Reklama

Kubot i Melo nie obronią tytułu. Przegrali z… Marcinem Matkowskim

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 lipca 2018, 19:15 • 4 min czytania 3 komentarze

Ten Wimbledon nie zaskoczy nas już chyba niczym. Codziennie dostajemy nową porcję niespodzianek. Porażki ponieśli m.in. Maria Szarapowa, Richard Gasquet, Petra Kvitová czy Grigor Dimitrow. Wczoraj z turniejem pożegnała się też broniąca tytułu Garbiñe Muguruza. Dziś w jej ślady poszli inni zeszłoroczni zwycięzcy – Łukasz Kubot i Marcelo Melo.

Kubot i Melo nie obronią tytułu. Przegrali z… Marcinem Matkowskim

Forma polsko-brazylijskiej pary w tym sezonie nie zachwycała. Właściwie dobrze było tylko tuż przed Wimbledonem, gdy wygrali turniej w Halle. Pierwsza runda zmagań na londyńskiej trawie też sugerowała, że coś się poprawiło – Polak i Brazylijczyk pokonali triumfatorów z Eastbourne, innej imprezy poprzedzającej wielkoszlemowe zmagania. Wydawało się, że odzyskują ten rytm, który pozwolił im w zeszłym sezonie nas zachwycić. Z naciskiem na „wydawało się”. Bo dziś ewidentnie go nie mieli.

Zaledwie kilka dni temu pisaliśmy o ćwierćfinale Kubot – Janowicz sprzed pięciu lat. Polski mecz, w turnieju singlistów, na takim szczeblu to ewenement, którego zapewne długo nie ujrzymy po raz kolejny. Tym bardziej, że już przedwczoraj z Wimbledonem pożegnała się Agnieszka Radwańska, nasza ostatnia singlistka. Wcześniej zrobili to Hubert Hurkacz i Magda Linette. Dlatego właśnie cieszą nas nawet takie spotkania, jak to dzisiejsze – gdy w drugiej rundzie deblowej rywalizacji, naprzeciwko siebie stają dwaj Polacy. Znów był to Łukasz Kubot i znów to on schodził z kortu jako przegrany. Tyle że nie pokonał go Jerzy Janowicz, a Marcin Matkowski wspólnie z Jonatanem Erlichem.

Reklama

I tu pauza. Zdajemy sobie sprawę, że część z was o partnerze Polaka mogła w ogóle nie słyszeć. Dlatego właśnie czas na krótką notkę biograficzną. Jonatan Erlich urodził się 5 kwietnia… Nie no, dobra. Wszystko, co musicie wiedzieć to to, że Izraelczyk jest cholernie doświadczony, gra prawą ręką, a na swoim koncie ma sukces, którego brak Matkowskiemu – triumf wielkoszlemowy. Wygrał Australian Open 2008 w parze ze swoim rodakiem, Andym Ramem. Od czasu zakończenia kariery przez tego ostatniego, raczej męczy się ze znalezieniem odpowiedniego partnera, choć kilka tytułów jeszcze do swojej kolekcji dołożył.

I tu pojawia się Marcin Matkowski, który – tak, zgadliście – też nie potrafi znaleźć partnera do stałej, regularnej gry odkąd rozstał się z Mariuszem Fyrstenbergiem. Ten drugi zresztą już nie gra, ale jeśli chcielibyście posłuchać, co ma do powiedzenia o tenisie, to akurat dziś gościł w naszym radiu. Wracając do Marcina, w ostatnich latach próbował on „sparować się” m.in. z… Łukaszem Kubotem, ale to zestawienie na dłuższą metę ewidentnie nie wypaliło. Ostatnio „Matka” zmienia partnerów jak rękawiczki – to czwarty turniej z rzędu, w którym gra z innym zawodnikiem, a pierwszy, kiedy za partnera ma Erlicha. Dzisiejszy mecz pokazuje jednak, że polsko-izraelski duet ma ogromny potencjał.

Bo grali świetnie. Znakomicie funkcjonował ich serwis, w przeciwieństwie do podania Kubota i Melo (cały mecz zakończył się podwójnym błędem Łukasza), utrzymywali nerwy na wodzy w najważniejszych momentach, dobrze radzili sobie zarówno przy siatce, jak i z głębi kortu. Przegrali pierwszego seta po tie-breaku, ale w kolejnych byli zdecydowanie lepsi od obrońców tytułu i zasłużenie zwyciężyli. Zwykle to o Łukaszu Kubocie mówi się, że jest jednym z najlepiej returnujących zawodników w całej stawce, ale dziś to miano ewidentnie należałoby przypisać do Matkowskiego i Erlicha. Niemal co gema serwisowego Polaka i Brazylijczyka, sprawiali im tym elementem problemy. Jeśli będą grać tak dalej, to nie widzimy przeciwwskazań, by doszli do półfinału, który Marcin Matkowski wyznaczył sobie jako cel. Ba, życzymy im tego.

A co z parą Kubot i Melo? Nie spodziewalibyśmy się gwałtownych ruchów czy szukania innych partnerów, mimo utraty wielu punktów rankingowych. Poprzedni sezon pokazał, że dobrani są znakomicie, a słabsza forma w obecnym może mieć wiele przyczyn – począwszy od kontuzji, które w pierwszych miesiącach roku męczyły obu zawodników, a kończąc na tym, że… tak po prostu czasem bywa. Ot, cała filozofia. Jeden sezon jest genialny, inny słabszy, nie zawsze da się być na szczycie. Dziś Łukasz i Marcelo z niego spadli, ale nikt nie powiedział, że nie wejdą na niego ponownie.

Reklama

Jeśli ktoś przegapił to spotkanie i chciałby obejrzeć inny polski mecz, to wieczorem w Anglii zagrają… Marcin Matkowski i Alicja Rosolska (też mająca dziś już za sobą zwycięstwo w delbu), którzy staną naprzeciw siebie w turnieju miksta. Polecamy.

Fot. NewsPix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...