Podobno punktem zwrotnym meczu Spartak Trnawa – Legia Warszawa była czerwona kartka dla Antolicia. No cóż, nie jesteśmy przekonani, bo przecież mistrz Polski w dziesiątkę grał od pierwszej minuty, wystawiając z nieznanych przyczyn Radovicia.
Miroslav Radović legendą Legii Warszawa jest i basta. Choćby od najbliższej kolejki ładował po samobóju dupą, i tak ma miejsce w galerii sław. To zasłużony piłkarz, który wiele może przekazać nowym graczom, choćby nauczyć ich czego wymaga się od gry w tym klubie.
Ale na boisku nauczyć może już głównie obrońców jak łatwo dać sobie odebrać piłkę.
Słuchajcie, ten serial i tak trwał nad wyraz długo. Gdy Radović wracał z Chin, wątpiono w sens transferu. Nie grał tam, głównie zmagał się z kontuzjami, w praktyce wracał z podkulonym ogonem. Mówiono nawet, że – o zgrozo, tak źle dziś się kojarzy ta funkcja – będzie człowiekiem od atmosfery, swoistym przedłużeniem sztabu szkoleniowego w szatni.
A zamiast tego Radović był jednym z najjaśniejszych punktów Legii w Lidze Mistrzów. Nawijał Królewskich na Bernabeu aż miło było popatrzeć. Walnie przyczynił się do trzeciego miejsca. W lidze w pewnym momencie szalał niesamowicie – grudzień 2016 to gol za golem, asysta za asystą.
Wiosna to opaska kapitańska, wyhamowanie formy, cztery gole, ale jednak mistrzostwo Polski, po drodze do którego grał bardzo dużo. Można powiedzieć – miał pełne prawo świętować w pierwszym szeregu.
Ale w piłce nożnej wszystko zmienia się szybko. Nie można żyć wspomnieniami, sezon 16/17 to – w zasadzie – prehistoria, a następne były jedną wielką porażką. Tak naprawdę Radović ostatni raz dobrze grał u Jacka Magiery, a od tamtego czasu – delikatnie – sporo się pozmieniało. Zmagał się głownie z kontuzjami, a jak już strzelał, to tylko z karnych. Ostatni ligowy gol Rado to maj 2017 podczas 6:0 z Termaliką, czyli było nie było, dwa sezony temu.
Dzisiaj zagrał kosztem Carlitosa i jak na dłoni było widać, że decyzja ta po prostu osłabiła drużynę. Cafu, który za niego wszedł, względnie Carlitos, który mógł za niego wejść i później faktycznie pojawił się na boisku, należeli do najlepszych legionistów.
Radović był jednym wielkim spacerującym po malowanej murawie hamulcowym.
Starczy Rado. Jest na pewno wiele ról, w których możesz się Legii przydać. Ale wyprowadzanie drużyny na kierownicy w meczu o wszystko już do zakresu kompetencji zwyczajnie nie należy.
Fot. FotoPyK