Ten klopsik szybko się od Miśkiewicza nie odklei…

redakcja

Autor:redakcja

31 marca 2014, 20:34 • 3 min czytania

Wisła przez 70 minut gry w Lubinie nie oddała ani jednego celnego strzału. Nie zdołał zademonstrować tej, zdawałoby się, prostej sztuki ani Garguła, ani Stilić, ani Chrapek, nie wspominając o Brożku, który zagrał bezapelacyjnie najgorszy mecz w rundzie. Mimo to krakowianie byli dosłownie o parę kroków, by wyjechać do domu z punktami. Jak w Gliwicach na inaugurację rundy. Tam też Wiśle wystarczyła w miarę solidna obrona, jedna, dość przypadkowa sytuacja i wreszcie karny wykorzystany przez Gargułę.
Dziś ta wersja obowiązywała jednak wyłącznie do 85. minuty. Później nagle wszystko wywróciło się do góry nogami. Elvedin Dzinić, jeśli ma świadomość tego, co sam najpierw nawyrabiał, jeszcze dziś powinien zabrać Curtę z Piechem (a najlepiej też Nalepę z Miśkiewiczem) na jakąś dobrą kolację we Wrocławiu, bo dzięki całej czwórce mało kto w ogóle wspomni o jego beznadziejnym kiksie, który dał Wiśle prowadzenie. Ten mecz i tak zostanie zapamiętany jako fantastyczny, nokautujący finisz gospodarzy.

Ten klopsik szybko się od Miśkiewicza nie odklei…
Reklama

Mimo wszystko, mamy w związku z tym meczem dość mieszane uczucia…

Wisła z całą pewnością nie zasłużyła w Lubinie na zwycięstwo. Nie po raz pierwszy w tym sezonie świetnie wychodziło jej klepanie piłki z dala od bramki przeciwnika i znacznie gorzej w jej pobliżu. Ale i Zagłębie, którego gra przez zdecydowaną większość czasu zupełnie nam nie pasowała, miało tym razem furę szczęścia. Radzimy o tym pamiętać, kiedy rozum ponownie weźmie górę nad opadającymi emocjami. Oczywiście, strzał Curty dający wyrównanie – palce lizać, ale cała reszta? Najpierw sporo szczęścia przy rykoszecie przynoszącym prowadzenie i na koniec zupełnie komediowa akcja duetu Nalepa – Miśkiewicz, w której akcenty odnośnie winy rozłożylibyśmy jednak 80 do 20 na niekorzyść bramkarza. Obrońca zagrał mocno, z niedużej odległości, w światło bramki, ale jednak gdyby każdy bramkarz zachowywał się tak jak dziś Miśkiewicz, takich goli mielibyśmy pewnie po dziesięć w każdej kolejce.

Reklama

Trzeba przyznać, że w zupełnie niespodziewanym kierunku skręciło dzisiaj to spotkanie, które przez dobrych 70 minut było przecież trudną do przyjęcia mordęgą. I tak naprawdę, pokazało jak niewiele różni obecnie zespoły walczące o najwyższe cele od tych, które muszą martwić się w tej lidze o utrzymanie. Wisła, która na 10 minut przed ostatnim gwizdkiem była wiceliderem Ekstraklasy, nagle została brutalnie zeszmacona przez drużynę numer 15, której dzięki temu finiszowi udało się przeskoczyć Podbeskidzie. Końcówka wszystko nam dziś wynagrodziła, ale mimo wszystko – nawet kibicom Zagłębia radzilibyśmy nie wpadać z jej powodu w wielki hurraoptymizm i nie wyciągać daleko idących wniosków.

A Wisła? Wisła niech lepiej jakoś zrekonstruuje Brożka, bo dziś wyglądał jak siedem nieszczęść.

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama