Jeżeli twoja reprezentacja wchodzi do ćwierćfinału mistrzostw świata, całościowo trudno na nią narzekać. Nie znaczy to jednak, że nie można zgłaszać zastrzeżeń do indywidualnej postawy zawodników. Kilka dni temu sporządziliśmy TUTAJ zestawienie piłkarzy, którzy wygrali swój mundial, mimo że ich drużyny już odpadły. Teraz dla przeciwwagi zajmiemy się tymi, którzy bez wątpienia mogliby grać lepiej, mimo zadowalających wyników zespołu.
W większości przypadków nie sposób powiedzieć, że jeden z drugim się kompromituje i nadaje się do antyjedenastki turnieju czy coś takiego. Zdecydowanie nie. Przy każdym nazwisku mamy jednak poczucie, że ci piłkarze nie weszli jeszcze na swoje najwyższe obroty, nawet jeśli wychodziły im pojedyncze akcje czy nawet mecz. Niektórym nie wyszło jeszcze nic.
Kolejność bez znaczenia, jechaliśmy według kolejności rozgrywania ćwierćfinałów.
Olivier Giroud (Francja). Wiemy, wiemy, absorbuje uwagę obrońców i robi miejsce dla kolegów, zwłaszcza dla turbo Kylliana. Czasami wymusi też faul w stosownym momencie i ładnie zgra do kolegi (akcja z Griezmannem w pierwszej połowie z Peru). To wszystko prawda, nie będziemy się kłócić. Mimo wszystko jednak od “dziewiątki” w reprezentacji Francji można (a nawet trzeba) wymagać czegoś więcej niż atutów, za które najczęściej chwali się w polskiej lidze. Z tego chaosu wyszła asysta do Mbappe na 4:2 z Argentyną, ale to wszystko jeśli chodzi o konkrety napastnika Chelsea na tym mundialu. Giroud w praktyce często jest poza grą. W 1/8 finału przez cały mecz miał zaledwie 15 kontaktów z piłką i przegrał aż 8 z 10 pojedynków główkowych.
Paul Pogba (Francja). Miewa przebłyski, ale to ciągle nie jest ten poziom, którego wszyscy się po nim spodziewają. Zbyt często ma przestoje i słabsze momenty. Ok, z Australią podawał do Griezmanna wywalczającego rzut karny i samemu dość szczęśliwie strzelił na 2:1. Z Peru raz ładnie zagrał za plecy obrońców do Mbappe i miał udział przy zwycięskiej bramce, stwarzając sytuację Giroud (dobijał Mbappe do pustej bramki). Mówimy jednak o gościu, który kosztował ponad 100 mln euro i ma rządzić w drugiej linii. Czekamy na więcej, znacznie więcej.
Rodrigo Bentancur (Urugwaj). Błysnął z Portugalią, jeśli przy podaniu do Cavaniego na 2:1 faktycznie chciał wszystko zrobić właśnie tak, to brawa dla niego. Wciąż jednak mamy wrażenie, że ten zawodnik pokazuje nam tylko skromną próbkę swoich możliwości i nie do końca potrafi się odnaleźć. W ofensywie większość roboty wykonywali Cavani i Suarez, w defensywie więcej dawał chociażby Lucas Torreira (wyjątkiem mecz z Arabią Saudyjską, gdy Bentancur zaliczył najwięcej odbiorów). Pomocnik Juventusu przeważnie podawał do najbliższego i był zadowolony. Nabijał sobie procenty celnych podań, ale nic z tego nie wynikało, co było widać zwłaszcza z Egiptem i Arabami. Jeszcze bardziej takim sposobem grania irytował w Serie A. Jeśli chce wejść na wyższy poziom niż ławka w Turynie, musi się nauczyć bardziej ryzykować na boisku, a ma takie możliwości.
