Losy Barcelony w rękach starego zgrywusa

redakcja

Autor:redakcja

01 kwietnia 2014, 12:08 • 5 min czytania

W piłkarskim biznesie siedzi od dwudziestu lat, a od sześciu jest graczem wielkiej Barcelony. Kiedyś zdobył Trofeo Zamora, w Barcy wybronił kilka ważnych meczów w kolejnych edycjach Pucharu Króla, a gdy trzeba było wskoczyć do bramki w miejsce Victora Valdesa, z reguły nie zawodził. Dla jednych – najlepszy rezerwowy bramkarz na świecie, dla drugich – cudak, który odstaje od reszty drużyny – zarówno jeśli chodzi o umiejętności, jak i prezentowanie „etosu piłkarza Barcelony”. Jose Manuel Pinto, niespełna 39-letni bramkarz właśnie dziś, meczem z Atletico Madryt w ćwierćfinale Ligi Mistrzów rozpoczyna najważniejszy miesiąc w swojej piłkarskiej karierze. Choć sam twierdzi, że nie musi nic nikomu udowadniać.
Do Barcelony trafił awaryjnie w 2008 roku na zasadzie wypożyczenia z Celty Vigo, gdzie wyrobił sobie nazwisko solidnego ligowca. Miał zapełnić wakat na pozycji drugiego bramkarza po kontuzji Alberta Jorquery. Zrobił to na tyle sumiennie, że gdy klub obejmował Pep Guardiola, zaproponowano mu dwuletni kontrakt. To on mianował Pinto bramkarzem Pucharu Króla. W ciągu sześciu lat doświadczony bramkarz opuścił w tym rozgrywkach tylko jedno spotkanie Barcelony. Walnie przyczynił się do zdobycia dwóch Pucharów Hiszpanii. Prócz tego grywał w spotkaniach o pietruszkę w lidze i Lidze Mistrzów. Pomysł Guardioli, który zapewnił Pinto miejsce w bramce na czas Pucharu Krola, opłacał się także w sytuacjach, gdy Valdes pauzował za kartki lub drobne urazy – Tao Pai Pai (ksywa od postaci z kreskówki Dragon Ball) był dzięki temu zawsze w pełnej gotowości. فącznie wystąpił do tej pory w 79 spotkaniach.

Losy Barcelony w rękach starego zgrywusa
Reklama

Jego misja w Barcelonie była określona precyzyjnie, a Pinto realizował ją w 100 proc. Można nawet powiedzieć, że dodawał coś od siebie – niezwykle popularny w szatni, zaprzyjaźnił się z nieco introwertycznym Messim (co według przeciwników piłkarza jest jego jedyną przepustką do szatni FCB). Wrósł w krajobraz katalońskiego klubu. W zasadzie uzyskujemy wizerunek drugiego bramkarza idealnego – akceptującego swoją pozycję, bez chorobliwej ambicji mogącej zagęszczać atmosferę w szatni i przede wszystkim prezentującego odpowiedni poziom na boisku. Od czasu do czasu Pinto rzucał kurtuazyjne kawałki o tym, że walczy o bluzę z numerem jeden, ale – umówmy się – nikt nie brał jego słów serio. Pomimo tego, że – pomijając spektakularne, ale z reguły uchodzące płazem klopsy – swą rolę spełniał jak należy, cyklicznie pojawiało się dość silne lobby, chcące pozbawić go pucharowych przywilejów. Nasilało się głównie w okresach przed pełnymi podtekstów meczami z Realem, spotęgowane zostało przez postawę Vilanovy, który nie określił jasno, że będzie kontynuatorem pomysłu Pepa na zagospodarowanie drugiego bramkarza. Sam Guardiola o wątpliwościach wobec Pinto mówił tak: – To świetny bramkarz i nie wiem, czemu ludzie wątpią w jego umiejętności. My na pewno nie, a ci którzy go widzieli w akcji w ostatnich paru latach wiedzą, że zawsze grał na wysokim poziomie.

