Reklama

Moskwa – miasto, w którym sport przegrał z polityką

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

14 czerwca 2018, 19:11 • 8 min czytania 9 komentarzy

Oczy całego sportowego świata dziś są zwrócone na Moskwę. Rosja i jej stolica nie organizowały tak dużej sportowej imprezy od prawie 4 dekad. Wtedy igrzyska olimpijskie stanęły na głowie, kiedy z powodów politycznych z udziału w imprezie zrezygnowało aż 67 krajów. Przed mundialem też pojawiły się głosy, namawiające do bojkotu, tym razem jednak na szczęście sport wygrał z polityką.

Moskwa – miasto, w którym sport przegrał z polityką

Roku 1980 większość czytelników Weszło nie pamięta. Generalnie – może i lepiej, bo zdecydowanie nie były to najfajniejsze czasy. W Polsce w najlepsze panowała komuna, niedługo władza miała wprowadzić stan wojenny, było biednie i ponuro, a na sklepowych półkach królował ocet. Między Związkiem Radzieckim, a USA trwał wyścig zbrojeń, na linii Moskwa – Waszyngton nieustannie iskrzyło. Serdeczne gratulacje należą się działaczom Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, którzy w tej sytuacji do ostatecznej walki o prawo organizacji XXII Igrzysk Olimpijskich dopuścili Moskwę i Los Angeles. Jakby mało nam było zimnej wojny! W każdym razie w głosowaniu w Wiedniu w 1974 roku rosyjska stolica wygrała z Miastem Aniołów 39:20. Amerykanom się to oczywiście nie spodobało i tylko czekali na okazję, by podłożyć Sowietom świnię. I doczekali się.

Czołgi wynocha, albo bojkotujemy!

Niewiele ponad pół roku przed zapaleniem znicza olimpijskiego, w grudniu 1979 roku, władze ZSRR podjęły decyzję o interwencji w Afganistanie. Oficjalnie chodziło o bratnią pomoc w ogarniętym wojną domową kraju. W praktyce – jak zawsze chodziło o władzę, wpływy i pieniądze. Sowieckie oddziały powietrzno – desantowe opanowały lotniska, a czołgi przekroczyły granicę. W tym samym czasie rosyjscy komandosi wylądowali w Kabulu, zastrzelili prezydenta i obsadzili na stanowisku swojego człowieka. Oczywiście, nie wszystko poszło szybko, łatwo i przyjemnie, a interwencja w Afganistanie długo się odbijała ZSRR czkawką.

W każdym razie, świat zachodni był oburzony i jednoznacznie potępił rosyjską agresję na niezależne państwo. Z perspektywy czasu to się może wydawać śmieszne, bo najgłośniej oczywiście krzyczeli Amerykanie, którzy przecież nie od wczoraj są specjalistami w „przyjacielskich interwencjach”. Tak, czy inaczej, prezydent USA Jimmy Carter zapowiedział, że nałoży sankcje gospodarcze na ZSRR w związku z atakiem na Afganistan. Kiedy to nie przyniosło efektu, Carter zagroził, że jego kraj zbojkotuje zbliżające się igrzyska olimpijskie w Moskwie. Postawił ultimatum: rosyjskie czołgi w ciągu miesiąca muszą opuścić teren Afganistanu. Rosja zareagowała klasycznie, czyli udając Greka. Odpowiedzi nie było, więc prezydent USA wystosował do Kongresu wniosek o uchwalenie rezolucji o bojkocie. Wynik? Mocno jednostronny. Za bezprecedensowym odpuszczeniem udziału w igrzyskach było 386 kongresmanów, przeciw – tylko 12. Ta decyzja jeszcze nie była ostateczna, jako że Kongres nie mógł nic nakazać Amerykańskiemu Komitetowi Olimpijskiemu. Początkowo zresztą Robert Kane, przewodniczący Komitetu, nawet nie chciał słyszeć o bojkocie.

Reklama

Gdy tylko zaczniemy stawiać polityczne sądy, będzie to oznaczać koniec igrzysk – powiedział. Potem jednak diametralnie zmienił zdanie i stwierdził, że nie wyobraża sobie, żeby kierowana przez niego instytucja w kwestii dotykającej interesu narodowego mogła mieć inne zdanie niż Kongres. Trudno zresztą, żeby było inaczej, bo w międzyczasie potraktowano go jak wroga publicznego numer 1 i poddano konkretnym naciskom. Padły groźby, że rząd wstrzyma federalne finansowanie sportu olimpijskiego. Departament Stanu opublikował ostrzeżenie, że udział amerykańskich zawodników w igrzyskach w Moskwie będzie stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Sportowcy, którzy ciągle myśleli o tym, żeby polecieć do Moskwy i wystąpić na przykład pod flagą olimpijską, usłyszeli, że ich paszporty zostaną zatrzymane na czas zawodów.

Amerykanie za, Brytyjczycy przeciw

Ostatecznie Amerykański Komitet Olimpijski stosunkiem głosów 1604:797 podjął decyzję o bojkocie. Co ciekawe, według sondaży aż 75 procent Amerykanów opowiadało się za rezygnacją z udziału w moskiewskiej imprezie. Prezydent Carter nie poprzestał na tym, że wstrzymał wyjazd do ZSRR sportowców ze swojego kraju. Mocno działał także na arenie międzynarodowej, namawiając zaprzyjaźnione kraje do podjęcia podobnej decyzji. I trzeba przyznać, że odniósł duży sukces. Do Moskwy nie poleciało kilkadziesiąt reprezentacji. W wielu krajach dyskusja na temat bojkotu była naprawdę ostra. Brytyjska premier Margaret Thatcher od razu poparła Cartera, podobnie jak niedługo potem Izba Gmin. Brytyjski Komitet Olimpijski stosunkiem głosów 18:5 zdecydował jednak, że sportowcy z Wielkiej Brytanii polecą do Moskwy, przychylając się zresztą do opinii kibiców. Wściekła „Żelazna Dama” zareagowała w swoim stylu i zabroniła udział w igrzyskach sportowcom, którzy służyli w wojsku.

Na bojkot zdecydowały się między innymi Republika Federalna Niemiec, Chiny, Kanada oraz państwa muzułmańskie. Ostatecznie w Moskwie wystąpili sportowcy z 80 krajów. 67 komitetów olimpijskich nie wysłało do ZSRR swoich reprezentantów. Część państw, jak wspomniana Wielka Brytania, a także Australia, Francja, Włochy, czy Holandia, wystąpiła pod flagą olimpijską. To był największy w historii bojkot wielkiej imprezy sportowej. Skutków politycznych wielkich nie wywołał. Sportowe – już tak.

Dzisiaj, kiedy po zajęciu Krymu przez Rosję i kolejnych numerach Putina i jego ekipy pojawiły się głosy, żeby zbojkotować mundial – tak naprawdę nikt poza grupką oszołomów nie potraktował ich poważnie.

Guma do żucia i 21 osób zadeptanych

Reklama

Związek Radziecki został gospodarzem igrzysk olimpijskich, choć tak naprawdę nikt do końca nie wiedział, czyj to był pomysł. Rok po otrzymaniu prawa organizacji zawodów Leonid Breżniew, pierwszy sekretarz partii pisał na przykład tak: „Tak jakoś wyszło, że zdecydowaliśmy się przeprowadzić olimpiadę. Trzeba będzie wydać kolosalne pieniądze. Być może powinniśmy się jeszcze zastanowić i zrezygnować. Pewni towarzysze podpowiadają mi, że jest możliwość wycofania się, trzeba by tylko opłacić jakąś niewielką sumę”.

Ostatecznie jednak władze ZSRR zastanowiły się i zdecydowały: jedziemy z tym koksem. A jak już zdecydowali, to zrobili wszystko, żeby zrobić naprawdę wypasioną imprezę. W efekcie igrzyska były zorganizowane tak, jak można się było spodziewać. Najkrócej mówiąc, chodziło o to, żeby wszyscy, którzy przylecą do Moskwy zareagowali mniej więcej tak, jak Siara z „Kilera” na widok moskiewskich pałaców: „Mają rozmach skurwisyny”! Na budowę i modernizację obiektów wydano gigantyczną nawet jak na dzisiejsze warunki sumę 9 miliardów dolarów. Co najważniejsze, cała ta kwota pochodziła z budżetu krajowego, bo komunistyczne władze nie zgodziły się na udział sponsorów w imprezie.

W Moskwie w czasie igrzysk można było zaobserwować rzeczy i zjawiska, których w normalnych warunkach moskwianie zdecydowanie nie znali. Na przykład pełne półki w sklepach, a na nich – amerykańskie papierosy, napoje gazowane z coca-colą na czele i gumy do żucia Wrigley’s. Ta guma nie znalazła się w czasie igrzysk przypadkiem. Rosyjskie władze chciały pokazać, że w kraju niczego nie brakuje. Bo pięć lat wcześniej w Moskwie doszło do strasznej tragedii po meczu hokejowym. Juniorzy z ZSRR grali z drużyną z Ontario, której sponsorem był producent wspomnianej gumy. Po meczu Kanadyjczycy rzucali do kibiców gumy i inne gadżety. Później tłum kibiców chciał dotrzeć także na parking, gdzie przy autokarze hokeiści dalej rozdawali prezenty. Droga wiodła wąskim tunelem. Zadeptanych na śmierć zostało 21 osób…

Kozakiewicz pokazał wała

W czasie igrzysk nie brakowało więc niczego, no, może poza zawodnikami z USA i kilkudziesięciu innych krajów. Ale wbrew temu, czego można się było spodziewać, poziom sportowy i tak był bardzo wysoki. Pobito wiele rekordów świata, z których dla nas zdecydowanie najważniejszy i najbardziej symboliczny był ten, ustanowiony przez Władysława Kozakiewicza. Oczywiście, wszyscy znacie te historię, ale jest tak dobra, że warto ją przypominać przy każdej okazji.

Polak był jednym z faworytów konkursu skoku o tyczce. Gospodarze chcieli zrobić wszystko, żeby utrudnić mu zadanie i pomóc w odniesieniu zwycięstwa Konstantinowi Wołkowowi. Kiedy na wybiegu stawał Kozakiewicz, kilkadziesiąt tysięcy widzów na stadionie Łużniki gwizdało i buczało. To jeszcze nic, podobnie dzieje się w wielu miejscach na świecie. Organizatorzy w czasie prób Polaka dodatkowo jednak otwierali i zamykali bramy stadionu, powodując zmiany kierunku wiatru. Kozakiewicz mimo wszystko zrobił swoje. Skoczył 5,78 m, bijąc rekord świata i nokautując konkurencję. Po finałowym skoku pokazał Rosjanom klasycznego wała. Wała, który zresztą przeszedł do historii jako „gest Kozakiewicza” i znalazł się w gazetach na niemal całym świecie. Oczywiście – poza ZSRR i Polską.

Między Warszawą, a Moskwą mieliśmy gorącą linię, która po geście ze stadionu Łużniki rozgrzała się do czerwoności. Sprawa tyczkarza sięgnęła szczytów władzy. Do tego stopnia, że ambasador ZSRR w Polsce Borys Aristow, czyli jakby nie było jedna z najważniejszych osób w kraju żądał, aby Kozakiewiczowi odebrać złoto i dożywotnio zdyskwalifikować. To miała być kara za obrazę narodu radzieckiego i właściwie nie podlegało to dyskusji. Polskie władze robiły, co mogły, żeby znaleźć wyjście z sytuacji i chociaż trochę załagodzić sprawę. Oficjalne tłumaczenie brzmiało więc tak, że Kozakiewicz doznał mimowolnego skurczu mięśnia, spowodowanego gigantycznym wysiłkiem przy biciu rekordu świata. Ci, których to nie przekonało, mogli usłyszeć, że nie było żadnego wała, a po prostu ułożona poziomo ręka symbolizowała poprzeczkę, a pionowo – tyczkę. Tak, czy inaczej – medalu Polakowi nie odebrano. Kolejne złota zgarnęli Bronisław Malinowski (3000 m z przeszkodami) oraz Jan Kowalczyk (jeździectwo, indywidualny konkurs skoków). To jeszcze nic. 14 srebrnych i 15 brązowych, w sumie 32 medale – to oczywiście najlepszy dorobek biało-czerwonych w historii. Więcej – to zaledwie o jeden medal mniej niż Polacy zdobyli na ostatnich trzech imprezach w Rio de Janeiro, Londynie i Pekinie razem wziętych (po 11).

Nie da się ukryć, że części z tych medali by nie było, gdyby do Moskwy przylecieli Amerykanie, Niemcy (z zachodu), Chińczycy i tak dalej. Część z nich to sportowcy, którzy wcześniej lub później odnosili duże sukcesy. O części pewnie nigdy nie słyszeliście i trudno uniknąć myśli, że po prostu im się pofarciło. Bo w myśl polskich przepisów specjalna emerytura olimpijska należy się każdemu polskiemu sportowcowi, który sięgnął po medal igrzysk. Nie ma znaczenia, że na tych igrzyskach zabrakło połowy świata… Trochę tak, jakby teraz na piłkarski mundial nie przyjechali czterokrotni mistrzowie świata – Włosi, trzecia ekipa poprzedniego turnieju – Holendrzy, mistrzowie Afryki – Kamerun, mistrzowie Ameryki Południowej – Chile i na dokładkę reprezentacja USA. Albo dobra, nieważne…

JAN CIOSEK

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...