Gabriel Jesus (Brazylia). Gdybyśmy chcieli go bronić, musielibyśmy użyć podobnych argumentów jak przy Giroud. Na razie brazylijska “dziewiątka” zaliczyła tylko przypadkową asystę po złym przyjęciu w meczu z Kostaryką, z czego skorzystał wbiegający Coutinho. Presja, by zamiast Jesusa grał Roberto Firmino jest coraz większa, ale jak na razie Tite nie ulega naciskom. Jak długo wytrzyma?
Marcus Berg (Szwecja). Zawsze występuje od początku, dochodzi do wielu sytuacji, ale żadnej nie wykorzystał. Berg oddał już 13 strzałów na mundialu – najwięcej spośród zawodników, którzy jeszcze nie mają bramki. Najbardziej pudłował z Koreą Południową i w 1/8 finału ze Szwajcarią. Ktoś z lepiej nastawionym celownikiem tylko po tych dwóch spotkaniach byłby kandydatem do snajperskiej korony. Na razie bronią go wyniki zespołu i fakt, że czasem jednak się przydaje. Po profesorsku wywalczył rzut karny w meczu z Meksykiem.
Raheem Sterling (Anglia). Na mundialu nie widać, że ma za sobą najlepszy sezon w klubowej karierze. Znów jest typowym człowiekiem-chaosem. Liczbą złych decyzji irytował chyba równie mocno jak Angel Di Maria. Nawet z Panamą nie grał pierwszoplanowej roli. Zaliczył asystę przy golu na 3:1, ale główna w tym zasługa Jesse Lingarda, który wspaniale strzelił. Sterling powinien trafić na 4:1 po kapitalnie rozegranym rzucie wolnym. Uderzał jednak prosto w bramkarza i dopiero dobitka Johna Stonesa okazała się skuteczna.
Dele Alli (Anglia). Nie pokazał jeszcze niczego magicznego, a od kogoś z tak gigantycznym potencjałem po prostu należy tego wymagać. Okoliczność łagodząca? Ciągłe problemy z łydką, przez które opuścił już drugi mecz grupowy z Panamą.
Kyle Walker (Anglia). Ma szczęście, że za jego błędy zespół nie płacił najwyższej ceny. W idiotyczny sposób sprokurował rzut karny z Tunezją, która wyrównała na 1:1 i dopiero w doliczonym czasie skórę faworytowi uratował Harry Kane. Z Kolumbią to Walker fatalnie stracił piłkę, z czego wzięła się świetna sytuacja dla Juana Cuadrado. Nie została wykorzystana, ale od tego momentu rywali nabrali wiatru w żagle i uwierzyli w odrobienie strat, co udało się w doliczonym czasie. Na szczęście dla Walkera Anglicy potem lepiej wykonywali karne. Tłumaczy go trochę fakt, iż na co dzień występuje głównie na prawej obronie, a Gareth Southgate ustawia go w roli stopera, w której nie czuje się najlepiej.
Ivan Perisić (Chorwacja). Z chorwackich gwiazd, które imponują samą przynależnością klubową, jak dotąd wypada najsłabiej. Najlepiej zagrał w najmniej istotnym meczu z Islandią na zakończenie fazy grupowej, gdy zdobył zwycięską bramkę. Za dużo w jego grze chaosu i złych wyborów.
Fiodor Smołow (Rosja). Miał być postrachem bramkarzy, a póki co tylko snuje się po boisku. Stanisław Czerczesow szykował go na podstawowego napastnika, do czego zresztą były podstawy biorąc pod uwagę fakt, że snajper Krasnodaru w trzech ostatnich sezonach dwa razy był królem strzelców ligi rosyjskiej. Na mundialu jednak jest zupełnie bez formy. Artiom Dziuba, który do reprezentacji wskoczył w ostatniej chwili zakopując topór wojenny z Czerczesowem, wygląda z dziesięć razy lepiej. Najczęstszy zarzut pod adresem Smołowa – brak walki.
Fot. newspix.pl