Widzew znalazł napastnika na czas kryzysu! Sam płaci za siebie rachunki

redakcja

Autor:redakcja

06 stycznia 2014, 23:29 • 2 min czytania

Widzew w swojej najnowszej historii zdążył już sprawdzić tylu różnych oryginałów, gdzieniegdzie nazywanych piłkarzami, że nawet nie oczekiwaliśmy, że w Łodzi mogą wymyślić jeszcze coś bardziej odjechanego. A jednak… Okazuje się, że jesteśmy ludźmi słabej wiary. Widzewiacy postanowili podjąć rękawice i właśnie – świadomie czy zupełnie nieświadomie, tu pewności nie mamy – przystąpili do licytacji. Na półamatorach, którzy na trening przyjechali na rowerach, jednak się nie skończy.
Dziś na testach w Widzewie stawił się niejaki Steven Lecefel.

Widzew znalazł napastnika na czas kryzysu! Sam płaci za siebie rachunki
Reklama

Nominalnie napastnik, chociażâ€¦ Mamy wątpliwości czy w jego przypadku jest w ogóle sens mówić o jakiejś nominalnej pozycji. Nie tak dawno zrobiło się o nim dosyć głośno we Francji i na Wyspach, i on sam nie pozostawił wówczas złudzeń, że mamy do czynienia z absolutnym amatorem.

Lecefel w przeszłości grał nawet w siódmej lidze francuskiej. Ostatnio z kolei w drugiej lidze Walii, w klubie Rhyl FC i to właśnie dzięki niemu świat o nim usłyszał. Nie, nie, bynajmniej nie ze względu na gole, które strzelał. Otóż Francuz wymyślił sobie, że nie będzie na co dzień trenował ze swoimi kolegami, tylko… przylatywał na mecze z Paryża, w którym mieszka i prowadzi firmę. Trener Rhyl dał zielone światło pod warunkiem, że Lecefel sam będzie opłacał wszystkie koszty, na co ten, jak się okazuje, przystał. Raz w tygodniu pakował się więc do samolotu, leciał nim do Manchesteru, a stamtąd miał już tylko 70 mil do Rhyl, w którym grywał mecze. Z lotniska nieraz podrzucał go sam trener. Tym sposobem Lecefel na swoje podróże wydawał miesięcznie około 1000 do 1500 euro. Mamy nawet okolicznościową mapkę…

Reklama

Kibice, o dziwo, nie byli rozczarowani jego brakiem profesjonalizmu, ale wręcz zachwyceni poświeceniem. Zrobiło się o nim na tyle głośno, że wreszcie dostał nawet… powołanie do reprezentacji Martyniki, w której urodził się jego ojciec. Lecefel w rozmowie z BBC dość otwarcie przyznał, że kiedy otrzymał tę wiadomość, wprost nie mógł uwierzyć. Myślał, że ktoś robi sobie z niego żarty. Jednego dnia handlował telefonami, a już kolejnego miał zagrać w piłkę przeciwko Dominikanie i Portoryko.

Naprawdę jesteśmy bardzo, ale to bardzo ciekawi, czy testy w ekstraklasowym – profesjonalnym, jak mogłoby się wydawać – klubie z Polski przyjął z równie dużym zaskoczeniem. Bo że do Łodzi również dotarł na własną rękę, to akurat nie mamy wielkiej wątpliwości. Kto wie, może to jest właśnie droga, którą w Widzewie powinni podążać. Rasowy napastnik na czas kryzysu. Nie oczekuje niczego poza możliwością grania w piłkę i jeszcze płaci za siebie rachunki. Bajka.

Najnowsze

Anglia

Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach

Braian Wilma
0
Maresca potwierdza. Zawodnicy Chelsea wracają po kontuzjach
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama