Tych wszystkich, którzy czytając tytuł, napalili się, że rzecz traktować będzie o seksownych modelkach i luksusowej bieliźnie pewnej brytyjskiej firmy, od razu musimy rozczarować. Pod tajemniczym tytułem kryje się sylwetka osoby, która pozostaje prawdziwą enigmą dla świata futbolu. Jedni mają go za parweniusza, który nie jest godzien zasiadać przy stole do poważnych rozmów biznesowych, jego klienci opisują go znów jako połączenie geniusza i gangstera. Poznajcie człowieka, który jest najlepszym przyjacielem Zlatana Ibrahimovicia – już sam ten fakt wiele mówi – a kontrakty swoich podopiecznych negocjuje najczęściej ubrany w… krótkie spodenki oraz zwykły podkoszulek. Jego firma ubezpieczeniowa nosi wymowną nazwę Maguire Tax & Legal, wzorując się na filmie z Tomem Cruise’em. Panie i panowie – oto Carmine „Mino” Raiola.
Zanim przejdziemy do chronologii i ustalimy, jak ten holenderski Włoch doszedł na sam szczyt finansowego układu pokarmowego w świecie futbolu, czas na numer popisowy Raioli. Parę lat temu negocjował on przejście swojego statku flagowego – czyli Zlatana – do Juventusu Turyn. Wielki boss „Starej Damy” Luciano Moggi oraz prawnicy i przedstawiciele właścicieli klubu, klanu Agnellich, zasiedli bardzo eleganccy w ekskluzywnych sofach niczym co najmniej klan Borgiów z papieżem Moggim na czele, a ku ich zdumieniu agent „Ibracadabry” przyszedł ubrany w sławną już koszulkę Nike oraz zwykłe hawajskie szorty. Do tego potwornie spocony. Kiedy „Lucky Luciano” – Moggi nazywany był tak ze względu na swoją pozycję w świecie włoskiego Calcio, na wzór włoskiego mafioso Charlesa „Lucky’ego” Luciano – zwrócił mu uwagę na niezbyt fortunny dobór stroju, Mino jedynie się uśmiechnął, a następnie skrzywił, kontrując rozmówcę z wrodzonym wdziękiem, godnym włoskich filmów gangsterskich klasy B:
– A przyszliśmy tutaj rozmawiać o biznesie czy o modzie?
Ludzi Moggiego zatkało, wiedzieli bowiem, że Mino Raiola należy do ostrych, twardo negocjujących osób, umiejących zdobyć dla swoich podopiecznych jak najlepszą umowę. Być może zasięg działań Carmine Raioli nie jest aż tak rozległy jak niekwestionowanego numero uno świata agentów piłkarskich Jorge Mendesa, ale mają oni także różny styl. Portugalczyk Mendes stworzył prawdziwie korporacyjny model funkcjonowania własnej firmy, z poszczególnymi szczeblami asystentów i znów asystentów asystentów, samemu pociągając jedynie za najważniejsze sznurki, w tym negocjacje takich tuzów jak CR7 czy Jose Mourinho. Raiola postawił za to na oldschool, typowo włoski model załatwiania ważnych spraw – liczy się słowo, międzyludzkie relacje „mano a mano”. Wszyscy klienci Mino tworzą jego rodzinę, a idąc nomenklaturą rodem z „Ojca chrzestnego” – „dobro rodziny jest najważniejsze”. To właśnie dlatego piłkarze ze stajni Raioli daliby się za niego pokroić, dba on bowiem o nich wyjątkowo, a do tego jest niczym brat łata. Zaczyna jednak zawsze relacje ze swoimi graczami od pewnego dystansu, od pośredników, dopiero później dając im się do siebie zbliżyć. Co takiego spowodowało jednak, że ten człowiek o aparycji sprzedawcy pizzy doszedł tak daleko? Paradoksalnie właśnie pizza.
Mino Raiola przyszedł na świat w 1967 roku w Nocera Inferiore we włoskiej prowincji Salerno. Gdy miał zaledwie roczek, przeniósł się wraz z rodzicami do Haarlemu w Holandii. Te dwa fakty na zawsze odcisnęły piętno na jego życiu. Włoskie pochodzenie dało mu łatwiejszy start na Półwyspie Apenińskim, Kraj Tulipanów nauczył go za to życia. Gdy miał 18 lat, rozpoczął studia prawnicze. W międzyczasie kelnerował w restauracji ojca, klasycznej włoskiej trattorii. Raiola dorastał jako typowy imigrant, a praca u ojca dała mu pokorę i nauczyła walczyć o swoje. 45-letni dziś korpulentny superagent nie przypomina sylwetką byłego sportowca, ale ponoć był w miarę utalentowanym piłkarzem. Zaskakująco porzucił jednak treningi, ale pozostał przy piłce. Zajął się drużyną U-18 swojego lokalnego klubu. Co piątek w restauracji rodziny Raiola jadał prezydent Haarlemu. Przy każdej możliwej okazji młody Carmine wytykał mu braki w edukacji czysto futbolowej. Prezes klubu w końcu nie wytrzymał i rzekł: – Wiesz co, mam dość twojego gadania. Sam spróbuj.
Tym oto sposobem Mino został być może najmłodszym dyrektorem sportowym w historii jakiegokolwiek profesjonalnego klubu sportowego na świecie. Małe fundusze torpedowały jednak jego ambitne plany, ale dostrzegł żyłkę złota gdzie indziej. Lata 70. i 80. to okres niesamowitego boomu na holenderskich kopaczy, a młody Raiola postanowił sprzedawać ich tam, gdzie wówczas grało się najlepszą piłkę na świecie, a oferowane graczom kontrakty były największe. Mowa oczywiście o Serie A, z rodzącą się potęgą w osobie oczka w głowie Silvio Berlusconiego, czyli AC Milan. Losy obu panów jeszcze się przetną – transfer „Ibry” na San Siro – ale pierwsze ruchy włoskiego Holendra skierowane zostały do Napoli, gdzie Raiola próbował sprzedać Bergkampa, jednak oferta 700 milionów lirów została odrzucona. Niewzruszony agent nic sobie z tego nie zrobił – już wcześniej zmagał się z przeciwnościami losu, w tym bezsensowną biurokracją, co doprowadziło do tego, że wywalczył sobie prawo do reprezentowania wszystkich (!) piłkarzy z Holandii za granicą, czyli głównie w Italii.
Wielkie transfery zaczęły się od pracy dla Sports Promotions. Mino pilotował przenosiny na Półwysep Apeniński m.in. Bayana Roya, Wima Jonka i Dennisa Bergkampa (Raiola, podrażniony odrzuceniem pierwszej oferty przez klub z Neapolu, sprzedał piłkarza do Interu, mimo że drużyna ze stadionu Sao Paolo zaoferowała później aż 14 milionów euro). Wszystko to nie było jednak tym, czego oczekiwał, i postanowił wykorzystać nabyte już kontakty i rozpoczął działalność całkowicie samodzielnie. Reszta to już historia. Carmine rozpanoszył się na początku w Ajaksie, pilotując interesy czołowych graczy holenderskiego hegemona. Dzisiaj wśród klientów Raioli znajduje się dość pokaźna lista, wymieńmy jedynie parę największych nazwisk (wliczając w to już niegrających): Grygera, Maxwell, Ibrahimović, Balotelli, Nedved, Hamsik, van Bommel, Capoue, Pogba, van der Wiel, Matuidi, a także nasz rodak, Bartosz Salamon. Jeśli spojrzymy na liczbę minut rozegranych przez Polaka na San Siro, jego transfer to był prawdziwy majstersztyk…
Mino Raiola jest kochany przez piłkarzy, znienawidzony za to przez włodarzy wszelkich klubów. Znany jest z nieczystych zagrań – jeśli jego piłkarz chce odejść z klubu X do klubu Y, to agent zrobi wszystko, aby dopiąć swego, zapewniając swojemu podopiecznemu jeszcze lepsze apanaże, a sobie samemu następną sumkę tak okrągłą jak jego pokaźny brzuch. To on stoi za wszystkimi transferami „Ibry”, to on odpowiada za podejrzanie częste zmiany klubów przez „Super Mario”, to wreszcie on odpowiada za wprowadzenie Nedveda na rynek włoski. Gdy chciał sprzedać szybko Zlatana do Juventusu, w porozumieniu z Moggim kazał piłkarzowi opuszczać treningi, grając na nosie włodarzom Ajaksu. Bądźmy pewni, że podobnych zagrywek ma na koncie dziesiątki.
Raiola jest bardzo specyficznym człowiekiem. Trudnym, nierzadko chamskim, ostrym, ale tylko tacy potrafią utrzymać w ryzach tak nietuzinkowe persony jak Balotelli czy „Ibracadabra”. To właśnie relacje tego ostatniego z Mino obrosły już dzisiaj legendą, a przyjaźń obu panów nie pozbawiona była – i zapewne nadal taka jest – cierni i wybojów. Mino jest świetnym psychologiem i umie walczyć o swoje, choćby w towarzystwie takich bulterierów jak właśnie przekonany o własnej wielkości Zlatan. Kultowa już jest sytuacja, kiedy agent po raz pierwszy spotkał się ze szwedzkim napastnikiem, przygotowując sobie uprzednio kartkę z zapisanymi nazwiskami najlepszych napastników oraz ich dorobkiem bramkowym. Na samym końcu widniała adnotacja: Ibrahimović – 25 meczów, 6 goli. Patrząc na Zlatana, wypalił: – Twoje statystyki napawają mnie wstrętem (…). Myślisz, że jesteś taki zajebisty, co? Uważasz, że możesz zrobić na mnie wrażenie swoim zegarkiem, kurtką i swoim porsche? Ale tak nie jest, nic a nic. Dla mnie to wszystko jest gówno warte (…). Jeśli zostaniesz najlepszy na świecie, przyjdzie też cała reszta. Ale jeśli będziesz podążał tylko za pieniędzmi, wówczas nie dostaniesz nic, rozumiesz?
Raiola również w mocno niecodzienny – delikatnie mówiąc – specyficzny sposób motywował swojego piłkarza: – Jesteś zerem, Zlatan. Jesteś gównem. Nawet w połowie nie znaczysz tyle, ile myślisz! Musisz bardziej się starać!
Efekty? Przyszły bardzo szybko. Zlatan luksusowe ciuchy, złotego Roleksa i efektowne auto zamienił na dres, tani sportowy zegarek oraz marnego fiata stilo. Trenował jak oszalały, a rezultatem tego były późniejsza doskonała gra Szweda, transfery do największych klubów świata, miliony na koncie oraz bezgraniczne zaufanie do swojego agenta. A sam Carmine? Oczywiście znów dopiął swego, znów miał rację, a sam przesiadł się w ekstrawaganckie sportowe porsche turbo Zlatana Ibrahimovicia. Mino Raiola – prawdziwy włoski geniusz wykuty w surowej stajni holenderskiego Haarlemu.
KUBA MACHOWINA