Maciej Iwański odstawia komedię w mediach – tym razem punktuje go PZPN

redakcja

Autor:redakcja

14 stycznia 2014, 09:57 • 3 min czytania

Maciej Iwański z sobie charakterystycznym wdziękiem potrafi wytłumaczyć się z każdej sytuacji. Rzecz jasna nie byłby sobą, gdyby za każdym razem nie wskazywał winnego. Kiedyś kiepsko wykonywał stałe fragmenty gry – bo piłki były za ciężkie. Gruby również nie był, tylko jakiś złośliwy fotoreporter „umiejętnie” pstryknął mu zdjęcie i zrobiła się draka. Na łamach wczorajszego „Przeglądu Sportowego“ Pączek opowiedział kolejną historyjkę – jak to zły PZPN nie pozwolił mu na grę w rundzie jesiennej. Przeczytajcie sami:
To było strasznie irytujące, bo w piłkę nie gra się przez pięćdziesiąt lat, tylko troszeczkę krócej. Trenowałem sam, myślałem, że będę mógł pojawić się na boisku, jednak ktoś mi na to nie pozwolił. (…) Nikt się nie chce przyznać do winy. Dowiedziałem się, że do zarejestrowania wystarczyłby certyfikat zastępczy, który wydaje inny podmiot. Tak jest wszędzie na świecie, tylko nie u nas. Rozwiązałem kontrakt z Manisasporem z winy klubu. Oni nie wywiązali się ze swoich zobowiązań, a w takim wypadku w każdej chwili mogę się związać z innym zespołem. Tak też uczyniłem, lecz i tak nie mogłem grać. (…) Najgorsze jest to, że niedługo to samo może przytrafić się kolejnemu polskiemu zawodnikowi i on też będzie miał kłopoty. Nie mogę tego zrozumieć.

Maciej Iwański odstawia komedię w mediach – tym razem punktuje go PZPN
Reklama

Na reakcję PZPN-u nie trzeba było długo czekać – na stronie internetowej zamieszczono natychmiastową odpowiedź. Wynika z niej, że po stronie związku wszystkie formalności zostały dopełnione, a na rejestrację zawodnika zgody nie wyraziła FIFA. Okazuje się, że Iwański mógłby zostać zarejestrowany poza oknem transferowym tylko w przypadku jednostronnego rozwiązania umowy z tak zwanej uzasadnionej przyczyny. Na stronie pzpn.pl czytamy:

Według FIFA, przesłane dokumenty nie potwierdzały zaistnienia „Uzasadnionej przyczyny”, która ma miejsce w sytuacji, gdy zawodnik nie otrzymuje wynagrodzenia od klubu (zawartego w kontrakcie), co więcej, taki stan rzeczy musi zostać zazwyczaj potwierdzony przez Izbę ds. Rozstrzygania Sporów Sportowych danej Federacji (w tym przypadku Tureckiej), bądź Izbę ds. Rozstrzygania Sporów Sportowych FIFA. Zawodnik nie przedstawił dokumentów od żadnego z wyżej wymienionych podmiotów.

Reklama

Oznacza to, że Iwański nie mógł grać tylko i wyłącznie z własnej winy. Myślał, że skoro Turcy mu nie płacą – może spakować manatki i wrócić do Polski, nikomu nic nie mówiąc. Jak się okazuje, bez potwierdzenia z upoważnionej izby Iwański może sobie rozwiązać jedynie sudoku. A skoro formalności nie zostały dopełnione, to zamiast rozwiązania umowy mamy tu do czynienia z zerwaniem kontraktu. Oczywiście istnieje jeszcze inna ewentualność – Iwański wszystkie papiery ma, tylko ich nie dołączył do swojego wniosku. Wtedy jednak pretensje mógłby mieć wyłącznie do siebie, a wszystkie żale wylane na łamach prasy trzeba by podsumować jednym słowem – kompromitacja.

Jeszcze śmieszniejszą informację znajdujemy w dalszej części związkowej odpowiedzi – nie jest prawdą, że Iwański został już uprawniony do gry. Ł»eby to nastąpiło, musiałby zwrócić się do federacji tureckiej o wydanie certyfikatu. Czyli nie dość, że dalej nie może grać, to wygląda na to, że ciągle znajduje się w punkcie wyjścia. Nie chcemy być złymi prorokami, ale zapowiadana przez Iwańskiego ciężka praca na obozach przygotowawczych może okazać się daremna.

Inna sprawa to słowa Maćka o karierze piłkarskiej, która nie trwa pięćdziesiąt lat. Szkoda, że Pączek nie pamiętał o tym, kiedy wraz z kolegami bawił się w handel punktami – kara za korupcję mogłaby znacząco skrócić tę karierę. Komisja Dyscyplinarna PZPN okazała się jednak dla piłkarza łaskawa. Przypomnijmy – Iwański za swój czyn korupcyjny został zdyskwalifikowany na rok w zawieszeniu na trzy lata oraz nałożono na niego grzywnę w wysokości 50 tysięcy złotych. Z punktu widzenia piłkarza taka kara wydaje się być śmiesznie nieszkodliwa. Naszym zdaniem półroczne kiblowanie Iwańskiego w Bielsku to swego rodzaju interwencja opatrzności. Jest jednak jakaś sprawiedliwość na tym świecie.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama