Tekst czytelnika: Wojciech Stawowy – (nadspodziewanie) cichy bohater jesieni

redakcja

Autor:redakcja

21 grudnia 2013, 10:19 • 4 min czytania

Po Wojciechu Stawowym, bo o nim tutaj mowa, nikt przed sezonem nie miał prawa obiecywać sobie zbyt wiele. Psim swędem wywalczył awans do Ekstraklasy, od początku zajmował jedno z pierwszych miejsc na liście trenerów do odstrzału, a prowadzona przez niego Cracovia słabo weszła w rozgrywki (8 punktów w 8 meczach). Popularny krakowski mitoman w pewnym momencie spakował już do torby szczoteczkę do zębów i tylko czekał na ogłoszenie wyroku. Gdy zdawał do magazynu klubowy ortalion, stało się coś nieoczekiwanego – Cracovia zaczęła grac w piłkę.
Gdyby stworzyć rankingi trenerów Ekstraklasy, biorąc pod uwagę różne kryteria, to w większości wypadałby bardzo słabo. Lubiany przez zawodników? Raczej średnio. Obycie medialne? Tykająca bomba, na samym końcu listy z niemową Broszem. Charyzma? Niektórzy mówią, że jest, ale raczej mylą ją ze śmieszną, bo niczym nieuzasadnioną pewnością siebie. Jeśli jednak za główne kryterium oceny trenerów weźmiemy styl gry drużyny, pojęcie w Polsce niemal fikcyjne, to Stawowy ma teraz swoje pięć minut.

Tekst czytelnika: Wojciech Stawowy – (nadspodziewanie) cichy bohater jesieni
Reklama

Oczywiście mówienie o „krakowskiej tiki-tace” jest nadużyciem na miarę nazywania Budzińskiego „polskim Gerardem”, lecz styl, w jakim Cracovia grała przez większość rundy, może się podobać. Przed meczami z udziałem Pasów z reguły nie trzeba zaopatrywać się w zapasy kawy lub innych pobudzaczy. W trakcie spotkań nikt nie spogląda błagalnie na zegar odmierzający czas z nadzieją, że tortury aplikowane przez piłkarzy zaraz się skończą. A po zawodach nie czujemy, że bezpowrotnie ktoś zabrał nam kolejne 90 minut życia. Abstrahując od pozorowania gry w obronie, długie utrzymywanie się przy piłce, wymienienie wielu podań na małej przestrzeni i przede wszystkim duża liczba strzałów (2. w całej w lidze, zaraz za Legią) – to oglądaliśmy w wykonaniu Kosanovicia i spółki. Bardziej jednak od doznań estetycznych serwowanych przez piłkarzy, zastanawia przemiana tego, który pod tym stylem gry się podpisuje.

Wszystko działa według pewnego schematu – mniej pieprzenia o swojej wyjątkowości, a więcej grania. Stawowy od zawsze powtarzał, że jego drużyny mają niepowtarzalny styl, są w tym konsekwentne, a swoją grą przynoszą radość kibicom. Tylko nigdy nie było tego widać na boisku. Teraz jest odwrotnie – wąsaty trener jakby spokorniał i nie kreuje się w mediach na niezrozumianego geniusza, który posiadł wiedzę tajemną, a przed jej wprowadzeniem w życie stopują go tylko zacietrzewieni miejscowi. Efekty jego pracy bronią się teraz same. Co ważniejsze, Stawowy, jeden z największych bajkopisarzy w całym futbolowym środowisku, już prawie od roku nie zaliczył żadnej spektakularnej wpadki, nakazującej traktować go jako oszołoma. Pamiętacie zapewne:

Reklama

– wypowiedź na łamach Dziennika Polskiego, w której stwierdził, że pierwszą polską drużyną, która przełamie impas w staraniach o Ligę Mistrzów, będzie Cracovia
– bajki o tym, że z Arki nie zwolniono go za wyniki sportowe, tylko za styl bycia (przypomnijmy: gdyńska drużyna była wtedy finansowym potentatem w II lidze, utrzymywanym z pieniędzy Ryszarda Krauze. Po serii kompromitujących wyników pożegnano Stawowego, a awans wywalczono rzutem na taśmę)
– po zwolnieniu z Arki bezczelnie domagał się premii za awans, choć w mediach zarzekał się nic takiego nie miało miejsca
– wypowiedź, w której stwierdził, że Cracovia staje się szanowaną w Europie drużyną (wniosek wysnuty na podstawie faktu, że przebywająca akurat w Pradze Parma chciała rozegrać z Pasami sparing)
– historię o tym, jak odmówił AEK Ateny, choć jego kontrakt leżał już na stole i czekał jedynie na podpis Stawowego
– budowanie „wielkiego” GKS-u Katowice w oparciu o emerytowanych Karwana, Sokołowskiego i Mazurkiewicza
– opowieści o tym, że ponowna praca z Marcinem Cabajem (!) jest jego marzeniem

To krótka lista mniejszych lub większych kompromitacji trenera Pasów. Niewiele jest postaci, które w taki sposób, bez krzty instynktu samozachowawczego, wystawiają się na medialny ostrzał. W tym sezonie jednak Stawowy lekko spuścił z tonu i w mediach jest trochę bardziej wyważony. Wszystko to z korzyścią dla drużyny, ale również dla samego siebie. Niestety, pisząc te słowa nie ma żadnej gwarancji, ze trener Cracovii za chwilę znów nie oszaleje, i – przykładowo – nie nazwie się jedynym prawowitym kontynuatorem katalońskiej myśli szkoleniowej. Pozostaje jedynie mieć nadzieję.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama