Do napisania tego tekstu skłoniły mnie teza i późniejsza dyskusja na twitterze Mateusza Borka. Pracę i opinie pana Mateusza bardzo sobie cenię, więc tym bardziej zmartwiły mnie populistyczne hasła, które zaprezentował. Otóż skrytykował on Oresta Lenczyka za ilość obcokrajowców w składzie, oczywiście nie obyło się bez przypomnienia wspaniałych sukcesów Wisły Kraków z samymi Polakami w drużynie… Dlaczego uważam to za pustosłowie i populizm?
Strategia Wisły jako nieprzystosowany relikt
Nie można używać przykładu Białej Gwiazdy z czasów bojów przeciwko Schalke jako poważnego przykładu. Po pierwsze czego on dowodzi? Tego, że jakiemuś klubowi wyszedł jeden sezon w pucharach? Może tego, że polscy piłkarze są świetni? No jakoś nie bardzo. W dodatku nie można na tym przykładzie mówić czegokolwiek o szkoleniu w polskich klubach – przecież praktycznie wszyscy piłkarze ówczesnej Wisły byli zakupionymi najemnikami, tyle że Polakami. W Krakowie szkolenie wtedy nie istniało i jakoś potrafili odnieść sukces. Po co więc przypominać te dawno zbutwiałe karty historii?
Kluczowym faktem jest niemożność powtórzenia tej strategii. Umówmy się, że np. Legia ma zamiar powtórzyć zagrywkę Cupiała z przed lat i zakupić czołowych ligowców. Pierwszy telefon do Radosława Osucha z Zawiszy.
– Masłowski? No, 1,5 bańki euro, a może nawet lepiej dwie bańki.
– Aaaa, to dziękujemy.
Drugi telefon. Tym razem do Lecha Poznań.
– Prezes Leśnodorski…
– Do widzenia!
To może próba zakontraktowania Starzyńskiego?
– No to przecież polski Figo, minimum bańka.
Niestety (a może właśnie stety?) większe niż kiedyś zainteresowanie ze strony zachodnich/wschodnich lig wywindowało ceny ligowców zdecydowanie ponad miarę. To przecież nic dziwnego, iż żaden klub nie chce puścić za „grosze” swoich najlepszych graczy skoro Turcy, Rosjanie czy inni mogą im za nich zapłacić dużo więcej. Również nic dziwnego w tym, że Legia czy Lech nie będą się licytować i wydawać milionów euro skoro zwyczajnie ich nie mają, a nawet jakby miały to przy dobrym skautingu za takie kwoty można znaleźć dużo lepszych graczy. Dlaczego, więc pan Borek używa tak populistycznego przykładu? Bo trafia. Każdy kibic pamięta wspaniałe momenty Wisły i przytaknie. Tak, wtedy było wspaniale. Tak, wtedy sami Polacy. Wspaniałe wnioski panie Mateuszu, wspaniałe!
Dlaczego mądry ma cierpieć za głupiego?
Po pierwsze zupełnie absurdalną tezą jest to, że sześciu obcokrajowców w składzie to coś nagannego. Najprostszy dowód – przyjrzyjmy się składowi polskiego klubu z innej udanej kampanii:
Kotorowski – Wojtkowiak, Bosacki, Arboleda, Henriquez – Peszko, Injac, Djurdjević, Kikut – Stilić – Rudnevs
No jak nic skandal, sześciu zagranicznych! W dodatku gole Juventusowi strzelał Łotysz, a mógł Polak. Otóż problem nie polega na tym, że polskie kluby kupują słabych obcokrajowców. On jest dużo, dużo prostszy. Polskie kluby, tak zwyczajnie, po ludzku kupują SŁABYCH PIŁKARZY. To jest clue. To zupełnie nieistotne czy zawodnik nazywa się Kowalski czy Straton, istotne jest to, że kompletnie nie potrafi grać w piłkę!
Dlaczego Lech Poznań miałby cierpieć na jakiejś niekompetencji w Zagłębiu, Widzewie czy gdzie indziej? Po klubie z Wielkopolski najlepiej widać co oznacza przemyślany skauting i jakie potrafi przynieść efekty. Zgodzimy się, iż polityka transferowa „Kolejorza” jest oparta na transferach zagranicznych – czy to oznacza jakieś niejasne powiązania? Oznacza jakieś topienie pieniędzy? Kupowanie pseudopiłkarzy? No słucham? Kompletnie nie rozumiem (generalnie mało rzeczy w polskiej piłce rozumiem) skąd nagły pomysł nakładania kagańca na poczynania Lecha. Bo Zagłębie? Bo Widzew bankrutuje? Tylko co Piotra Rutkowskiego obchodzi jakiś Widzew?
ٹli trenerzy nie wystawiają Polaków
Trenerzy piłkarscy to chyba najbardziej antypolski zawód świata. Co piłkarzy-rodak wychyli nos z kraju to zaraz okazuje się, że szkoleniowiec się na niego uwziął. Niestety jak widać ta gangrena poszła dużo dalej, otóż już nawet w Polsce wszyscy zmówili się by nie wystawiać naszych gwiazd…
Myślałem, że nie było w historii łatwiejszego okresu dla młodych zawodników znad Wisły. Tak mało stresującego, tak przepełnionego komentatorami znajdującymi milion wymówek pod zbiorczym tytułem „dlaczego możesz nie trafiać w bramkę jeśli masz 20 lat.”. Jak się okazuje to wcale nie jest prawdą, przecież źli trenerzy trzymają polskie asy atutowe na ławkach niwecząc bujne kariery! Może tu też prawda jest dużo mnie pogmatwana, może tak po ludzku, zwyczajnie, w Polsce nie ma zbyt wielu młodych, a jednocześnie dobrych zawodników? Tak ciężko w to uwierzyć? Dla mnie brzmi ekstremalnie realnie.
