Jerzy Brzęczek po zaledwie jednym udanym sezonie w trenerskiej karierze (i kilku nieudanych) został selekcjonerem reprezentacji Polski – to prawda, można tę sprawę przedstawić właśnie w ten sposób. Ale można też w sposób trochę inny: wieloletni kapitan reprezentacji Polski po nabyciu szkoleniowego doświadczenia przejmuje kadrę.
Już raz Zbigniew Boniek zaszokował opinię publiczną, stawiając na Adama Nawałkę. Wtedy też mnóstwo było głosów, że przecież jak można naszą reprezentację powierzyć Polakowi? I jaki on ma dorobek? Ile razy wygrał ligę? Co osiągnął w pucharach? A skąd on ma wytrzasnąć autorytet? Kupi sobie w „Żabce”? Autorytet to ma Klopp, rodaka polski piłkarz szanować nie będzie! Sami siebie sprowadzaliśmy do rangi kretynów, spośród których nie da się wybrać jednego człowieka, który ogarnia dość prostą przecież grę zespołową i jest wystarczająco inteligentny, by zawodnicy nie zakładali mu kubła na śmieci na głowę. Zawziętość z jaką wmawialiśmy sobie, że Polacy – naród, który na świat naprawdę wydał wybitne jednostki – nie są w stanie zrozumieć gry w piłkę nożna była zawstydzająca.
Teraz te głosy jeszcze się nasiliły: ok, z Nawałką się udało, ale drugiego takiego nie ma już na sto procent.
Na sto procent! Albo na milion! Bo przecież Nawałka to był jakiś rodzynek, wyjątek, a nie jeden z wielu trenerów ligowych!
A może jednak drugi taki jest? I trzeci? I czwarty? I piąty, jeśli trzeba? Może jednak mamy normalnych, dobrych trenerów, dla których gra w piłkę nożną – podobnie jak gra w dwa ognie – nie jest zbyt skomplikowana, tylko trzeba dać im narzędzia: czas, piłkarzy na poziomie i warunki. W naszym kraju, nie ma co się oszukiwać, tylko PZPN jest w stanie taką listę życzeń wypełnić. Tylko PZPN daje stabilność posady, piłkarzy na wysokim poziomie oraz boiska treningowe, hotele, przeloty, sprzęt… Tylko PZPN funkcjonuje jak zachodnioeuropejski klub.
Dlatego brałbym pod uwagę wariant, że tylko w PZPN, a nie gdziekolwiek indziej w Polsce, trener jest w stanie rozwinąć skrzydła i pokazać, że potrafi. Być może wielu trenerów, którzy pracując w amatorsko zarządzanych klubach nie potrafią, akurat w PZPN daliby radę. I być może Jerzy Brzęczek jest jednym z nich.
Ale myślę, że znaczenie ma jeszcze co innego – to, że Zbigniew Boniek nie stawia znaku równości między pracą w klubie i pracą w federacji. Zna specyfikę obu tych prac i rozumie, że selekcjoner w gruncie rzeczy nie musi być wybitnym trenerem klubowym, bo tutaj decydują inne cechy.
Myślę, że gdybyśmy rozłożyli na czynniki pierwsze wymagania wobec selekcjonera oraz rozłożyli na czynniki pierwsze samego Brzęczka, znaleźlibyśmy kilka cech, które są zbieżne.
Selekcjoner raczej powinien być spokojny, wyważony, zorganizowany, kierujący się logiką i pracujący koncepcyjnie, dobrze odnajdujący się w większej strukturze. Dobrze, jeśli zna piłkę z różnych stron, czyli także od strony piłkarza, zwłaszcza piłkarza, który wie, czym jest reprezentacja kraju. Brzęczek nie jest furiatem, nie pracuje w chaosie, nie jest typem szczególnie spontanicznym. Jest ułożony, przewidywalny, z odpowiednią etyką pracy, nie boi się nieoczywistych rozwiązań, łącznie ze stawianiem na zawodników młodszych. Nie twierdzę, że mu się uda, ale twierdzę, że nie ma dziś powodów, by twierdzić, że na pewno mu się nie uda.
Wiele osób mówiło: – Weźmy Prandellego! To jest trener z dorobkiem!
Ale przecież jego dorobek wynika z tego, że dostał pracę od poważnych pracodawców. Teraz pytanie, czy na pewno lepiej rozumiałby polską piłkę, polskich piłkarzy, czy na pewno byłaby to dla niego praca wyjątkowa, czy może chciałby zarobić kolejny milion euro na zasadzie, że jak się nie uda, to trudno. Bo że dla Brzęczka będzie to misja życia, to wszyscy wiemy.
Im dłużej piszę ten tekst, tym bardziej wybrzmiewa on jako pochwała tego wyboru, a… tego bym nie chciał. Ja po prostu nie wiem. Uważam, że zatrudnienie Brzęczka to akt wyjątkowej odwagi, lekko zahaczający o szaleństwo, ale tylko lekko. I że nowy selekcjoner zostanie postawiony w sytuacji, w jakiej nawet nie spodziewał się, że stanie. Ciekawa będzie kwestia rozwiązania relacji z Robertem Lewandowskim, który przejął opaskę kapitańską od Jakuba Błaszczykowskiego. Dorośli ludzie będą musieli zmierzyć się z tym wydumanym, ale jednak problemem. Ponadto gdzieś w powietrzu zawsze będzie wisiało niedopowiedzenie, że jeśli Lewandowski nie będzie zadowolony, to z powodu Brzęczka. Pojawią się nawet idiotyczne teorie, że jeśli nie strzeli gola, to dlatego, że ma wewnętrzny problem z Brzęczkiem. Kwestia czasu.
Ale dzisiaj trzeba zaufać nowemu trenerowi. To znaczy nie trzeba, ale można, bo naprawdę istnieje prawdopodobieństwo, że mu się powiedzie. Czy Jerzy Brzęczek zasłużył na to wyróżnienie pracą trenerską? Na pewno nie. Ale być może zasłużył zbitką “kariera piłkarza + praca trenerska + cechy osobowościowe”. Podobnie było z Nawałką. A co go jeszcze będzie z Nawałką łączyć to na pewno to, że nie dowiemy się od niego niczego ciekawego z wywiadów, których raczej nie udziela oraz że – tak po ludzku – nie będzie obciachowcem. I chyba – co też miało znaczenie – można się po nim spodziewać kontynuacji pracy Nawałki, a nie totalnej rewolucji.
Poleciał z kominów biały dym, „Papież” – jak nazywali Brzęczka koledzy – został mianowany. Ma sprawić, by kadencja poprzednika nie poszła z dymem.
KRZYSZTOF STANOWSKI