Miśkiewicz jak niegdyś Boruc? Broń Boże, on po prostu kompletnie nie umie grać nogami!

redakcja

Autor:redakcja

31 marca 2014, 21:49 • 3 min czytania

W końcu stało się to, co po prostu prędzej czy później po prostu musiało się stać. O tym, że Michał Miśkiewicz lubi dać się trafić, przekonywał nas tydzień w tydzień przez całą rundę jesienną. Refleks, taki wrodzony instynkt,momentami wręcz nawet brawura, która powodowała, że nie kalkulował – to wszystko na plus. Niestety, ten bramkarz ma jedną podstawową i bardzo istotną wadę, taką z serii eliminujących go z myślenia o czymś ponad nasz polski grajdołek: kompletnie nie umie grać nogami. Nie, że słabo mu to wychodzi. Nie potrafi teraz, tak samo, jak nie potrafił wcześniej.
Każde kolejne wybicie piłki czy podanie do obrońców kibice sprzyjający Wiśle musieli kwitować westchnięciem pełnym ulgi. Mało to razy w banalnych – wydawałoby się – sytuacjach kopał po autach na wysokości górnych sektorów trybun? Mało to razy robiło się gorąco, ponieważ nieczysto wcelował w zagraną do niego piłkę? No, właśnie – przyznajcie sami. Liczenie na to, że Miśkiewicz okaże się Valdesem (albo chociaż Pilarzem) było najzwyczajniej w świecie igraniem z losem. Igraniem, które akurat dziś skończyło się upokarzającą klęską.

Miśkiewicz jak niegdyś Boruc? Broń Boże, on po prostu kompletnie nie umie grać nogami!
Reklama

Boruc też zawalił, Robinsonowi też się kiedyś zdarzyło – ktoś powie. I rzeczywiście. Z tą jednak subtelną różnicą, że tamtym futbolówka podskoczyła nagle – w ostatniej chwili – gdy już mieli ułożoną do wybicia stopę. A tutaj mamy do czynienia nie tyle z przypadkiem, co z ewidentnym technicznym błędem. Kozioł był, tego nie kwestionujemy. Pewnie zresztą powinien Nalepa nie podawać w kierunku bramki, w związku z czym i on ponosi część (marginalną) winy za tę sytuację. Tyle że gdyby wiślak w dzieciństwie na wf-ach grywał w polu, a nie przynosił lewe zwolnienia, wyekspediowałby tę piłkę za linię środkową.

Czekał, czekał, by później machnąć jak kijem golfowym i złapać się za głowę. Drogi Michale, przez kilka dni powinieneś mieć moralnego kaca, lecz apelujemy: weź sobie do serca, że kiedyś w stosunkowo krótkim czasie Rzeźniczak z najgorzej centrującego bocznego obrońcy w lidze (za późnego Skorży), niepostrzeżenie stał się niemal najlepszym. Niepostrzeżenie dla postronnego obserwatora, ale wyłącznie dzięki żmudnej harówie po treningach. Chcieć to móc.

Reklama

Korzystając z okazji i jednocześnie argumentując fakt, dlaczego zdecydowaliśmy się przyznać mu za występ przeciw Zagłębiu Lubin najniższą możliwą notę, dodajmy: golkiper Wisły maczał palce w większym lub mniejszym stopniu przy każdej z trzech straconych bramek.

– Curto załadował w jego róg, a on bez sensu zrobił krok w prawo, po którym stracił czas i nie zdążył poprawić swojego ustawienia;
– Za szybko rzucił się do niezbyt atomowego uderzenia Piecha, przecież śmiało mógł wyczekać aż piłka minie wszystkich zawodników stojących na linii strzału;
– no, nad tą wtopą już popastwiliśmy się powyżej.

Nie ma co się załamywać, za to trzeba wreszcie wziąć się do roboty i przestać udawać, że problem jest wyimaginowany. Nie ma mowy o przypadku, mówimy zaś o konsekwencji. Bo póki co, jeśli chodzi o grę nogami, Miśkiewicz niczym nie różni się od psa Pluto.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama