć się
– Powiedz, że wywrotka była zgodne z planem i czujesz dumę
– Powiedz, że klub potrzebuje stabilizacji i trenera nie zwolnisz
– Zwolnij trenera dzień później
– Po drodze zatrudnij człowieka bez osiągnięć jako dyrektora sportowego
– Powiedz, że to dyrektor techniczny, bo dyrektora sportowego klub nie potrzebuje
– Zapowiedz wieloletni program budowania polskiego Dinama Zagrzeb
– Obudź się jako polskie Smederevo
Obserwuję Legię z bliska bądź bardzo bliska od ponad 20 lat. Nie pamiętam roku, w którym wszystko tak bardzo stałoby na głowie. Bywali prezesi niezrozumiani przez kibiców, wyszydzani, nawet obrzucani tortem, ale jednak starający się robić wszystko zgodnie z instrukcją obsługi. Wiedzieli, że w świecie piłki każdy klub zatrudnia trenera, a im klub lepszy – tym lepszego.
Mioduski chciał się odcinać od poprzedników i twierdził, że za bardzo chcą się odnajdywać w chaosie i że już dość permanentnego zarządzania kryzysem. Tylko że wtedy to był chaosik, a nie chaos i kryzysiki, a nie kryzysy. Żywy futbol i bieżące działanie w nim, bez zbędnego pustosłowia i mglistych idei. Od tamtej pory ani przez moment nie wprowadził zapowiadanego spokoju. Po zwolnieniu Romeo Jozaka miał ponad trzy miesiące na znalezienie nowego trenera i co? I oczywiście nawet to mu się nie udało.
Trzy miesiące po zwolnieniu Jozaka klub w trybie awaryjnym przekazuje drużynę Aleksandarowi Vukoviciowi, którego trzy miesiące wcześniej sam Mioduski na tym stanowisku nie widział i twierdził, że Klafurić nadaje się bardziej. Wszystko to dzieje się nie podczas wakacji, ale w okresie najważniejszym z punktu widzenia budżetowego. Jedną szansę na zastrzyk pieniędzy od UEFA już zmarnowano, teraz w atmosferze totalnego bałaganu klub podchodzi do szansy numer dwa, o mniejszą pulę.
Tak, należało zwolnić Klafuricia, bo nie należało go zatrudniać. Ale następcę powinien już wybrać ktoś inny. Dariusz Mioduski to szczęśliwy posiadacz stu procent udziałów Legii Warszawa, lecz sam często mówił, że to nie biznes, tylko odpowiedzialność społeczna. Jako człowiek odpowiedzialny (?) społecznie, powinien więc schować dumę do kieszeni i odsunąć się od bieżącego zarządzania. Tak bardzo nie ma wyczucia do ludzi, tak bardzo miota się od ściany do ściany, tak bardzo sam sobie przeczy, że trzeba postawić sprawę jasno: Legia potrzebuje innego zarządcy. Niech sobie trzyma udziały, niech patrzy jak wartość spółki rośnie, ale po prostu niech przestanie jej robić krzywdę. W imię owej odpowiedzialności. I dla biznesu także.
Za chwilę w wywiadach udawana pokora, potem całkiem naturalna fanfaronada. Przypomina mi się gala po zakończeniu poprzedniego, żałosnego w wykonaniu Legii sezonu. Zapytano Dariusza Mioduskiego czy popełnił błędy, a on na to: – Stoję przed wami z dwoma trofeami.
Z czym pan teraz stoi, panie Dariuszu?
Jak mawiał Warren Buffett: – Dopiero gdy przychodzi odpływ, widać kto pływał bez majtek.
KRZYSZTOF STANOWSKI