Reklama

Jeśli Barca jest jak rodzina, to Pinto pełnił w niej zawsze funkcję wesołego kuzyna, który lubi odstawić numer na familijnych spędach, ale też stanąć w obronie, potrzebujących pomocy krewniaków. Zarówno na boisku, jak i poza nim uchodzi za niezłego ananasa. Po meczu Ligi Mistrzów z FC Kopenhagą został ukarany dyskwalifikacją na dwa mecze, bo… imitował gwizdek sędziego, a zdezorientowany rywal przerwał swoją akcję. Nie musiał wychodzić nawet na boisko, by dwa razy zostać odesłany do szatni z czerwoną kartką. Przed rzutami karnymi zawsze odstawia teatrzyk, który ma zdeprymować rywala. Oprócz pilnowania ławki Barcelony, zajmuje się w życiu muzyką. Działa pod pseudonimem Wahin, posiada własną wytwórnię oraz promuje młodych artystów – głównie andaluzyjskich hip-hopowców. Jak na bramkarza przystało – szaleniec, ale w miarę niegroźny dla społeczeństwa.

Po poważnej kontuzji Victora Valdesa w meczu Celtą Vigo, Pinto znalazł się w centrum uwagi hiszpańskich mediów. Kluczowy moment sezonu, Barcelona toczy regularne bitwy na trzech frontach, a za jej bezpieczeństwo na tyłach ma odpowiadać podstarzały wesołek? W dodatku cierpiący na chroniczny, uniemożliwiający regularne treningi ból pleców, co w przypadku bramkarza jest sprawą dość kłopotliwą. Teoretycznie, sytuacja nie do pozazdroszczenia. Zgrzyt widzieli praktycznie wszyscy, prócz Taty Martino. – Miał zagrać w Pucharze Króla, a zagra w nim i trzynastu innych finałach – powiedział ostatnio na konferencji przed meczem z Espanyolem. Wcześniej kategorycznie zastrzegł, że Barca nie skorzysta z możliwości zakontraktowania innego bramkarza, choć już w trakcie meczu z Celtą giełda nazwisk trwała w najlepsze. W świat poszedł czytelny przekaz – dostaliśmy dzwona, ale nie panikujemy, bo Pinto to wartościowy piłkarz.

Z jednej strony, oczywista kurtuazja mająca na celu budowanie formy psychicznej zawodnika (tak samo jak przyśpieszenie rozmów o nowym kontrakcie), z drugiej – teza, którą da się udowodnić w liczbach. Statystyki Valdesa i Pinto są w tym sezonie porównywalne. Należy oczywiście wziąć pod uwagę rangę spotkań, w których występowali obaj bramkarze i to, że Valdes miał zdecydowanie więcej okazji do popełnienia błędów, ale liczby umieszczone na infografice przez dziennikarzy katalońskiego Sportu, uspokoiły nieco fanów Blaugrany. Gdy ktoś zarzucił Pinto, że gorzej gra od Valdesa nogami, katalońskie media wyliczyły, że to nie do końca prawda – rezerwowy bramkarz notuje średnio 83% celnych podań, a pierwszy – 66%. W 79 meczach rozegranych w Barcelonie puścił jedynie 62 gole, co ma być kolejnym dowodem na to, że panika po kontuzji VV jest zbyt rozdmuchana. Mecz derbowy z Espanyolem, który miał być dla niego pierwszym poważnym sprawdzianem formy, raczej nie dał odpowiedzi, czy Barcelona z Pinto w bramce straci na jakości. Na pewno będzie jednak mniej przewidywalna. „Champion or cheerleader?” – takie pytanie postawił dziś, piszący dla portalu goal.com, Ben Hayward. Na to pytanie jednak będziemy mogli sobie odpowiedzieć dopiero za miesiąc.

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama