Wojciechowski, Osuch, Filipiak… W poszukiwaniu wzorca prezesa idealnego

redakcja

Autor:redakcja

31 marca 2014, 20:26 • 11 min czytania

Było ich wielu, chyba nie dziesiątki, a całe setki. Z Polski, z Europy, z całego świata. Biali, białawi, opaleni, bardzo opaleni. Wyrzeźbieni jak Donald Guerrier i ci, którzy sylwetką bardziej pasowali jako partner na bieżnię dla Maćka Iwańskiego czy Pawła Strąka w najciekawszym momencie jego kariery. Wysocy i niscy. Z milionami złotych na koncie, jak i ci, których ciężko podejrzewać choćby o posiadanie konta bankowego. Piastowali różne funkcje: prezesów, dyrektorów, właścicieli, sponsorów, czasem w ogóle pozostawali z boku – bez różnicy. فączyło ich jedno – to oni decydowali. Władcy polskich klubów. Feeria barw, charakterów, przywar i anegdot.
Postanowiliśmy odnaleźć w tej plątaninie charakterów własny wzorzec, coś jak te wszystkie eksponaty z Sevres. Ideał, do którego powinna dążyć każda „osoba numer jeden” w ekstraklasowym klubie. Ktoś, kto łącząc doskonałe cechy poprzedników stanowiłby jednocześnie punkt odniesienia dla wszystkich przychodzących po nim. Oto nasz własny prezes idealny, gość którego nadejście byłoby czasem żniw dla wszystkich traktujących rodzimy futbol tak jak my. Nie do końca poważnie.

Wojciechowski, Osuch, Filipiak… W poszukiwaniu wzorca prezesa idealnego
Reklama

Nawijka: Radosław Osuch

Co tu dużo mówić, zgodzą się z nami pewnie nawet jego najwięksi obecnie wrogowie, kibice z trybuny B. Radek ma nawijkę, jakiej nie powstydziłby się żaden z amerykańskich komików, o rodzimych Andrusach i Bałtroczykach (przez grzeczność) nie wspominając.

Reklama

O piłkarzu Legii:

Jak go wziąłem, to on nic nie umiał! Ani czytać, ani pisać. Siadał w szatni i kolega wkręcał mu korki do butów. Był najlepszym piłkarzem swojego zespołu, a korków nie potrafił wkręcić! Zaczął nawet mieć takie momenty, kiedy wzrok mu się zawieszał i pomyślałem, że jest niedorozwinięty. Niby chłopak maturę zdał, mam z nim nawet kontakt…

To był początek naszego wywiadu z Radkiem. Potem nakręcał się z każdym pytaniem (albo raczej każdym wtrąceniem w jego kwiecisty monolog). Niektórzy mówią: prawda nie przeszkadza mu w opowiadaniu. My odpowiadamy – jak najwięcej takich rozmówców.

O klubach:

Zazwyczaj klub piłkarski jest, wiecie, jak burdel z dziwkami. Wszyscy są zepsuci kasą i pseudomyśleniem, że są wielkimi gwiazdami.

O Topolskim:

U niego pełna bajerka, zero treningu. Pojęcia chłop nie miał, ale opowiadał, że – jak to było? – jednym rzutem kamienia zabija czternaście wróbli na drzewie, a jak splunie na molo, to zabija dwa dorsze. Nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. I gość im opowiada, że zna Michaela Jordana. Podchodzi Jordan do niego i mówi: – Hi Adam.
– Hi Michael, pożycz mi sto dolarów.

I pożyczał. Albo, że zna Jacksona i innych. Wszystkich! Na tej bajerze jedzie cały czas i jest niezmienny od dwudziestu lat.

Bratnia dusza dla ciebie, też lubisz bajerkę.
Idealny! Tylko ja nie opowiadam, że dorsze zabijam splunięciem!

I tak dalej, winni porażek – esbecy i sędziowie. W pierwszej lidze – bez zmian od „Fryzjera”. Kary od związku – ubeckie metody. Więcej: tutaj. Nawijka na poziomie wymarzonym – nie ma co ukrywać, przede wszystkim dla dziennikarzy.

Kontakty z piłkarzami: Józef Wojciechowski

Józef Wojciechowski. Przez długi czas łudziliśmy się, że to właśnie on będzie tym wzorcem na całe dekady, wzorcem, według którego będziemy oceniać kolejnych prezesów i krytykować właścicieli za niedostatecznie szerokie wejście w świat futbolu. JW Construction byłâ€¦ specyficzny. Z jednej strony powiew cudownego laickiego podejścia człowieka przyzwyczajonego do innych standardów – pracownik jest chujowy? No to go wyrzucam. Za szatnię płacę ja? To do niej wchodzę. Ja wykładam kasę, więc ja też decyduję, czy grać będą najlepsi, najsympatyczniejsi czy może wyłącznie blondyni. Oczywiście, nie wtrącam się w kompetencje trenera, ale Grembocki ściągając Kokosińskiego zadziałał na szkodę spółki.

Z drugiej strony – facet momentami tracący kontakt z rzeczywistością polskiej piłki nożnej. Szczególnie pod kątem interakcji z piłkarzami, które miał naprawdę na poziomie, którego nie powstydziłby się Orest Lenczyk do spółki z tym rugbistą od Nutelli z Korony Kielce. Zresztą, wystarczy przypomnieć, że to on wymyślił i zorganizował „Klub Kokosa”, który swego czasu rozlał się na Â¾ polskich zespołów. W każdym było kilku bawołów, którzy podpadli w ten czy inny sposób i zamiast treningów mieli gwarancję biegania po schodach, parkach, bieżniach i siłowniach. – Moim zdaniem był to jakiś przekręt, uważam, że Grembocki ściągnął go do nas, bo miał jakieś zobowiązania wobec kogoś innego. Ten obrońca okazał się bardzo słaby, chcieliśmy z niego zrezygnować, ale on nigdzie nie chce od nas odejść, choć miał oferty. Właśnie wokół tego Kokosińskiego stworzyliśmy klub nieudaczników. Nie chcemy, by psuli Młodą Ekstraklasę, nie chcemy, by zarażali młodych chłopaków swoją indolencją i nieudacznictwem – tłumaczył sam Wojciechowski, a swego czasu skatował w kokosowym towarzystwie nawet Edgara Caniego za… głupią czerwoną kartkę.

Idealny prezes kontaktów z zawodnikami musiałby się nauczyć od sympatycznego pana Józefa. On już osiągnął w tym mistrzostwo. Aha, z trenerami też nasz wzorzec ma gadać tak, jak sam JW.

Kontakty z kibicami: Ireneusz Król

O ile Józef Wojciechowski wyznacza trendy i jedyną słuszną drogę przy traktowaniu zawodników, o tyle do szlifowania umiejętności kontaktów z kibicami potrzebny byłby nauczyciel w postaci Ireneusza Króla. Ten niesłychanie wesoły biznesmen jako jeden z niewielu w całej Polsce doczekał się specjalnych manifestacji pod swoim domem, gdzie kibice GKS-u Katowice prezentowali mu swoje zdanie w temacie fuzji z Polonią Warszawa. Wyglądało to tak:

Król naturalnie ripostował, że to dziczyzna i w ogóle chuligani, a on na meczach będzie puszczał disco-polo i sprzedawał watę cukrową. Jego wizja chyba nie do końca przekonała kogokolwiek, bo przygoda z kolejną grupą kibiców – tym razem tymi w „Czarnych Koszulach” skończyła się w ten sposób:

W razie gdyby nasz prezes idealny wciąż nie podłapał od Króla rozwiązań optymalnych dla kibiców, radą z pewnością mogą służyć Jacek Bednarz i Radosław Osuch.

Rozwój akademii: Bogusław Cupiał

Nasz wzorzec musi też mieć na uwadze klubową młodzież, a skoro dbanie o młodzież – to i Bogusław Cupiał.

Bez większego rozwodzenia się – idealny prezes młodzież będzie miał w dupie. Z majonezem.

Wąs: Wojciech Borecki

Nie widzimy innej opcji.


fot: tspodbeskidzie.pl

Mobilność: Antoni Ptak

Biznesmen – a tak się złożyło, że w Polsce każdy prezes to większy lub mniejszy, ale zawsze biznesmen – musi być trochę jak rekin, ciągle w ruchu. Antoni Ptak wziął sobie te rady do serca i ze swoją świtą przemierzył przeszło pół Polski – od Łodzi, przez Piotrków Trybunalski po Szczecin. W międzyczasie naturalnie cały czas wykonywał też kursy do Brazylii, gdzie zajmował się wyławianiem z gorących wód oceanu co bardziej wyrzeźbionych tubylców i wywożąc ich do gry w Polsce. Co prawda w większości odwiedzanych przez niego miejsc zostawała po nim głównie spalona ziemia i szatnie pełne kawy oraz CD z latynoską muzyką, ale co się napodróżował – to jego. Plus zdobył mistrzostwo Polski, a taki Rodrigo Carbone, jeden z pierwszych brazylijskich najemników grał naprawdę uroczy futbol.

Naszego idealnego prezesa widzielibyśmy jednak głównie na szlaku po brazylijskich plażowiczów i z powrotem. Preferowana liczba brazylijskich surferów per kurs: w okolicach ośmiu. Preferowana liczba kursów: osiem każdego okienka.

Wisiorek/Korale: Bogusław Leśnodorski

Ozdoby szyjne nasz wzorzec musi koniecznie skopiować od prezesa Legii. Po prostu. Bez dyskusji.


fot.FotoPyk

Więzy rodzinne: Sylwester Cacek / Antoni Ptak

Wiadomo, porządny prezes musi mieć syna, któremu raz na jakiś czas odda klub w ramach zasponsorowania nieco bardziej realistycznej partyjki Football Managera. Dawid Ptak odbierając od ojca jego kolejne kluby zajmował się głównie obsadzaniem w nich kolejnych partii piasku z brazylijskich boisk nie-do-końca-trawiastych, Mateusz Cacek z kolei… No takiego syna Mateusza musiałby mieć nasz prezes idealny. Na wstępie rozłożyłby w gabinecie gadżety znienawidzonego rywala aktualnie zarządzanego przez siebie klubu, potem zaś:

Z Mroczkowskim wystarczy zamienić kilka słów, by wyrobić sobie opinię na temat tego faceta. Ciepłe kluchy. Ale ma jedną bardzo ważną zaletę – z całego wymienionego grona jest jedynym szkoleniowcem, który na poważnie bierze uwagi Mateusza Cacka. Janas nie będzie przecież chłopakowi odpisywał na maile… Młody Cacek – który niegdyś słał felietony na stronę legialive.pl, taki był z niego kibic Legii – jest mistrzem zawracania trenerom dupy, wysuwania idiotycznych postulatów i mieszania w składzie. Potrafi na przykład powiedzieć, by w meczu z Polonią Warszawa broń Boże nie wstawiać Wojciecha Szymanka (zakaz!), bo Szymanek zna się z Piotrem Stokowcem i wiadomo: odpuści mecz! A potem Mateusz wychodzi na idiotę, bo Michniewicz Szymanka wstawia, ten gra świetnie i Widzew wygrywa na Konwiktorskiej 1:0.

*

Teraz zły jest Sernas – że trzeba było go sprzedać zimą. Może i trzeba było. Pewnie tak. Ale może ten sam Sernas grałby lepiej, gdyby nie połączenie pewnych faktów. Bo jeśli klub jednego dnia nie puszcza go do Premier League, a potem ściąga jakieś absolutnego frajera z drugiej ligi rumuńskiej, Bogdana Stratona, i jeśli ten Straton, który nie łapie się nawet na ławkę rezerwowych, zarabia więcej niż najlepszy strzelec zespołu, to coś jest tu chyba nie tak, prawda? I taki Sernas mógłby w takiej sytuacji pomyśleć – pierdolę, nie robię. To znaczy – nie powinien, ale mógłby, prawda? Motywacja spada, to jasne. A jeśli Sernas dowiedział się jeszcze – nie daj Boże – że Ukah zarabia ponad dwa razy więcej niż on, a Bruno Pinheiro to nawet cztery razy więcej? Boli, prawda? Boli. Mateusz Cacek, wcześniej spec od marketingu, teraz spec od spraw sportowych, ale w zasadzie to z zawodu syn, umie tak zrobić, żeby bolało.

Zasadniczo idealny prezes nie powinien mieć żadnych powiązań rodzinnych. Powinien za to mieć możliwość adopcji i bezzwłocznie usynowić Mateusza Cacka.

Nogi: Izabella فukomska-Pyżalska

Public Relations w pakiecie z wiedzą o futbolu: Janusz Filipiak

Jego ostatni wywiad cegła, ale i szereg wcześniejszych wypowiedzi doskonale obrazują, że Janusz Filipiak zna się na wielu naprawdę ważnych rzeczach, ma szerokie horyzonty, spore umiejętności i przyzwoitą wiedzę o biznesie, ale absolutnie nie ma pojęcia o tematach takich jak kreowanie wizerunku, współpraca wewnątrz klubu czy piłka nożna. Szczególnie boli to ostatnie, bo gdy Filipiak demaskuje jak bardzo wyłożone ma na ten cały biznes zwany futbolem (myli rankingi FIFA z rankingami lig, sam przyznaje, że w Cracovii podziału obowiązków żadnego raczej nie ma, transfery załatwia się na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy”, etc.) dochodzimy do wniosku, że nawet najbardziej rozsądni ludzie po wkroczeniu w nasz świat zwyczajnie wariują. Zresztą, co my wam będziemy: tutaj jest wszystko w tym temacie.

Kontakt z trenerem: Janusz Filipiak

Na osobny akapit, choć wciąż związany z tym samym felernym wywiadem Filipiaka zasługuje jego kontakt z trenerem. Tak, wiemy, pierwsze szlify w kontaktach ze sztabem szkoleniowym nasz wzorzec miał łapać naśladując ruchy Józefa Wojciechowskiego, ale inspirować się Filipiakiem to też słuszna droga.

Ci zawodnicy byli, ale trener Stawowy nie był skłonny tych transferów zrobić. Natomiast te transfery, które zrobiliśmy, to była moja decyzja, jako akt rozpaczy bez akceptacji trenera Stawowego. Przepraszam, że tak mówię, ale to trzeba było powiedzieć, bo takie są fakty. A ci zawodnicy albo grają, albo nie grają. Gdyby nie moja decyzja, że robimy transfery, że robimy transfery na siłę, to byśmy nie mieli transferów, bo trener Stawowy oprócz Rakelsa i Wawrzynkiewicza nikogo nie zaakceptował. Wawrzynkiewicz gra w rezerwach i nikt go nie chodzi oglądać. Mamy zawodnika, który grał w I lidze norweskiej, a teraz nie ma szans zagrać w Cracovii. Liga polska jest w tej chwili chyba 78. na świecie za Sierra Leone, nie wiem, która jest norweska, ale zawodnik z ligi norweskiej nie ma szansy zagrać w 78. lidze świata.

I ja to dzisiaj trenerowi Stawowemu wyraźnie powiedziałem, że gramy zbyt małą kadrą, zbyt mało zawodników widać i to jest moja pretensja do trenera. Dlaczego ja to mówię? Bo kibice i społeczność Cracovii obciąża mnie za tę sytuację, a my jako zarząd wykonaliśmy bardzo dużą pracę, żeby trener Stawowy miał większą grupę zawodników, natomiast to nie spotkało się z odpowiedzią ze strony obecnej ekipy szkoleniowej.

W wolnym tłumaczeniu:

Mam kompletnie wyłożone na to, co tam se mruczy ten darmozjad w gajerze z wąsem, wydziwia jakby prowadził jakiś dobry klub (na przykład ze Sierra Leone), a nie polskiego chrabąszcza. Wziął jakichś kasztaniaków, a jak w końcu udało nam się wepchnąć temu bufonowi nasz prima sort to „wziął i się obraził”

Nasz wzorzec użyłby od razu tej drugiej frazy.

Zęby: Józef Wojciechowski

Wymaga to jakiegokolwiek uzasadniania?

Zasobność portfela: Ireneusz Król

Wzorzec powinien mieć portfel w klimacie końcowego Ireneusza Króla. Powinien również podzielać jego oszczędność i ewentualne kluby dotować przede wszystkim dobrym słowem oraz ciepłym poklepaniem po ramieniu każdego z zawodników. Słowo jest cenniejsze od pieniędzy, podobnie jest zresztą z przyjaźnią.

Koneksje: Zdzisław Kręcina

Odsyłamy na fanpage zainteresowanego w tym miejscu.

Skoro nawet فysy z UEFA gra pod jego dyktando…

Twarz: tortowy Leszek Miklas

Zdjęcie-legenda. Nasz idealny prezes musiałby poginać z tą bitą śmietaną 24/7.

Akcent: Stanisław Kogut

Z tego zestawienia chyba najmniej medialny, lecz dla naszego wzorca będzie nauczycielem wymowy. Facet jest politykiem, więc się na tym zna. Jeśli nie wierzycie, próbka.

Konsekwencja: Józef Wojciechowski

Zacytujemy fragment jednego z naszych ulubionych tekstów.

Oczywiście, gdybyśmy rozmawiali o normalnym klubie, to grzechem byłoby Mierzejewskiego za 5 milionów euro nie sprzedać, grzechem byłoby go nie sprzedać nawet za 3,5, albo i za 2,5. Tu jednak trudno wychwycić sens i logikę. Jednego dnia jaśnie pan prezes z pieniędzmi się nie liczy i mówi, że musi zdobyć mistrzostwo, a koszty nie grają roli, a następnego oddaje kapitana.

Jak dla nas – jeśli ktoś NIE JEST NA SPRZEDAŁ» w środę za 4,5 miliona euro, to nie jest na sprzedaż także w czwartek za 5 milionów. Oczywiście, możecie uznać, że Wojciechowski w sposób mistrzowski negocjował i wytargał kwotę znacznie przewyższającą wartość Mierzejewskiego, ale bądźmy szczerzy: to nie była taktyka negocjacyjna, tylko chaos, z którego niespodziewanie urodziła się myśl: „a chuj, sprzedam, dawajta te papiry, zanim się rozmyślę”.

***

Po połączeniu tych wszystkich cech otrzymujemy prawdziwego prezesa idealnego, który zapewniłby nam najciekawszy okres polskiego futbolu od mundialu w 1982 roku. Co prawda trwający zaledwie rok (przy pomyślnych wiatrach) i zakończony spektakularnym upadkiem kolejnego klubu, ale kto by na to patrzył.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama