Trochę jak ze zdradzanym mężem, któremu kobieta przyprawia rogi z kumplem z roboty. Na palarni huczy od plotek, wieloznaczne uśmiechy i tajemnicze komentarze przy kawie są na porządku dziennym, ale rogacz dowiaduje się o wszystkim dopiero wtedy, gdy pikantne szczegóły znają już prezes, sekretarka, a nawet cieć i sprzątaczka. Według komunikatu na oficjalnej stronie Widzewa Łódź, nowym trenerem klubu został Radosław Mroczkowski. Smuda zarzeka się, że nie wie o co chodzi.
-Nic nie słyszałem o zwolnieniu, proszę pytać zarząd – piekli się Franz w rozmowie z Onetem. – Nie rozumiem pewnych rzeczy, ale każdy trener musi być na wszystko przygotowany. Wiem, że zarząd prowadzi rozmowy z zawodnikami na temat tego, czy robię dobre treningi. Nie wiem, czy są to działania na korzyść klubu. Cóż, Widzew zawsze był moim klubem i życzę mu jak najlepiej.
To wersja byłego selekcjonera reprezentacji Polski. Prawdę mówiąc, może być ona całkiem bliska prawdy, co w przypadku Smudy akurat nie jest takie oczywiste, biorąc choćby pod uwagę wierutne dyrdymały, jakie zwykł on klepać do niemieckiej prasy na temat odkrycia talentu Roberta Lewandowskiego. Skąd wniosek, że Smuda tym razem nie konfabuluje? Wynika to z oficjalnego komunikatu, zamieszczonego na klubowej witrynie.
-W niedzielę i poniedziałek zarząd klubu wraz z radą nadzorczą spotkał się z kluczowymi osobami z pionu sportowego, w celu poznania oceny stanu bieżącego i wypracowania optymalnych przygotowań do ostatniego meczu rundy. Nie doszło niestety do spotkania z trenerem drużyny, panem Franciszkiem Smudą, który na spotkanie się nie stawił.
Cóż – trudno, że Smuda cokolwiek wiedział o sprawie, skoro nie pofatygował się na spotkanie, gdzie zapadła decyzja na temat jego przyszłości. Trenera zwolniono po remisie z Lechią Tomaszów Mazowiecki. Widzew miał tym meczem przyklepać awans do II ligi, ale, zamiast efektownego zwycięstwa przed własną publicznością, wyszedł fartowny remis z wiceliderem i teraz trzeba drżeć o awans aż do ostatniej ligowej kolejki.
Smuda po meczu nie podszedł do kibiców, chociaż kilka tysięcy gardeł domagało się od niego wyjaśnień. Znalazł natomiast parę chwil na pogawędkę z trenerem gości, Bogdanem Jóźwiakiem. – Spierdalaj, ja się nie będę się z tobą równał, gówniarzu – wywrzeszczał były trener narodowej kadry, odmawiając podania ręki przeciwnikowi. – Ktoś mnie tam szturchnął i wtedy emocje jeszcze bardziej narosły. Bogdan podszedł do mnie, coś powiedział, a ja bluzgnąłem do niego – studził później emocje Franz. No tak, ktoś go tam szturchnął, więc nabluzgał pierwszemu klientowi, który mu się nawinął. Normalka.
Widzew, już pod wodzą Radosława Mroczkowskiego, musi sobie teraz zapewnić awans w ostatniej kolejce, gdy zagrają z Sokołem Ostróda. Pierwotna decyzja była taka, że dotychczasowy trener poprowadzi zespół już do końca sezonu, ale – wobec ostatnich ekscesów – zmieniono plany. To może być jednak zaledwie początek kłopotów, związanych ze zwolnieniem Smudy i – co najprawdopodobniej będzie konsekwencją tej decyzji – całego jego sztabu. Z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski związany został długoletni projekt odbudowy wielkiego Widzewa, gwarantujący Franzowi olbrzymie zarobki, gdy klub przedostanie się piętro wyżej, do II ligi. Na pewno zarobki niewspółmierne do poziomu rozgrywek i – przede wszystkim – poziomu sportowego, jaki Smuda i jego pomagierzy stworzyli w Łodzi.
Dopóki Franz nie znajdzie nowej fuchy, albo dobrowolnie nie zrezygnuje z dojenia Widzewa z kasy, trzeba mu będzie po prostu co miesiąc płacić. Mówi się, że nawet trzydzieści tysięcy złotych miesięcznie. Połowę tej kwoty ma podobno zagwarantowaną asystent trenera, Marcin Broniszewski. Do tego skaut, Zdzisław Kapka i doradca zarządu, Tomasz Łapiński. Nie jest to chyba taki model budowania drużyny, jaki chcą w Widzewie wprowadzić na stałe i na którym chcą oprzeć odbudowę pozycji klubu na krajowym podwórku. Ale to będzie dobra okazja, żeby sprawdzić, czy przywiązanie Smudy (i reszty ferajny) do Widzewa ma charakter emocjonalny, czy jednak bardziej finansowy.
fot. 400mm.pl