O tym, że dziwne są dalsze losy piłkarskiego szrotu, zwożonego do Polski w okresach takich jak ten, pisaliśmy nie raz, nie dwa. Jeden swe miejsce odnajdzie w egzotycznych krajach, inny pokopie z taksówkarzami i mleczarzami w IV lidze holenderskiej. Nic nas nie zdziwi. Podobnie zaczynają wyglądać losy trenerów, którzy pracowali nad Wisłą. Wynalazek Wojciechowskiego, ulubieniec Rutkowskiego – sympatyczny Jose Mari Bakero wymieniany jest właśnie w roli faworyta do objęcia reprezentacji Filipin. Smutna to wiadomość dla naszych włodarzy – z miarę poważnych piłkarsko krajów, na umiejętności trenerskie Bakero dali się nabrać tylko oni.
Dla nas Bakero zawsze miał w sobie coś z Ulatowskiego – abstrahując od piłkarskiej przeszłości, obaj zdecydowanie lepiej wypadają w oku kamery niż w piłkarskiej szatni. Nie ma dla nich problemu, gdy trzeba poopowiadać tłumowi przed telewizorem o zawężaniu pola gry. Dobrze skrojony garnitur, okrągłe zdania i gwiazdy telewizji z dopiskiem „trener” gotowe. Jednak gdy trzeba samemu przekazać coś swoim zawodnikom, dziwnym trafem nie wychodzi. Przewagą Hiszpana jest to, że zdecydowanie szybciej odnalazł swoje prawdziwe powołanie – trener z niego żaden, to dziś podróżuje po egzotycznych krajach, robiąc za ewangelizatora futbolu.
Jako że popyt na „małą Barcelonę” występuje praktycznie wszędzie, Bakero przerzucił przez ramię swój worek włóczykija i ruszył w podróż. Najpierw wylądował w Peru, gdzie próbował nabierać ludzi w klubie Juan Aurich Chiclayo, lecz po serii kompromitujących porażek i tamtejsi poznali się na Hiszpanie. Później pokręcił się trochę niezobowiązująco po Libii przy klubie Al-Ahly Trypolis, a dziś na poważanie myśli o byciu selekcjonerem reprezentacji Filipin.
Nawet nie dziwimy się wielce wyborom tego trenerskiego prawdziwka – może trafić do kraju, w którym sportem numer jeden są walki kogutów, ikoną bokser Manny Pacquiao, a liga piłkarska – jak mówił z wywiadzie z nami Ben Starosta – dopiero w powijakach. Reprezentacja kraju do Mistrzostw Świata w RPA nawet nie próbowała się dostać, a z wyścigu o te w Brazylii odpadła w przedbiegach. Czy ktoś tam będzie próbował podważyć autorytet byłego piłkarza FC Barcelony? Raczej nie. Zepsuć nie ma czego, więc życzymy szczęścia. Im dalej Bakero znajduje się od Polski, tym jesteśmy szczęśliwsi.