Beznadziejna Barcelona przegrywa w San Sebastian, Real liderem – podsumowanie soboty w La Liga

redakcja

Autor:redakcja

22 lutego 2014, 22:54 • 4 min czytania

Na mecz z Realem Sociedad Barcelona wyszła podbudowana świetnym wynikiem z City i jeszcze lepszą grą na Etihad. Tata Martino poczuł się na tyle pewnie, że na ławce zostawił Fabregasa, Xaviego, Alvesa i Mascherano. Warto się przy tej decyzji na chwilę zatrzymać, bo przecież Barcelona miała aż cztery doby na odpoczynek po meczu w Manchesterze. Co więcej, kolejne spotkanie zagra dopiero za osiem dni i to w dodatku ze słabiutką Almerią na Camp Nou. Dlaczego Martino nie rzucił do boju wszystkich swoich asów? Czy uznał, że piąty w tabeli Sociedad uda się pokonać z Songiem, Bartrą i Montoyą – to pozostanie jego tajemnicą.
Jakież to wymowne, że jeszcze na początku roku Barcelona miała pięć punktów przewagi nad Realem, a dziś Królewscy odjechali już na trzy oczka. Półtora miesiąca i osiem punktów mniej niż największy rywal – tego nie spodziewali się nawet najwięksi pesymiści wśród kibiców z Katalonii. Obrona tytułu mistrzowskiego zdecydowanie się oddaliła, zwłaszcza w kontekście czekającego Barcelonę spotkania na Santiago Bernabeu. Faktem jest, że cztery dni po najlepszym meczu pod wodzą Martino, Barca rozegrała spotkanie najgorsze.

Beznadziejna Barcelona przegrywa w San Sebastian, Real liderem – podsumowanie soboty w La Liga
Reklama

Piłkarze Barcelony nie potrafili dziś poradzić sobie z ambitnie grającymi Baskami. Na pierwszą bramkę jeszcze dali radę odpowiedzieć – i to w całkiem ładnym stylu – ale trafienia numer dwa i trzy kompletnie rozbiły morale Katalończyków. Jako pierwszy ciśnienia nie wytrzymał Gerardo Martino, który jeszcze w przerwie został odesłany na trybuny za pyskówkę z członkiem sztabu szkoleniowego Sociedad. Pozbawieni trenera piłkarze Barcelony grali jakby ze spętanymi nogami. Bezproduktywny był Neymar, beznadziejnie grała cała formacja obronna. Oprócz straty trzech bramek, co Barcelonie zdarzyło się już drugi raz w sezonie, Pique i spółka dopuścili rywali do wielu sytuacji strzeleckich – wynik mógł i powinien być jeszcze wyższy. Obraz meczu najlepiej podsumowała 80 minuta gry, w której piłkarze z San Sebastian przez dłuższą chwilę bawili się pod bramką Barcelony, swobodnie dryblując w polu karnym i ośmieszając kolejnych obrońców.

Mecz z Sociedad pokazał przede wszystkim, że problemem Barcelony jest nieregularność. Piłkarze Martino w ostatnim czasie przeplatają kapitalne zawody, jak z Rayo i Manchesterem City, z występami tragicznymi. Porażki z Valencią i Sociedad pokazują tylko, jak poważne wahnięcia formy notuje ostatnio Barcelona. Sprawę wydaje się bagatelizować Gerard Pique, czyli szef skompromitowanej dziś formacji obronnej. „Nie trzeba się przesadnie martwić, mamy tylko trzy punkty straty do lidera” – powiedział zaraz po meczu. Wydaje się, że jedynym powodem do optymizmu, choć nie tak widocznym jak zwykle, jest Leo Messi. Jeszcze niedawno Argentyńczyk walczył o pierwszego gola w La Liga od września zeszłego roku, dziś trafił już w czwartej kolejce z rzędu.

Reklama

***

Real Madryt wysoko pokonał Elche, ale tym razem wynik był zdecydowanie lepszy niż gra. W pierwszej odsłonie Królewscy nie potrafili stworzyć sobie klarownej sytuacji pod bramką rywala. Wymowne, że Real wyszedł na prowadzenie dzięki trafieniu Illarramendiego, dla którego był to dopiero drugi gol w całej profesjonalnej karierze. Bramka padła w podobny sposób, w jaki Real pozbawił wszelkich złudzeń Atletico w pierwszym półfinale Copa del Rey. Po strzale Baska piłka odbiła się jeszcze od obrońcy Elche i kompletnie zmyliła Manu Herrerę.

Po zmianie stron popołudniowa sjesta trwała w najlepsze. Dość napisać, że w zespole Realu najrzadziej piłki dotykał Karim Benzema, który przegrał w tej konkurencji nawet z Diego Lopezem. Francuz zaliczył 25 kontaktów z piłką, a Illarramendi 95 – z czego jasno wynika, w jakiej części boiska toczyła się gra. Z lekkiej drzemki dość spektakularnie wybudził kibiców Gareth Bale, który w 71. minucie zdobył cudownego gola. Tym samym z nieźle prezentujących się gości uszło powietrze, co później wykorzystał jeszcze Isco. Hiszpan ustalił wynik meczu, jednocześnie dając sygnał Ancelottiemu, że jest gotowy na poważniejsze wyzwania. „Golden Boy” wydaje się mieć duże poparcie kibiców na Bernabeu, którzy dopingowali go przez 74. minuty rozgrzewki. Po golu na 3:0 trybuny najgłośniej skandowały nazwisko młodego Hiszpana.

Real grał tak, jakby oszczędzał siły na kolejne wyzwania – i trudno się temu dziwić. Przed podopiecznymi Ancelottiego kluczowy tydzień, w którym czekają ich pojedynki w Gelsenkirchen i na Estadio Vicente Calderón. Jeżeli chodzi o personalia, to kibiców Królewskich cieszyć może postawa Di Marii, który pod nieobecność Modricia wziął na siebie ciężar rozgrywania. Optymistyczne są też powroty – Varane’a do zdrowia i Isco do formy. Warto też zwrócić uwagę, że w dzisiejszym meczu bramki strzelali piłkarze kupieni przed sezonem – Illarramendi, Bale i Isco. Jednak największym plusem wysokiego zwycięstwa nad Elche jest z pewnością fotel lidera, na którym Real może się rozsiąść na dłużej.

***

W innych sobotnich spotkaniach Celta zremisowała z Getafe, a Almeria z Malagą. Piłkarze z Vigo nie wykorzystali ogromnej szansy, jaką była półgodzinna gra w przewadze i nie potrafili dobić przeciwnika. Z kolei Malaga po raz czwarty z rzędu zagrała bez Bartłomieja Pawłowskiego, który tym samym powtórzył swój „wyczyn” z pierwszej rundy. Wtedy też zagrał przeciwko Barcelonie, po czym wypadł ze składu na cztery mecze. Czy teraz pobije ten niechlubny wynik? Niestety wszystko na to wskazuje.

Najnowsze

Ekstraklasa

Deptuła: „Zainteresowanych Pietuszewskim liczymy w dziesiątkach”

redakcja
3
Deptuła: „Zainteresowanych Pietuszewskim liczymy w dziesiątkach”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama