Czy gola na mundialu może anulować interwencja osoby z trybun? Może, jeśli jest się nieprzyzwoicie bogatym, skrajnie ekscentrycznym szejkiem. W 1982 prezes kuwejckiej federacji, Fahad Al-Ahmad, prywatnie brat władcy Kuwejtu, wtargnął na boisko i zmusił arbitra do zmiany decyzji.
***
Kuwejt – wbrew pozorom – nie był od zarania piłkarskich dziejów futbolową potęgą. Coś drgnęło w latach siedemdziesiątych, nieprzypadkowo – Kuwejtowi w tamtym czasie drgało wszystko. Lata 1946-1982 uchodzą za złotą erę tego kraju, panowało niczym niezachwiane prosperity, oczywiście wypływające – dość dosłownie – również ze złóż ropy naftowej. Nagle również federację piłkarską było stać na trenerów tej klasy co Mario Zagallo (1976-1978) czy Carlos Alberto Parreira (1978-1982).
Między 1970 a 1976 Kuwejt cztery razy wygrał Gulf Cup, prestiżowy dla regionu puchar. Największy triumf przyszedł jednak w 1980. Wtedy Kuwejtczycy zerwali z prowincjonalnością i pokazali cztery litery całej Azji.
Mistrzostwa zorganizowali sami. Turniej pamiętany jest jednak głównie z przyczyn mało sportowych – w jego połowie Irak najechał Iran. Kuwejcka telewizja puszczała proiracką propagandę. Morale w reprezentacji Iranu ze zrozumiałych przyczyn siadło zupełnie, głowy mieli zajęte czym innym.
Jak miał grać w piłkę Hassan Roshan, gdy w walkach zginął mu brat?
W półfinale Kuwejt ograł właśnie Iran.
Cel dla złotego pokolenia i mistrzów kontynentu był tylko jeden: awans do Espana 82. Grali w grupie eliminacyjnej również z reprezentantem Oceanii, na dzień dobry lecąc na drugi koniec świata.
Kibice z kraju Kiwi przywitali ich osobliwie: wielką oprawą “Stick to ya camels”, czyli trzymajcie się wielbłądów, nie zawracajcie gitary w piłce.
Ale mecz nie potoczył się po myśli faworytów grupy eliminacyjnej, Nowozelandczyków. Mimo prowadzenia, przegrali 1:2. Swoje palce w porażce maczał sędzia Sudarso Hardjowasito z Indonezji, który podyktował dwa kontrowersyjne karne dla Kuwejtu. Kuwejtczycy wykorzystali jeden, sami wbili gola w 90. minucie i wystarczyło. Rozwścieczeni kibice wtargnęli na boisko, trafili arbitra w głowę puszką, a mecz został przerwany na dziewięć minut. Indonezyjczyk po dziś dzień jest pamiętany wśród fanów nowozelandzkiej piłki tak, jak przez nas Rumun Victor Padueranu.
W rewanżu Kuwejtczycy przede wszystkim urządzili Nowozelandczykom paradę złożoną z dwustu wielbłądów, odnosząc się tym samym do hasła nowozelandzkich kibiców. Tym razem skończyło się na 2:2. Nowa Zelandia i tak pojechała do Hiszpanii dzięki wygranemu barażowi z Chinami.
***
Kuwejtczycy najwyraźniej – pozwólcie tak powiedzieć – przedawkowali dobrobyt, bo mimo wylosowania diabelnie trudnej grupy z Czechosłowacją, Anglią i Francją, wierzyli, że nie jadą na mistrzostwa po frytki.
Oni nie chcieli namieszać. Oni byli pewni, że tak się stanie.
Jednego nie można im odmówić – zagrzewająca sportowców do boju kuwejcka piosenka “Our Camel” wpadała w ucho.
Kilka tygodni przed mundialem hiszpańska prasa zażartowała, że Kuwejtczycy przybędą na mistrzostwa ostatni, bo jadą na wielbłądach. I tu pierwszy raz światu dał się poznać szejk Fahad Al Ahmad, prezydent federacji piłkarskiej i olimpijskiego komitetu, wcześniej odznaczony wojskowy i jedna z ważniejszych figur w kraju. Zadbał nie tylko o to, żeby Kuwejt przyleciał do Hiszpanii jako pierwszy. Rozpętał potem walkę o przylot maskotki – wielbłąda Hedoo.
Zagroził, że Kuwejt wycofa się z turnieju jeśli nie będzie zgody na wjazd do kraju ulubionego wielbłąda wszystkich Kuwejtczyków. Odbyła się wokół tej sprawy cała konferencja prasowa. Na sprawę oczywiście władze machnęły ręką, zgadzając się na fanaberie szejka. Wkrótce pojawił się i wielbłąd, jedyny w swoim rodzaju, bo ubrany w strój w barwach kadry Kuwejtu.
Szejk był przyzwyczajony, że zawsze dostaje to, czego chce. Mitami obrastało to w jakim luksusie przebywał, z jakim rozmachem podróżował.
Wkrótce zaczęło się granie. Nikt po Kuwejtczykach nie spodziewał się wiele. Dlatego pierwszy wynik, 1:1 z Czechosłowacją, mistrzem Europy z 1976 roku, był prawdziwą sensacją.
Warto obejrzeć choćby z racji karnego Panenki, dla zmyłki niewykonanego “panenką”, co wyraźnie zaskoczyło bramkarza.
Apetyty wzrosły, a w drugim meczu grupowym Francja przegrała z Anglią. To było dla Trójkolorowych w praktyce być albo nie być. Jakakolwiek strata oczek byłaby gigantyczną kompromitacją.
Ale skład z Platinimi, Giressem, Amorosem, Lacombem, Solerem czy Genghinim był po prostu za mocny. Kuwejcki sen się skończył – do przerwy 0:2, po przerwie trzecią dołożył Didier Six.
Na 1:3 trafił Al-Buloushi, a potem zaczęła się jedna z największych komedii w historii mundiali. Aż trudno uwierzyć, że to zdarzyło się naprawdę.
Szejk z trybun zaczął machać piłkarzom, by zeszli z boiska w proteście przeciw rażącej niesprawiedliwości. O co mu chodziło? Przy bramkowej akcji Francuzów z trybun zabrzmiał gwizdek. Kuwejtczycy myśleli, że zagwizdał arbiter, przestali grać i patrzyli na sędziego zamiast bronić. Szejk uznał, że to niesportowe zachowanie, oszustwo, więc zszedł z trybun by osobiście powiedzieć o tym arbitrowi.
Zamieszanie trwało dobre piętnaście minut. Piętnaście minut po których Myroslav Stupar z Ukrainy… przychylił się do protestów szejka i nie uznał gola.
Wiele to, rzecz jasna nie zmieniło – Francuzi tylko podwyższyli wynik. Kuwejt w ostatnim meczu przegrał nieznacznie – 0:1 – z Anglią i odpadł. Mógł być to honorowy występ, bo przecież i tak pokazali więcej, niż spodziewał się po nich świat, ale dziś wielu Kuwejtczyków wstydzi się tamtej wycieczki na mistrzostwa przez powyższy skandal. Skandal, który nie zaistniałby chyba nawet w Ekstraklasie.
Po prawdzie, sam szejk wstydził się po latach swojego zachowania. W 1989 zaprosił na audiencję Platiniego. Wyjaśnił wtedy, że działał w emocjach i przeprosił.
Życie nie napisało dla niego happy endu – rok później Fahad już nie żył. 2 września 1990 zginął w obronie przed irackim najazdem pałacu Dasman. Według niektórych relacji, jego los miał okazać się wyjątkowo parszywy przez wcześniejsze zatargi z Udajem Hussajnem, szefem irackiego komitetu olimpijskiego. Udaj miał tego dnia powetować sobie kłody, jakie jego zdaniem rzucał mu pod nogi prezydent azjatyckiej rady olimpijskiej, wystawiając ciało Fahada na plac i przejeżdżając po nim czołgiem.
Leszek Milewski