Jeszcze na długo przed meczem w Pampelunie wiadomo było, że Atletico czeka ciężka przeprawa. Osasuna, która rozgrywa dość przeciętny sezon, na El Sadar jest zawsze niebezpieczna – w pierwszej rundzie zdołała urwać punkty Realowi i Barcelonie. Jednak podopieczni Simeone z pewnością nie spodziewali się, że zostaną aż tak dotkliwie rozbici. W niedzielny wieczór piłkarze Atletico powtórzyli większość błędów, jakie wczoraj popełnili ich koledzy z Barcelony. Największe powody do radości mają rzecz jasna Królewscy, którzy obu najgroźniejszym rywalom uciekli na trzy punkty.
Właściwie moglibyśmy powtórzyć wnioski z dnia wczorajszego. Atletico, tak samo jak Barcelona, zdobyło w tym roku aż o osiem punktów mniej niż Real Madryt. Największą bolączką Rojiblancos wydaje się nieregularność – dziś w ogóle nie przypominali ekipy, która w środę wygrała na San Siro. Diego Simeone, podobnie jak Gerardo Martino, zdecydował się zostawić na ławce kilku kluczowych zawodników. W meczu przeciwko skrajnie zdeterminowanej Osasunie argentyński trener postanowił oszczędzić Mirandę, Raúla GarcÃę, Koke i Turana. Brazylijczyk i Turek byli zagrożeni pauzą w następnym meczu – czyli w derbach z Realem – więc Simeone wolał nie ryzykować. Wydaje się, że El Cholo zapomniał, że punkty w Pampelunie są równie ważne, jak te, które można zdobyć w starciu z Realem. Przed meczem Argentyńczyk zapowiadał, że nie zamierza kalkulować, a każde spotkanie jest dla niego równie ważne. Jak widać, były to słowa rzucone na wiatr.
To, co oglądaliśmy dziś na El Sadar, można określić mianem masakry. Osasuna jeszcze przed przerwą wbiła Atletico trzy bramki, przy czym bezbłędnie grała w defensywie. Dość napisać, że Atletico do 79. minuty gry nie było w stanie oddać nawet jednego strzału w światło bramki. Kompletnie niewidoczny był Diego Costa, który musiał oszczędzać się ze względu na kartki. Widać jak na dłoni, że bez swojej agresywności i cwaniactwa jest cieniem samego siebie. Atletico zagrało dziś bez charakteru i wydaje się, że gdzieś zatraciło tą pewność siebie, zgubiło nawyk zwyciężania. Dziś ekipie Simeone zabrakło motywacji, bez której wygląda jak typowy średniak Primera Division.
Dzisiejsza porażka sprawia, że do meczu z Realem piłkarze Atletico przystąpią na musiku. Wcześniej na Calderon kalkulowano, że w derbach wystarczy remis, dzięki któremu Rojiblancos będą mieli lepszy stosunek bezpośrednich meczów. Teraz Atletico musi to spotkanie wygrać. Co więcej, po druzgocącej porażce w Pampelunie, nawet jeden punkt z Realem wydaje się poza zasięgiem podopiecznych Simeone. Królewscy w ostatnim czasie sprawiają o wiele lepsze wrażenie, w dodatku są podbudowani półfinałowym dwumeczem w Copa del Rey. Na dziś Atletico ma jeden zasadniczy problem – jak nie dopuścić, by Real w następnej kolejce uciekł na sześć punktów.
***
Po raz pierwszy od listopada zeszłego roku w meczu La Liga wystąpił Damien Perquis i, delikatnie mówiąc, nie bardzo mu ten powrót wyszedł. Francuz w 33. minucie gry sfaulował Kike Solę, za co prowadzący mecz Gil Manzano podyktował rzut karny i pokazał obrońcy Betisu żółtą kartkę. Upomnienie było jak najbardziej słuszne, jednak przewinienie miało miejsce przed polem karnym. Arbiter skrzywdził gospodarzy podwójnie, bo chwilę wcześniej nie podyktował ewidentnej jedenastki za faul na Rubenie Castro. Athletic wyszedł na prowadzenie, a Perquis zagrzał się na tyle, że siedem minut później obejrzał drugą żółtą kartkę, mimo że sędzia powinien bezpośrednio sięgnąć po czerwień. Francuz wykonał bandycki wślizg w nogi Balenziagi, przez co już w 41. Betis musiał grać w dziesiątkę. Jakby tego było mało, po kwadransie drugiej połowy z boiska wyleciał też Lorenzo Reyes, a gospodarze kończyli mecz w dziewiątkę. W tym kontekście wynik 0:2 wydaje się najniższym wymiarem kary.
***
W popołudniowym meczu na Campo de Fútbol de Vallecas Sevilla pokonała Rayo Vallecano. Dzięki trafieniu Coke piłkarze z Andaluzji przerwali niechlubną serię sześciu meczów bez zwycięstwa. Postawa piłkarzy Paco Jémeza w ostatnich dniach raczej nie powala – przed tygodniem zaliczyli sześciobramkowy oklep z Barceloną. Dziś Rayo pozwoliło przełamać się Sevilli, przez co „umocniło” się na przedostatnim miejscu w tabeli. Z kolei w meczu Valencia-Granada gospodarze rzutem na taśmę przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Warto podkreślić, że podopieczni Juana Antonio Pizziego w ostatnich czterech meczach zdobyli dziesięć punktów i z powodzeniem kontynuują passę, którą zapoczątkowali na Camp Nou.