W kraju, gdzie na ulicach królują Armani, Gucci i Prada, po drogach sunie ponad 30 milionów skuterów a przeciętny mieszkaniec zarabia miesięcznie poniżej 200 dolarów znajduję pewnego rodzaju uwielbienie dla piłki nożnej. Kiedy moja dziewczyna, pracująca na tutejszym uniwersytecie jako nauczycielka języka angielskiego zadaje studentom pytanie dokąd chcieliby pojechać na wakacje, odpowiedzi nie zaskakują. Dziewczynki marzą o podróży do Nha Trang (popularnego wietnamskiego kurortu), niektóre nieśmiało rozmyślają o wizycie w Tajlandii bądź Chinach. Od chłopców otrzymuje jasny przekaz- Mediolan, Madryt i Dortmund. Jak pewnie nietrudno jest się domyślić, ich odpowiedzi determinowane są jedynie chęcią zobaczenia piłki na poważnym poziomie, której w swoim kraju niestety nie uświadczą. Mieszkając od kilku miesięcy w wietnamskiej metropolii, postanowiłem podzielić się z czytelnikami moją wiedzą i informacjami na temat futbolu w tym fascynującym państwie.
Z powodu raczej słabej znajomości języka angielskiego moich lokalnych rozmówców, kiedy pytany jestem o kraj pochodzenia, praktycznie każdy z nich myli „Poland” z „Holland”, a jeśli już uda się nam znaleźć punkt porozumienia, natychmiastowo w odpowiedzi zwrotnej otrzymuje jedno nazwisko – Lewandowski. Nikt z poznanych tutaj osób nie wiedział, że Jan Paweł II był Polakiem, uczniowie studiujący na Uniwersytecie im. Marii Skłodowskiej-Curie są święcie przekonani, że patronka ich uczelni była Francuzką, za to naszego Robercika zna każdy chłopiec, bez wyjątku.
Pomimo blisko 90-milionowej populacji, wietnamski sport nie liczy się na azjatyckiej płaszczyźnie sportowej, o obecności na światowych salonach z grzeczności nie wspominając. Dlaczego tak wygląda sytuacja? Czy komunistyczny rząd popełnia błędy czy po prostu nie zależy mu na promocji państwa poprzez sport? Zdaniem znajomych Wietnamczyków aparat władzy nie zamierza dofinansowywać sportu, ponieważ społeczeństwo powinno skupić się na edukacji i rozwoju intelektualnym. Efektem tego jest oddelegowanie na największą imprezę sportową, jaką są Igrzyska Olimpijskie zaledwie 18 zawodników, spośród których zaledwie dwójka zajęła przyzwoite, czwarte miejsca.
Reprezentacja
Nie ma tutaj za bardzo o czym pisać. Piłkarska reprezentacja Wietnamu w zasadzie nie ma żadnych sukcesów ani tradycji. Zajmuje obecnie 144 miejsce w rankingu FIFA i jest otoczona w nim przez Mauretanię, Tahiti i Antiguę i Barbudę. Największe osiągnięcia w historii wietnamskiej piłki trzeba jednak podzielić pośród dwa zespoły. Przed wojną wietnamską państwo te podzielone było na dwa części: północną i południową. Każda z nich miała swoją osobną reprezentację. Drużyna Wietnamu Północnego w latach 1956 i 1960 osiągnęła czwarte miejsca w Pucharze Narodów Azjatyckich co było jej największym sukcesem. Następnie przez kilkanaście lat z powodu wojny, obie reprezentacje były wykluczone ze struktur piłkarskich. Po trwających ponad 13 lat działaniach zbrojnych nastąpiło połączenie obu drużyn i od tego momentu zawodnicy z północy i południa występują wspólnie pod znakiem żółtej gwiazdy na czerwonym tle.
Dzięki temu, że turniej AFC Asian Cup w 2007r. był współorganizowany aż przez cztery państwa: Tajlandię, Indonezję, Malezję i Wietnam, drużyna tego ostatniego po raz pierwszy w historii została zakwalifikowana, niejako z urzędu, do finałów. Wypadła nadspodziewanie dobrze, gdzie po przejściu grupy, odpadła w ćwierćfinale z późniejszym triumfatorem – Irakiem. Mecze na terenie Wietnamu rozgrywane były w stolicy- Hanoi, na narodowym stadionie Mỹ Äình Stadium a także w Ho Chi Minh City, największym i najbardziej rozwiniętym mieście tego kraju.
Stadiony piłkarskie raczej świecą pustkami. Niedawno, podczas ważnego meczu reprezentacji przeciwko Uzbekistanowi, na trybunach stadionu mogącego pomieścić blisko 41 tysięcy widzów, zasiadło ich raptem niewiele ponad 7 tysięcy. Oglądając ten mecz od razu nasunął mi się na oczy obraz stadionu Śląska na początku rundy wiosennej, jednak nie o to chyba w tym chodzi. Największą gwiazdą reprezentacji jest zaś napastnik Lê Công Vinh – zawodnik japońskiego klubu Consadole Sapporo, który dzięki strzeleniu 31 goli w 56 meczach ma średnią bramek w reprezentacji lepszą od uwielbianego wśród Azjatów Roberta Lewandowskiego…
Nie mogę jednak odmówić sobie przyjemności i muszę przywołać sytuację, która miała miejsce około dwa tygodnie temu gdy reprezentacja Wietnamu U23 pokonała 6:0 Laos U23 podczas turnieju państw Azji Południowo-Wschodniej. Po meczu na głównych ulicach miasta zapanował szał, tłumy skuterów sunęły przez miasto manifestując radość z wygranej. Absolutnym mistrzem celebracji zwycięstwa był na oko 7-letni dzieciak, stojący i jadący na skuterze całkowicie nago (haha), do tego wymachujący flagą narodową. Moja mina w tym momencie podobno była bezcenna. Podszedł do mnie wówczas przypadkowy przechodzień i zagadał:
– Stary, wiesz o co tutaj chodzi?
– Wiem, oglądałem mecz – odpowiedziałem.
– Wyobraź sobie takiego przeciwnika, z którym twoja reprezentacja zawsze wygrywa, czy jest taki zespół?
– Pewnie. Jest ich kilka: San Marino, Luksemburg, Wyspy Owcze…
– Ci idioci cieszą się jak po zdobyciu mistrzostwa świata a graliśmy z państwem, które nie ma żadnego profesjonalnego piłkarza…
Rozgrywki ligowe
V-league czyli odpowiednik naszej Ekstraklasy jest jedyną w pełni profesjonalną ligą w Wietnamie. Składa się ona z 12 zespołów, które rozgrywają między sobą po 2 mecze, w okresie od stycznia do sierpnia. Aktualnie drużyny przygotowują się do rozgrywek testując różnej maści wynalazków. Miałem (nie)przyjemność być na kilku meczach sparingowych zespołów z najwyższej klasy rozgrywkowej i mogę żałować, że gdybym nie przestał regularnie trenować to całkiem możliwe, że znalazłbym tutaj zatrudnienie. Wobec obcokrajowców poszukujących tutaj zatrudnienia stosowane są podstawowe trzy kryteria: piłkarskie CV, filmik, profil na stronie transfermarkt.de. Jeśli czyta to któryś z bezrobotnych piłkarzy i posiada te rzeczy to zapraszam, z chęcią pomogę.
Mój kolega, 29-letni Niemiec, środkowy pomocnik, który dotychczas grał jedynie w czwartej i piątej lidze niemieckiej, był testowany w jednym z czołowych zespołów ligi przez prawie cały grudzień, wszystkie szczegóły kontraktowe były dopięte lecz nie doszło do finalizacji umowy tylko i wyłącznie dlatego, że na drodze stanął limit obcokrajowców (trzech na drużynę) i popyt na zagranicznych napastników. Lokalny rynek podobnie jak polski jest już na tej pozycji wyczerpany i jedynym światełkiem w tunelu jest znalezienie wyborowego strzelca poza granicami kraju. Największy odsetek zagranicznych piłkarzy w lidze to piłkarze pochodzący z Afryki, ściągnięci przez jednego z dwóch afrykańskich menadżerów operujących na wietnamskim rynku. Oprócz tych, którzy mają kontrakty, w samym Ho Chi Minh City stacjonuje ok. 30 piłkarzy, którzy regularnie trenują i czekają na swoją szansę. A niewątpliwie jest na co czekać…
Minimalna pensja dla obcokrajowca podpisującego pierwszy kontrakt to 5 tysięcy dolarów. Ci z bogatszym piłkarskim CV mogą liczyć na zarobki rzędu 10-20 tysięcy dolarów. O premiach za podpis krążą tutaj legendy, jednak jak dowiedziałem się z dosyć pewnego źródła, Nastja Cech – były reprezentant Słowenii, grający w zespole Thanh Hoa dostał ok. 100 tysięcy dolarów. Klubów nie stać jest na transfery gotówkowe więc zatrudniają jedynie wolnych piłkarzy i w związku z tym są w stanie całkiem solidnie zapłacić i co ważne, wszystkie płatności odbywają się z pominięciem podatku. Popularnie mówiąc każde wynagrodzenie zawodnicy dostają „pod stołem”. Afery z ustawianiem meczy, podkupowaniem sędziów w Wietnamie miały miejsce wielokrotnie i w poprzednim sezonie, gdy jedna z nich wyszła na jaw, zdegradowany został zespół Ho Chi Minh City F.C. Dzięki temu reszta zespołów kończyła sezon nie przejmując się relegacją gdyż zdegradowany klub zajął jedyne miejsce spadkowe.
Drugim poziomem rozgrywkowym jest tzw. „First league” jednak gracze występujący tam to niekiedy półprofesjonaliści, którzy oprócz grania w piłkę muszą wykonywać dodatkowo inną pracę zarobkową.
Polski ślad
Przygotowując się do napisania tego artykułu sprawdzałem, czy przypadkiem losy, któregokolwiek z piłkarzy, którzy występowali kiedyś w Wietnamie nie były powiązane również z kopaniem futbolówki w naszym kraju. Kilku polskich piłkarzy takich jak: Tomasz Cebula, Andrzej Stretowicz, Mariusz Wysocki próbowało podbić ligę wietnamską lecz raczej im się to nie udało. Dotarłem także do trzech zagranicznych nazwisk, z których jedno będzie bardzo dobrze znane tym, którzy interesują się rozgrywkami pierwszej ligi. Pierwszy z zawodników to brazylijczyk Nildo, były napastnik Górnika Łęczna, którzy przed przyjściem do Polski występował przez półtora roku w tutejszej lidze. Drugim z nich jest Endene Elokan, prawdziwy piłkarski obieżyświat, występujący w Polsce w trzech drużynach: Podbeskidziu, Pogoni Szczecin i ŁKS-ie Łódź. Po pobycie w naszym kraju, przez Albanię dostał się do drużyny aktualnego mistrza ligi wietnamskiej, zespołu- T&T HÃ Ná»™i. Ostatnim z zawodników był Mba Ukonu, który w 2011r. przeniósł się do Azji z czwartoligowej wówczas Kolbuszowianki Kolbuszowa.
Tymczasem ja nie mogę doczekać się momentu, gdy za dwa tygodnie zasiądę na trybunach, w okularach przeciwsłonecznych i z puszką zimnego piwka w ręku będę raczył się wyczynami piłkarskich artystów w kraju trzeciego świata.
Maciej Sobczak