Wystarczy prześledzić najbardziej medialne przykłady. Weźmy np. Olka Jagiełłę. Odkąd można go było w ogóle rozpatrywać, w Legii przewinęło się trzech trenerów. Zarówno „anty-młodzieżowy” Skorża, jak i „pro-młodzieżowy” Urban czy „ekspert z zagranicy” Berg orzekli „może kiedyś, na pewno nie teraz”. Za to jeśli wsłuchamy się w populistyczne głosy to przecież ten zawodnik już od dawna powinien występować w pierwszym składzie. To w końcu kto lepiej wie? Kilku trenerów, czy może gawiedź? Wszystko zweryfikował półroczny pobyt w Podbeskidziu, który chyba przekonał wszystkich, że Legia to póki co zdecydowanie zbyt wysokie progi dla Jagiełły.
By nie szukać daleko weźmy też samego Lenczyka i jego sławetne „Mieli kilo ambicji i pięć deko umiejętności”. Oczywiście wtedy na trenera wylano pomyje. Krytykowali go wszyscy, gremialnie stwierdzając niedorzeczność tej wypowiedzi. Po czasie można spytać kto miał rację? Czy ci zawodnicy zrobili jakiekolwiek kariery? Być może jest zdecydowanie zbyt wcześnie by wyrokować, lecz nie widzę by zrobili krok naprzód (no chyba, że jak Garyga przy pomocy układów menadżerskich).
Można by wymieniać jeszcze Bartosza Ł»urka wpychanego Skorży do składu, sztandarowego młodego Dudę etc. Trenerzy nie są idiotami. Przynajmniej większość nie jest. Ł»aden z nich nie będzie podkopywał swojej pozycji trzymając zdolnego gracza na ławce. Warto założyć śmiałą (bądź nie) tezę, iż oni po prostu zdolnych graczy nie mają. Zwłaszcza teraz, gdy nie ma pieniędzy na piłkarzy, gdy presja mediów na wystawianie młodych jest olbrzymia. Sam jeżdżę obserwując spotkania III-lig i serio – tam nie ma wielu talentów.
Limit głupiemu nie pomoże, mądremu zaszkodzi
Limity zawsze są złem i powinny być stosowane tylko tam, gdzie jest to niezbędne. Pomysły ograniczenia liczby obcokrajowców w lidze przepisami są CHORE. Kompletnie nie rozumiem zwolenników takiego rozwiązania (z prezesem Bońkiem na czele). Po pierwsze technicznie jest to bardzo trudne, bo można wpływać jedynie na ilość graczy z poza UE, a na skutek różnych regulacji obywatele Afryki również są traktowani jako UE.
Ważniejszym jest jednak to, dlaczego ktoś naiwnie wierzy, iż taka regulacja przyniesie coś korzystnego? Problemem są ludzie, którzy mówią w jakiej to trudnej sytuacji jest ich klub i jednocześnie prawą ręką podpisują kontrakt z Kasprzikiem (Polakiem przecież!) mając już dwóch bramkarzy w klubie + zdolnego juniora. Po wprowadzeniu bzdurnej regulacji po prostu zaczną zwozić podejrzanych o totalny brak umiejętności Afrykanerów i tyle. Nic więcej się nie stanie. Naiwnością jest liczenie na naukę głupca, bądź co gorsze oszusta przepisami.
Za to jakie negatywne skutki mogą się pojawić jest dość oczywiste. Jak już wspomniałem wcześniej Lech Poznań prowadzi przemyślaną politykę transferową i niejednokrotnie korzysta z usług obcokrajowców. Czasem są to zawodnicy spoza UE (Henriquez czy Arboleda), więc tego typu limit tylko skrępowałby działaczom ręce. Każde ograniczenie dławi gospodarkę i niszczy rynek – to samo byłoby u nas.
Jeśli ktoś opowiada, że np. we Włoszech taki limit był i jakoś sobie radzili to odpowiedź jest prosta – radzili sobie MIMO limitu, a nie DZIĘKI niemu. Spójrzmy jak bardzo Italii odjechała Anglia czy Hiszpania i jak bardzo odjeżdżają Niemcy. To naprawdę taki dobry casus?
To przykre, gdy komentatorzy pozwalają sobie na tak populistyczne hasła. Bardzo łatwo jest mówić o wystawianiu tylko zdolnych Polaków, gdy nie trzeba za nich zapłacić z własnego portfela. Dość łatwo nawoływać do wystawiania konkretnego składu w momencie, gdy za jego błędne zestawienie nie jest się czołganym w prasie przez tydzień. A na koniec warto sprawdzić, kogo sprzedajemy. Czasem nie Rudnevsa i Tonewa za trzy bańki?
KACPER GAWŁOWSKI
Fot. FotoPyK