Przez tę ligę przewinęły się już setki trenerów, dziesiątki zagranicznych – przyjechali, poprowadzili drużyny w X meczach, może nawet coś ugrali, po czym pojechali. Ot, przypadki, jakich wiele. Ale ten przypadek, który właśnie z Wrocławia macha Ekstraklasie na pożegnanie, jest specjalny i zapisał się tutaj na stałe. Stanislav Levy może i opuszcza Polskę ciałem, ale na długo pozostanie w niej duchem… Za co zapamiętamy sympatycznego trenera z Czech? Przed wami nasza – a jakże – bardzo subiektywna lista tego, co w spadku po czeskim szkoleniowcu dostali kibice, media czy spece od wizerunku. Od razu uprzedzamy: wątki typowo piłkarskie będą, lecz – co chyba zrozumiałe – w ilościach śladowych.
Niepodrabialny image…
…niepowtarzalny, wyjątkowy, unikalny. I na tych przymiotnikach chyba należałoby się zatrzymać, bo dalsze ich wymienianie za chwilę doprowadzi nas do tych nieeksluzywnych. Ha, a może właśnie nieekskluzywny? Ciężko scharakteryzować wygląd sympatycznego szkoleniowca z wąsem bez kręcenia głową z niesmakiem. Ktoś powie: niech wygląda jak chce, to jego sprawa. No właśnie nie do końca, bo trener, który jest wizytówką klubu, powinien przynajmniej wyglądać… jak człowiek. I nie ukrywajmy – znacznie ciężej o poważne traktowanie i szacunek wśród szyderczej szatni. Uwagę na zaniedbany wygląd (higienę?) zwrócili Staszkowi w końcu w klubie, a Czarek Olbrych stwierdził kiedyś na antenie, ze Levy wygląda, jakby nie spał od 72 godzin. Niestety, on tak wyglądał cały czas.
Wąsy!
Trochę się to pokrywa z powyższą kategorią, ale musimy podkreślić – to były, są i będą najsłynniejsze wąsy w Ekstraklasie. Piłkarze Cracovii mogą sobie zapuszczać meszek pod nosem na urodziny trenera Stawowego, ale w starciu z wąsami Levy’ego i tak nikt nie ma szans. Poddano je zresztą dokładnej analizie w C+ (a w Super Expressie oberwał nie dość, że za niehigieniczne wąsy, to za przetarte spodnie, które „nie są pierwszej świeżości”).
Naturalne emocje
Jedno musimy przyznać – podobała nam się u Levy’ego jego naturalność. Nie udawał kogoś innego (no chyba że w przekłamanym CV – TUTAJ), nie pozował, tylko był sobą. Macie coś do mojego image’u, spodni i wąsów? To wasz problem, nie mój. Był sobą również podczas meczów, co – tak sobie analizujemy teraz na chłodno – nieco mogło powiedzieć o jego prywatnych ambicjach i nim samym. Nie krył się z emocjami, tylko je uzewnętrzniał. Zirytował go Ostrowski prosząc o zmianę z Sevillą? Dostanie po głowie na konferencji. Sędzia zlekceważył atak Króla na Plaku? Dostanie takie zjeby, że momentalnie odeśle trenera na trybuny. Porażka z Piastem? Czas na mały show: Levy ciska marynarką w ziemię, uderza pięścią w ławkę rezerwowych i wykrzykuje „To nie jest kurwa drużyna, to są pozoranty!”… Były jednak też emocje pozytywne, doskonale uwieńczone w materiałach wideo.
W meczu z Górnikiem – od 0:15.
W meczu z Legią – od 5:40.
Narzekanie, marudzenie i stękanie
Jak darzyliśmy sympatią naturalnego i szczerego Staszka, tak niebywale irytował nas swoim ciągłym stękaniem. Dramatyczna murawa, zbyt dużo meczów, przemęczenie, ale przede wszystkim za mało transferów, za krótka ławka, zbyt niewielu piłkarzy… Dlaczego przegraliśmy mecz? Tak, też uważam, że problemem jest brak wzmocnień… Jeśli nas pamięć nie myli, to Levy w tym sezonie zaczął narzekać na brak ruchów transferowych już po pierwszym meczu – w połowie lipca jego Śląsk rozbił 4:0 Rudar Plevlja, a Czech przywitał się z dziennikarzami stwierdzeniem: „Potrzebujemy wzmocnień, nowi piłkarze są niezbędni”. I tak do końca letniego okienka transferowego, przez całą jesień, od początku zimowego okienka aż do wczoraj, kiedy faktycznie załatwiono mu trzech kolejnych nowych piłkarzy, ale przy okazji zmieniła się też sytuacja trenery.
Levy wkurwiał wszystkich dookoła swoim narzekaniem – co wywiad, to te same stwierdzenia o transferach. Zastanawiamy się, co musieli czuć prezesi klubu, którzy pewnie codziennie odbierali telefon od trenera „I jak, i jak?!”. Zastanawiamy się też, co musieli czuć piłkarze Śląska, którzy regularnie czytali o potrzebie wzmocnień, a przecież drużyna już od dłuższego czasu walczy tylko na jednym froncie, tym ligowym.
Mecze z Club Brugge
Było kilka niezłych spotkań Śląska, choćby tych wygranych po 3:0 na wyjeździe, ale skłamalibyśmy pisząc, że to dzięki nim zapamiętamy Levy’ego. Jeśli mamy w pozytywny sposób pamiętać jego zespół z boiska, to przede wszystkim za sprawą dwumeczu z Club Brugge – 1:0 po świetnym golu Plaku i spokojne 3:3 w rewanżu. Rundę wcześniej wrocławianie z łatwością odprawili Czarnogórców, ale prawdziwy koncert na niezłym poziomie dali w starciu z Belgami.
Mecze z Sevillą, Legią i Zagłębiem
Ł»e Śląsk dostał w Hiszpanii cztery gole, strzelając jednego – rozumiemy. Ł»e w rewanżu, przed którym się odgrażał, przyjął we Wrocławiu piątkę od rezerwowych, grających na pół gwizdka Hiszpanów– już niekoniecznie. Pięć straconych bramek to również wynik wizyty u Legii, a cztery to derby Dolnego Śląska (4:0 dla Zagłębia).
Niespełnione (i nieświadome) marzenie Bońka
Przyznajemy się bez bicia – gdyby nie jeden z naszych czytelników, sami byśmy tego nie wymyślili i nie wymyśliłby też tego Zbigniew Boniek. Pamiętacie, ile było dyskusji, kto powinien zastąpić Waldemara Fornalika? Można było na ich podstawie stworzyć listę warunków do spełnienia dla nowego trenera:
– z zagranicznym paszportem (warunek wielu dziennikarzy)
– ze znajomością polskich piłkarzy (warunek Bońka)
– z doświadczeniem piłkarskim i trenerskim (warunek wszystkich)
– z charakterem osoby, z którym można konie kraść
I co? Czekał, był tutaj, cały czas pod ręką…
Problemy zdrowotne
– Panie Stanislavie, co to się stało w drugiej połowie? Bo zdaje się, że pan zasłabł. Emocje? Nie wytrzymał pan?
– Nie, nie, nie… To było tylko takie krótkie, chwilowe. Ja właściwie przez cały dzień prawie nic nie piłem.
W momencie, kiedy wielu kibiców i czytelników Weszło (a wśród nich i piłkarze) żartowało z alkoholowych słabości pana Staszka, jemu przytrafiły się problemy zdrowotne. Problemy, które – jak na ironię – zostały wytłumaczone w taki sposób, że ciężko było się nie uśmiechnąć.
Nasze zdanie znacie: człowiek nie wielbłąd…
Jeśli jednak mowa o wywiadach, jakich udzielił Levy, to w pamięci mamy jeszcze jeden – ten, o którym napisaliśmy, że jest murowanym faworytem do nagrody Pulitzera.
Dawne komentarze na Weszło
Fioletowa ambrozja, denaturat, szamotanina… Pamiętacie to? Pamiętacie słynne podszywki pod pana Staszka? Tak, wiemy, że pamiętacie. Czas na wspomnienie tamtych czasów – pijackiego Eldorado w komentarzach na Weszło, kiedy każdy mógł być Stanislavem Levym.
Ilu trenerów dorobiło się własnego fanpage’a, który dość regularnie jest aktualizowany? Na pewno Mariusz Rumak, ale on prowadzi go sam, natomiast pan Staszek ma od tego swoich ludzi – przypominamy: „Stanislav Levy the BEST of”… Ze śmiechem wspominamy nasz wywiad z Sebastianem Milą (całość TUTAJ), który przyznał, że komentarze z Weszło zdominowały również szatnię Śląska:
Porozmawiajmy o trenerze Levym. Sam powiedziałeś, że czytasz Weszło…
(wybuch śmiechu)
(…)
…Cały czas się śmiejesz.
Bo ja go bardzo lubię, wam powiem (śmiech). Dlatego bardzo mnie zabolało, gdy ktoś powiedział, że mam konflikt z trenerem Levym. To mój typ trenera – wymagający, ale z poczuciem humoru. Bo jak będzie za luźno, to ani on nie będzie od ciebie wymagał, ani ty nie zrobisz postępu i będzie stagnacja, dupa. A na to nie ma czasu.
Ale znasz te wszystkie hasła w stylu „szamotanina”, „lokal socjalny”, „ekskrementy”, „fioletowa ambrozja”.
Tak, tak. Poza tym odprawy taktyczne mamy w języku czeskim i zdarza nam się podśmiechiwać.
Ale to nie ty piszesz te komentarze?
Nie! (śmiech) Ale to chyba dobre, bo możesz się rozluźnić. Wiecie, jakie prowadzimy życie… Piłka, mecze, treningi, wywiady, żona, dzieci – wszystko OK, ale czasem szukasz odskoczni, czegoś na miejscu, natychmiast. Nawet czegoś prostego.
Powiedziałeś „akurat ja umiem się od tego odciąć”, co zabrzmiało tak, jakbyś znał przynajmniej jednego, który nie umie. Bez nazwisk – znasz takich?
Oczywiście, że znam! Wielu chłopaków cytuje różne rzeczy (śmiech). Ale nikt nie przekracza granicy, a to najważniejsze.
Teraz możemy już stwierdzić z pełną odpowiedzialnością – od dziś szatnia Śląska nie będzie już taka sama, podobnie jak i cała polska liga. Chociaż sympatyczny szkoleniowiec z wąsem pakuje się w pełni zasłużenie (16-17-17, 1,3 pkt. na mecz przy średniej 1,89 pkt. Lenczyka), to będziemy tęsknić. Nie łam się Stachu… Twoje zdrowie!
PIOTR TOMASIK
Fot.FotoPyK

